[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Droga dotego miejsca wiodła przeważnie przez grunt kamienisty, a więc nasze śladybyły niewidoczne.Zrobiłem ciekawe odkrycie.W kieszeni siodła na wielbłądzie Abu Seifaznalazłem znaczną sumę pieniędzy.Nasze zwierzęta były zmęczone i my tak samo.Więzy, jakie nałożyliśmyjeńcowi były mocne, więc mogliśmy spać spokojnie.Czuwałem jednak nazmianę z Halefem.Wypada mi jeszcze nadmienić, że dawno już włożyłemz powrotem swoje długie buty, które przechowywałem w kocu na grzbieciewielbłąda, wypożyczonego od Ateibehów.Ostatnie godziny dnia minęły spokojnie.Zapadła noc.Wartę miałem oświcie.Nagle zwrócił moją uwagą odgłos zbliżających się kroków.Wyjrzałem przez szparę i zobaczyłem skradającego się mężczyznę.Poznałem w nim jednego z Ateibehów i wyszedłem z pieczary.— Allahowi niech będą dzięki, że cię widzę, efendi! — pozdrowił mnie.—Szejk posłał mnie, żebym wybadał, czy tu jesteście.Jeśli do niego niewrócę, będzie to oznaczało, że was tu zastałem.— Jak przypuszczasz, kto tu jeszcze jest poza mną?— Sądzę, że twój służący, Halef, córka szejka, a może nawet Abu Seif wcharakterze jeńca.— Z czego wnosisz, że mogą tu być wymienione przez ciebie osoby?— To nietrudno odgadnąć, efendi.Hanneh przybyła do obozu sama zdwoma wielbłądami.Opowiedziała, że byłeś w Mekce i uciekłeś stamtąd.Córka Maleka wyjechała z tobą i na pewno cię nie opuściła, chociażpopełniłeś wielki grzech.Halef pojechał za tobą, a za wzgórzami nasizwiadowcy znaleźli zastrzelonego konia Abu Seifa, natomiast jego samegotam nie było.Z tego wniosek, że mieliście go przy sobie.— Kiedy przybędzie szejk? — zapytałem.— Być może nawet przed upływem godziny.— Wejdź więc do jaskini.Wojownik nie obdarzył jeńca nawet spojrzeniem i natychmiast ułożył się dosnu.W zapowiedzianym czasie przybyła przed pieczarę mała karawana.Zwielbłądów zdjęto ładunki i wniesiono je do środka jaskini.Oczekiwałemze strony szejka zarzutów, lecz pierwsze pytanie, które do mnie skierował,brzmiało:— Czy ująłeś Dżeheina?— Tak.— Czy jest tutaj?— Oczywiście.W dodatku cały i zdrowy.— Będziemy go więc sądzić.Zanim uporządkowano przywiezione rzeczy, nadeszło południe.Teraz miałsię odbyć sąd nad Abu Seifem.Przedtem jednakże miałem z Kalefemosobliwą rozmowę.— Sihdi — zwrócił się do mnie Halef — pozwól, że cię o coś zapytam!— Pytaj, proszę!— Zapewne pamiętasz jeszcze wszystko, co napisałeś o mnie i o Hanneh.— Wszystko pamiętam.— Kiedy muszę Hanneh zwrócić rodzinie?— Z chwilą, gdy ukończysz pielgrzymkę.— Ale ja jej jeszcze niezakończyłem.— Czego jeszcze brakuje do zakończenia?— Według przepisów niczego.W Mekce wykonałem przewidzianeobrzędy, gdyż wszystko odbyło się sprawnie i szybko.Chciałbym jednakzatrzymać żonę.Przyszło mi na myśl, że do pełnej pielgrzymki należyrównież zwiedzenie Medyny.— To prawda.A jakie jest zdanie Hanneh?— Sihdi, ona mnie kocha.Wierz mi — sama mi to powiedziała.— A ty ją także kochasz?— Bardzo.Czyż nie napisano, że Allah wyjął Adamowi żebro i stworzył zniego Ewę? Pod żebrem znajduje się serce, a więc serce mężczyzny będziestale przy kobiecie.