[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciał usłyszeć te słowarównież od niej.Przynajmniej miała nadzieję, że tak jest.W przeddzień swojego powrotu, Eryk zadzwoniłwieczorem do Amandy, powiedział jej, kiedy ma przybyći że tego popołudnia będzie musiał popracować nadkilkoma sprawami komisji z prokuratorem okręgowym,a potem chciałby się z nią spotkać.Zaprosiła go do siebiena pózną kolację - nie mogła opuścić red akcji aż do ósmej- i pożegnali się.Amanda znalazła supermarket otwarty tego wieczorudo pózna i długo nie kładła się spać, przygotowujączawczasu tyle, ile mogła.Zamarynowała kurczę w wyśmienitej mieszance czerwonego wina, melasy i imbiru,zrobiła porządek w salonie i kuchni, wepchnęła do jednejz szafek tyle porozrzucanych w sypialni rzeczy, ilezdołała, i w końcu, o trzeciej nad ranem, zapadław wyczerpaną drzemkę.Obudził ją w środku nocy - o wpół do piątej, jakstwierdziła włączywszy stojącą przy łóżku lampkę164- dzwonek telefonu.Podniosła słuchawkę z paniką, jakąodczuwała zawsze, gdy telefon dzwonił o tej porze nocy.- Halo? - odpowiedziała ostrożnie.- Manda - wybełkotał jakiś głos.- Co porabiasz?- Greg - szepnęła Amanda.- Gdzie byłeś? Próbowałam się do ciebie dodzwonić tuzin razy.- Ty i ten Harrison.Słyszałem o was dwojgu.Amanda westchnęła.- Greg, gdzie ty jesteś?- Gdzieś - odparł dziecinnie.- Gdzieś i nic cię to nieobchodzi.Amanda zamknęła oczy.- Ależ obchodzi mnie, Greg.I niepokoję się tym, cocię spotkało.- Tak, jasne - dąsał się.- Jasne, że się niepokoisz.- Kaszlnął w słuchawkę i Amanda usłyszała w tletrąbienie klaksonu.- Czy ty.wszystko będzie dobrze, zobaczysz - powiedziała.- Wiem, że będzie.- O, tak, pewnie.Pewnie.Każesz Harrisonowi tozałatwić i będzie po prostu świetnie.- Rozległ się jakiśgwar i Amanda usłyszała z oddali Cześć", a potemtrzask, kiedy Greg odwiesił słuchawkę.Westchnęła, odłożyła słuchawkę na miejsce i zgasiłaświatło.Było jej przykro z powodu Grega - wszystkiego,co zrobił, wszystkiego, co prawdopodobnie robiłby dalejw przyszłości, gdyby dano mu szansę.Była mu też wdzięczna, za coś, czego właśnie siędowiedziała: on r zeczywi ś ci e wciąż ją winił - zawszystko, co nie udało się w jego życiu po rozwodzie.A przecież nic z tego nie stało się z jej winy.Dowodziło tojednak, jak zle być zależnym, prosić drugą osobę o zbytwiele.Nie miała większego prawa prosić Eryka, bywyrzekł się swych politycznych planów, niż Greg - spodziewać się po niej, że pozostanie jego żoną wbrew swojejwoli.Eryk musiał podjąć samodzielną decyzję - bez165żadnego nacisku z jej strony - aby ich związek był udany.Jeśli bowiem wywierałaby na niego presję, nawet subtelnie, a on przychyliłby się do jej życzeń, to czy niezachowałby do niej urazy, jak długo wciąż pragnąłbyzrealizować swoje plany, o ile nie na zawsze?Amanda wkrótce zasnęła i pomimo krótkiego snuobudziła się następnego ranka na tyle wcześnie, bydokonać w swoim mieszkaniu jeszcze kilku powitalnychpoprawek.Wciąż jeszcze odczuwała pewną dumę zeswego postanowienia ubiegłej nocy, że pozwoli Erykowipodjąć samodzielną decyzję, a potem pogodzi się zewszystkim, co przyniesie los.Czuła, że to dojrzała decyzjai że może pozwoli jej ona być z Erykiem bez ustawicznegopodawania w wątpliwość kierunków i motywów jegopostępowania.Dzień przeminął i wkrótce Amanda była w domu.Godzina, jaka pozostała do przybycia Eryka, upłynęła jejna przygotowaniach.Jej mieszkanie wyglądało jeszczelepiej niż przedtem.Gałązkami jesiennych liści umieszczonymi w wysokich wazonach w salonie oraz zapalonymi tu i ówdzie świecami, Amanda stworzyła przytulną,gościnną atmosferę.Piekące się kurczę napełniło wszystkie trzy pokoje smakowitym aromatem imbiru.Amanda założyła beżowy, jedwabny, przeznaczonydo przyjmowania gości komplet, który pasował dośćdobrze, odkąd straciła na wadze.Góra ledwo zahaczałao jej piersi, spodnie zaś leżały gładko na biodrach,a potem wdzięcznie opadały do kostek.Różowa-wo-beżowy kolor harmonizował również dobrze z jejkasztanowatymi włosami i błękitnymi oczyma.Nie byłajednak całkiem pewna, czy powinna zakładać ten strój,gdyż kobieta, która spojrzała na nią z lustra, była kobietąwyraznie kuszącą; jej piersi rysowały się pod bluzką,kiedy się poruszała, a cały ubiór sugerował, że można gozdjąć - albo zerwać - w mgnieniu oka.Lecz przecież166c h c i a ł a wyglądać atrakcyjnie, toteż w końcupostanowiła się nie przebierać.Jakiś czas pózniej rozległ się dzwięk dzwonka i Amanda pobiegła do drzwi, wciąż jeszcze przepełniona dumą,jaką odczuwała z powodu decyzji, którą powzięła zeszłejnocy.Otworzywszy drzwi, odwzajemniła szeroki uśmiechEryka, którego wzrok błądził taksująco po jej twarzyi sylwetce.Nigdy nie widziała, żeby wyglądał lepiej.Jegociemne oczy błyszczały, szerokie ramiona i pierś rysowałysię wyraznie pod białą, bawełnianą koszulą, a włosy byłyciemne i bujne.- Wyglądasz cudnie - rzekł jedwabistym, niskimgłosem, a jego oczy zaiskrzyły się.Pochylił się do przodui pocałował ją lekko w usta, po czym wszedł z rękomapełnymi pakunków.- No - odezwał się, kładąc je na stoliku na końcufoyer.- Tutaj - zaczął wręczając jej bukiet z kwiaciarni- jest coś, na co czekam co roku.Zajrzała do środka i uśmiechnęła się.Był to ostro-krzew, piękne, ciężko obładowane gałęzie, gęste odczerwonych jagód, które doskonale harmonizowałybyz całym rozmieszczonym w pokoju listowiem.- Najwyrazniej mamy taki sam gust - zauważyłaz uśmiechem, wskazując gestem za siebie, na jesienneliście.- Oczywiście, że tak - zgodził się Eryk, uśmiechającsię szeroko.- A tu, kochanie, jest rozdarta relikwia,symbol nas dwojga.Amanda roześmiała się.Był to plakat wyborczy, któryzaprojektował dla Eryka Hal Jenkins, z wypisanymi przezśrodek słowami: Sorry, na razie nie - mam lepsze rzeczydo roboty".- A oto czerwone i białe - rzekł Eryk, podnoszącw górę po butelce wina w każdej dłoni - bo nie wiedziałem, co będziemy jedli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]