[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Któż bowiem ma w takiej atmosferze większe szanse na sukces? Kto jest lepiejprzystosowany do reguł spektaklu?Na plan pierwszy wysuwają się krzykliwi recytatorzy frazesu, pieniacze, Rejtani zurojenia, tropiciele, ochotnicy do egzekucji i zwykłego moralnego linczu.A pozostalipolitycy, którzy czują się w obowiązku wykonywać swoje zadania, nie zaś błyszczeć w imięczczej próżności, chcąc nie chcąc, muszą, aby w ogóle nie wypaść z gry, też błyszczeć.Desperacko, jak brzytwy, chwytają się marketingu, aż w końcu i oni zapominają, że pozasocjotechniką reklamy i promocji jeszcze coś istnieje.Zanika umiejętność i nawykwewnętrznych dyskusji programowych, poważnych debat publicznych (nie mylić zpyskówkami i kanonadą z ciężkiej artylerii ideologicznopropagandowej), inicjacji ruchówspołecznych, sprawnego zarządzania, poddawania się kontroli społecznej.Wszystkieproblemy ma rozwiązać wytrych marketingu.W sytuacjach, gdy takie mechanizmy zwyciężają, politykiem może zostać byle kto,nawet Dyzma, bo niemal każdy może zostać radnym, posłem, ministrem, a to już wystarczy,by nazywać go aż politykiem.W dodatku, aby uzyskać takie miano na jakimkolwiekstanowisku, nie musi się bynajmniej posiadać wyraźnych poglądów (przeciwnie, to może byćniepolityczne, jak wyraziłby się Zagłoba), wypracowanego programu, umiejętnościdecydowania (czyli dokonywania konsekwentnych wyborów i podejmowania twardychpostanowień), praktycznego rozwiązywania takich czy innych kwestii społecznych własnymorganizatorskim i menedżerskim działaniem oraz we współdziałaniu z innymi.Wystarczybyć, już nawet nie walczyć (mimo że najlepiej prezentuje się jako polityk ten, o kimwiadomo, że walczy i jest bardzo bojowy, choćby nie bardzo było wiadomo, co właściwiedotychczas zdziałał).Wystarczy być, jak tego dowiódł Kosiński w swej aktualizacji modeluDyzmy.A w szczególności - wystarczy być w telewizji i na okładkach.W rezultacie postępującej medializacji polityki na naszych oczach kształtuje się iutrwala chory mechanizm funkcjonowania życia publicznego, a w konsekwencji równie chorymechanizm selekcji pretendentów do wpływu i przywództwa politycznego.Zanik mechanizmów społecznej samoorganizacji i reprezentacjiMedializacja polityki jest wyrazem i w jakiejś mierze współprzyczyną jeszcze innychistotnych, strukturalnych wręcz zmian w mechanizmie życia politycznego.Symptomatyczne jest pod tym względem wyparcie pojęcia bazy społecznej(zakładającego ujęcie ugrupowań politycznych jako formacji wyrosłych z określonych siłspołecznych - tzn.grup interesów i wspólnot ideowych obdarzonych grupowym poczuciemtożsamości i solidarności, powstałych w procesie samoorganizacji) przez statystyczny, a takwygodny dla rozhulanych polityków termin jak elektorat.Za tym nowotworem politycznejnowomowy kryją się już nie klasy, warstwy, grupy etniczne, korporacje zawodowe,środowiska pracownicze, twórcze czy biznesowe, społeczności lokalne, lecz amorficznamasa, kategoria statystyczna taka sama jak, powiedzmy, suma konsumentów o podobnychdochodach i gustach.A przecież zupełnie inaczej wyłaniany jest i funkcjonuje przywódca będącywyrazicielem, a nawet zakładnikiem woli określonej grupy jako całości, a inaczej lider (lubpretendent do takiej roli) zapatrzony w sondaże, słupki popularności operującemechanicznymi sumami w zbiorach.Inaczej myśli, przeżywa i decyduje jednostkapoczuwająca się do integralnego uczestnictwa i identyfikacji z określoną wspólnotą, a inaczejobywatel, dla którego rola obywatelska sprowadza się do roli wyborcy, równie okazjonalnej isterowanej jak rola konsumenta, a na co dzień co najwyżej do roli odbiorcy medialnychsensacji, plotek i kampanii.Taki uśredniony obywatel, podobnie jak konsument, reaguje nadoraźne bodźce: mody, reklamy, okazje, promocje.W swych sympatiach, preferencjach idecyzjach (np.wyborczych) kieruje się raczej pamięcią krótkookresową i nastrojami,emocjami, dominującymi tendencjami stadnymi niż pamięcią długookresową, ciągłościązainteresowań i poglądów, krytycznoporównawczym namysłem.Kontakt przez szybkęWięź między politykiem a jego zwolennikami lub tymi, których chciałby pozyskać,lub w ogóle tymi, których problemy miałby rozwiązywać swoimi decyzjami, coraz bardziejzaczyna przypominać kontakt sprzedawcy z klientem przez szybę wystawy.Tę barierę przesłania mistyfikacja nazywana przez krytyków sarkastyczniesondażokracją.Badania opinii publicznej, choć mogą być źródłem cennej wiedzy i impulsemdo poważnych przemyśleń, coraz częściej funkcjonują jako wielostopniowa mistyfikacja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]