[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widać było trzy wielkie namioty.Tworzyły duży trójkąt.Na przedłużeniu jego wysokości leżeli westmani.Najbliższynamiot był ozdobiony orlimi piórami, a więc był to namiotwodza.Ognisko płonęło pośrodku trójkąta.Konie czerwonoskórych pasły się swobodnie na łące.Wojownicy leżeli przy ognisku i odcinali kawałki pieczeni, którawisiała na gałęzi nad płomieniem.Choć byli pewnibezpieczeństwa, jednak na wszelki wypadek rozstawili straże,które po cichu i powoli maszerowały tam i z powrotem. Piekielna historia  szepnął Davy. Jakwydostaniemy naszych towarzyszy? Jak myślicie, panowie?  Przede wszystkim chcielibyśmy poznać pańskie zdanie,Mr Davy  odpowiedział Shatterhand. Moje? Do licha! Nie mam żadnego! A więc może zechce się pan zastanowić. To na nic! Inaczej sobie wyobrażałem to wszystko.CiSzoszoni nie mają rozumu.Wszyscy przykucnęli międzynamiotami, dokoła ognia tak, że nie można się wkraść dożadnego wigwamu.Mogliby postąpić inaczej. Widzę, że lubi pan wygodę, sir! Czy chciałby pan, żebyIndianie wymościli gładki trakt i sprowadzili do nas powozempańskiego Grubego Jemmy ego? No, w takim razie nie powinienpan mieszkać na Zachodzie. Słusznie! Gdyby chociaż było wiadomo, w którymnamiocie umieszczono jeńców. Zapewne w namiocie wodza. A więc zaproponuję coś.Podkradniemy się tak blisko,jak tylko można, a kiedy nas zauważą, napadniemy na nich  ztakim krzykiem i rwetesem, aby myśleli, że jest nas stu.Zprzerażenia dadzą drapaka.Wyciągniemy z namiotu jeńców iczmychniemy co sil.Jak się panu podoba ten plan? Wcale mi się nie podoba.  O! Czy pan sądzi, że można wymyśleć coś lepszego? Nie twierdzę, że wymyślę coś lepszego, ale w każdymrazie nie będzie to tak niedorzeczne. Sir, czy to ma być obelga?! Jestem Długim Davy! Wiem o tym od pewnego czasu.Nie ma mowy oobeldze.Przecież sam pan stąd widzi, że Indianie trzymają brońw pogotowiu.Nie będą głupi, aby tak przecenić naszą liczbę,jakby pan sobie tego życzył.Jeśli napadniemy na nich, będązaskoczeni tylko w pierwszej chwili.Jest ich dziesięć razy tyleco nas.A nawet jeśli zwyciężymy, to przeleje się wiele, wielekrwi, a do tego nie chcę dopuścić.Przecież lepiej jest znalezćsposób, który nas zaprowadzi do celu bez przelewu krwi. Tak, sir.O ile znajdzie pan taki sposób, to będę panabardzo chwalił. Być może już znalazłem.Pragnę jednak wiedzieć, jakbędzie się na to zapatrywał Winnetou.Przez kilka chwil rozmawiał z wodzem w języku Apaczów,tak że nikt nie mógł ich zrozumieć.Po czym zwrócił sięponownie do Długiego Davy ego: Tak, ja i Winnetou dokonamy tego czynu.Wyzostaniecie tutaj.Nawet jeśli nas nie zobaczycie za dwie godziny, pozostańcie na miejscu i nie ważcie się niczegoprzedsięwziąć.Chyba że usłyszycie trzykrotne ćwierkanieświerszcza, wtedy wypadnijcie z ukrycia. I co mamy robić? Szybko, ale jak najciszej i niepostrzeżenie, podążcie donajbliższego namiotu, do którego przekradnę się z Winnetou.Dam umówiony znak, jeśli będziemy potrzebowali waszejpomocy. Jak pan naśladuje ćwierkanie świerszcza? Za pomocą zdzbła trawy.Składa się dłonie przytykającdo siebie oba kciuki, które mocno ściskają zdzbło trawy.Międzyniższymi końcami kciuków pozostawia się wąską lukę, gdziezdzbło może swobodnie wibrować.W ten sposób tworzy sięrodzaj piszczałki.Gdy przykłada się usta do kciuków i dmuchasię w słomkę krótko  frr frr  frr! rozlega się ćwierkaniepodobne do głosu świerszcza.Oczywiście trzeba mieć w tymwprawę.W tej chwili odezwał się Winnetou: Mój biały brat pózniej wyjaśni te rzeczy.Zaczynamy! Dobrze.Czy wezmiemy ze sobą nasze znaki? Owszem.Niech Szoszoni się dowiedzą, kto u nich był. Wielu westmanów i wybitnych Indian posługuje sięspecjalnymi znakami, aby zawiadomić o sobie przyjaciół lubwrogów.Niektórzy Indianie na przykład wycinają swój znak namchu, na policzku, czole czy na ręce zabitego wroga.Winnetou i Old Shatterhand odcięli kilka krótkich gałązek znajbliższego krzewu i schowali je za pasem.Odpowiednioułożone tworzyły znak obu mężów, znany każdemuczerwonoskóremu.Broń natomiast zostawili towarzyszom.Niebawem wyruszyli.Położyli się na ziemi i zaczęli sięczołgać ku celowi odległemu o osiemdziesiąt kroków.* * *Niełatwo jest westmanowi podkraść się do wroga.Kiedynie grozi dorazne niebezpieczeństwo i kiedy wolno zostawić zasobą ślady, można pełzać na czworakach.Zostawia to wyrazny ślad, zwłaszcza w trawie.Chcąc gojednak uniknąć, trzeba się czołgać na palcach rąk i nóg.Trzebamieć wiele siły, zręczności i wieloletniej wprawy, abywytrzymać przez niedługi nawet czas.Podobnie jak pływacy,skradający się w ten sposób westmani podlegają skurczowimięśni, który w tym wypadku jest nie mniej niebezpieczny niż w tamtym  może zdradzić westmana, a więc zgotować muśmierć.Trzeba dodać, że westman, zanim postawi koniec palców,musi dokładnie zbadać miejsce.Może bowiem natrafić na małą,niedostrzegalną, suchą gałązkę, która trzeszcząc naraża go naogromne niebezpieczeństwo.Wprawni myśliwi natychmiastpoznają, komu przypisać szmer, zwierzęciu czy człowiekowi.Zmysły westmana z czasem stają się tak wyczulone, że kiedyleży on na ziemi, potrafi nawet rozpoznać szmer sunącegochrabąszcza.A tym bardziej poznaje, czy suchy liść sam spadł,czy też został strącony przez nieostrożnego wroga.Dobry myśliwy stawia koniuszki palców u nóg na śladachpozostawionych przez palce u rąk.Dzięki temu odcisków jestznacznie mniej i łatwiej je zatrzeć.Bo też często należy zatrzeć za sobą ślady.Westmanposługuje się wyrażeniem  zgasić.W powrotnej drodze zobozu wroga oczekuje go najżmudniejsza i najtrudniejsza częśćwyprawy.Nikt nie powinien się dowiedzieć o obecnościwestmana [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl