[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta nierozsądna pobłażliwość rodziców mogła się staćzalążkiem waszej obecnej choroby.Mówię to w nadziei, że zrozumiecie, iż narzucamy wamdyscyplinę i zmuszamy was do posłuchu wyłącznie dla waszego dobra.Wolno obróciła głowę.Niechęć do czekającego ją obowiązku miała wyrazniewypisaną na twarzy.W świetlicy panowała absolutna cisza - tylko dzwonek w mojej głowiebrzęczał gorączkowo.- Sami chyba zdajecie sobie sprawę, jak trudno jest egzekwować dyscyplinę wwarunkach szpitalnych.Bo cóż możemy wam zrobić? Nie możemy was aresztować.Niemożemy zamknąć was o chlebie i wodzie.Jak widzicie, znalezliśmy się w kłopotliwejsytuacji: co mamy zrobić?Ruckly miał pewną sugestię, ale oddziałowa nie dopuściła go do głosu.Twarz jejzaczęła się zmieniać, tykając jak zegar, aż wreszcie zastygła w nowy wyraz.Wtedyoddziałowa sama udzieliła sobie odpowiedzi.- Musimy wam odebrać jeden z przywilejów.Po dokładnym rozważeniu okolicznościbuntu doszliśmy do wniosku, że najsprawiedliwiej będzie pozbawić was przywilejukorzystania z gabinetu hydroterapii, w którym grywacie w karty.Chyba nie uważacie, że jestto krzywdzące?Nie poruszyła głową.Nie podniosła oczu.Ale oprócz niej wszyscy, jeden po drugim,kierowali spojrzenia na siedzącego w kącie rudzielca.Nawet starzy Chronicy, którzy nierozumieli, dlaczego wszyscy patrzą akurat w tę stronę, wyciągali chude ptasie szyje i gapilisię na McMurphy ego - dziesiątki nagich, zalęknionych twarzy zwróconych ku niemu znadzieją.Pojedynczy ton w mojej głowie był tak wysoki jak pisk opon pędzącego samochodu.McMurphy siedział sztywno w fotelu i czerwonym paluchem drapał się leniwie pobliznie na nosie.Uśmiechnął się szeroko do wpatrzonych w niego pacjentów, ujął czapkę zadaszek i ukłonił się im grzecznie, a następnie przeniósł wzrok na oddziałową.- Jeśli więc nikt nie chce zabrać głosu w sprawie naszej decyzji, myślę, że czaszakończyć zebranie.Przerwała i wreszcie sama spojrzała na McMurphy ego.Rudzielec wzruszyłramionami, westchnął głośno, klepnął się po kolanach i wstał wolno z fotela.Wyprostowałsię, ziewnął, znów podrapał po nosie i podciągając kciukiem spodnie ruszył przez świetlicę wstronę siedzącej przy dyżurce oddziałowej.Wiedziałem, że już za pózno, żeby gopowstrzymać od jakiegoś szaleństwa, i tylko patrzyłem na niego, podobnie jak wszyscy.Szedłstawiając długie, przesadnie długie kroki, a kciuki zatknął za kieszenie spodni.Podkuteżelazem obcasy krzesały iskry z posadzki.Znów był drwalem, chełpliwym szulerem,wielkim, skorym do bitki rudym Irlandczykiem oraz kowbojem z ekranu telewizyjnego,kroczącym środkiem ulicy, żeby przyjąć rzucone wyzwanie.Kiedy się zbliżył, oczy wyszły Wielkiej Oddziałowej z orbit.Nie spodziewała się, żeMcMurphy cokolwiek zrobi.Odebranie nam gabinetu miało być jej ostatecznymzwycięstwem, miało raz na zawsze potwierdzić jej władzę.A tu nagle rudzielec idzie prostona nią i jest wielki jak dom!Zmiertelnie przerażona otworzyła usta i zaczęła się rozglądać za sanitariuszami, gdywtem McMurphy zatrzymał się, nie dochodząc do niej.Stanął przed oknem dyżurki ipowiedział, cedząc wolno słowa, że ma ochotę zapalić jedną z fajek, które kupił rano, anastępnie przebił ręką szybę.Szkło bryznęło na boki jak woda, a oddziałowa zakryła dłońmi uszy.McMurphy wziąłjeden z kartonów ze swoim nazwiskiem, wyjął z niego paczkę papierosów i odłożył go namiejsce.Następnie odwrócił się do Wielkiej Oddziałowej siedzącej bez ruchu jak kredowyposąg i bardzo delikatnie zaczął strzepywać jej z czepka i z ramion odłamki szkła.- Strasznie mi przykro - rzekł - jak Boga kocham.Ale ta szyba była tak czysta, że naśmierć o niej zapomniałem.Całe zajście trwało zaledwie parę sekund.McMurphy zostawił oddziałową zrozdygotaną, terkoczącą twarzą i zapaliwszy papierosa, wrócił na swoje miejsce.A mnie przestało dzwonić w głowie.CZZ IIIPo tym zajściu McMurphy długo był panem oddziału.Siostra Ratched czekała, ażprzyjdzie jej do głowy jakiś nowy pomysł, dzięki któremu odzyska przewagę.Wiedziała, żeprzegrała jedną ważną rundę, a teraz przegrywa drugą, ale bynajmniej jej się nie spieszyło.Nie zamierzała przecież zalecić wypisania; mogła więc przeciągać walkę tak długo, jakchciała, a więc dopóki McMurphy nie popełni błędu, nie podda się wyczerpany lub dopókiona nie obmyśli nowej taktyki, która przyniesie jej pełne zwycięstwo.Ale niejedno wydarzyło się na oddziale, zanim ta nowa taktyka przyszła jej do głowy.Odkąd McMurphy dał się znów wciągnąć do walki i stłuczeniem szyby w prywatnym okniesiostry Ratched obwieścił powrót na ring, życie na oddziale nabrało kolorów.Rudzielec byłobecny na wszystkich zebraniach i uczestniczył we wszystkich dyskusjach.Cedził słowa,mrugał i sypał dowcipami, żeby wydobyć blade uśmiechy z facetów, którzy bali sięroześmiać, odkąd skończyli dwanaście lat.Zebrał dość chętnych, żeby utworzyć drużynękoszykówki, i przekonał doktora, by pozwolił im zabrać piłkę z sali gimnastycznej i ćwiczyćna oddziale.Siostra sprzeciwiała się, mówiąc, że wkrótce zechcą grać w piłkę nożną wświetlicy albo w polo na korytarzu, ale przynajmniej tym razem lekarz postawił na swoim.- Niektórzy pacjenci, siostro, wykazują ogromną poprawę zdrowia od chwilipowstania drużyny; uważam, że to najlepiej dowodzi jej wartości terapeutycznych -oświadczył.Oddziałowa przez moment przyglądała mu się ze zdumieniem.A więc i on zaczynałpodskakiwać.Zapamiętała ton jego głosu, żeby porachować się z lekarzem, kiedy odzyskawładzę, skinęła głową i wróciła do dyżurki bawić się tarczami na tablicy rozdzielczej.Nowaszyba nie była jeszcze gotowa, więc portierzy wstawili tymczasem tekturę w okno nadbiurkiem oddziałowej; siedziała za nią dzień w dzień, jakby jej tam nie było albo jakbywidziała przez nią wszystko, co się dzieje w świetlicy.Schowana za prostokątem tekturyprzypominała obrazek odwrócony przodem do ściany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]