— Co jednak powie na to szejk Malek?— To właśnie napełnia mnie troską, sihdi.— Innych trosk nie masz?— Nie.— A ja? Nie obchodzi cię, co ja na to powiem?— Och, ty udzielisz mi swego zezwolenia, gdyż ja cię nie opuszczę, jakdługo zechcesz zatrzymać mnie przy sobie.— Kobieta jednak nie mogłaby wędrować z nami.Pomyśl o tym!— Hanneh nie musi z nami wędrować.Zawiozę ją do jej plemienia.Tampozostanie do czasu, kiedy będę mógł do niej wrócić.— Halefie, nie wymagam od ciebie takiej ofiary.Ponieważ jednak kochacie się wzajemnie, staraj się zrobić wszystko, co w twojej mocy, żeby Hannehzatrzymać.Może uda ci się uprosić szejka i nie będziesz jej musiał oddać.— Sihdi, nie zwrócę jej, nawet gdybym był zmuszony z nią uciec.Och, onawie, że jestem Hadżi Halef Omar ben Hadżi Abul Abbas ibn Hadżi Dawuhdal Gossarah i poszedłby ze mną na koniec świata.Wygłosiwszy to zdanie z wielką powagą i pewnością siebie, Halef oddaliłsię.Tymczasem utworzył się krąg, pośrodku którego umieszczono AbuSeifa.Poproszono mnie, żebym wziął udział w rozprawie.Usiadłem obokszejka Maleka.— Efendi — zaczął szejk — słyszałem, że rościsz sobie pretensje do tegoczłowieka, i wiem, że to prawda.Czy chcesz go nam odstąpić, czy teżchcesz razem z nami zadecydować o jego losie?— Dołączymy się do was, ja i Halef, gdyż i on pała chęcią zemsty wobecAbu Seifa.— Zdejmijcie więc jeńcowi więzy!Abu Seifa rozwiązano.Leżał jednak nadal bez ruchu, jakby był martwy.— Abu Seifie, stań przed tymi mężami, aby się usprawiedliwić! — rozkazałszejk.Więzień leżał nadal bez ruchu z zamkniętymi powiekami.— Stracił mowę, jesteście tego świadkami, mężowie.Po cóż mamy zresztąz nim rozmawiać? Abu Seif wie, co zrobił, i my też wiemy.Cóż by namdały słowa i pytania? Stwierdzam, że musi umrzeć, ażeby jego ścierwostało się pastwą szakali, hien i sępów.Kto podziela moje zdanie?Wszyscy wyrazili zgodę.Tylko ja chciałem zgłosić sprzeciw, leczprzeszkodziło mi w tym nieprzewidziane wydarzenie.Przy ostatnichsłowach szejka więzień zerwał się nagłe z ziemi, przebiegł błyskawiczniemiędzy dwoma Ateibehami i skoczył ku wyjściu z jaskini.Rozległ siękrzyk oburzenia, potem wszyscy rzucili się w pogoń za uciekinierem,jedynie ja pozostałem na miejscu.To prawda, że Abu Seif popełnił niejednąniegodziwość i według praw pustyni zasłużył w pełni na karę śmierci,jednak trudno mi było głosować za tą karą.Może mu się uda ujśćpościgowi.W takim wypadku nie moglibyśmy ani godziny pozostać wpieczarze.Długo byłem sam.Pierwszy powrócił stary szejk.Nie nadążał zamłodszymi.— Dlaczego nie pobiegłeś za uciekinierem, efendi? — spytał.— Ponieważ twoi dzielni wojownicy schwytają go i bez mojej pomocy.Czy nie wierzysz, że przyprowadzą go z powrotem?— Nie wiem.Abu Seif jest sławnym biegaczem.Kiedy wyskoczyliśmyprzed pieczarę, już go nie było widać.Jeśli go nie dogonimy, musimy stąduciekać, gdyż zna teraz naszą kryjówkę.Ścigający powoli wracali.Nikt z nich nie widział uciekającego ,,ojcaszabli” ani nie znalazł jego śladów.Później wrócił Halef, a na końcuAmsza.Zauważyłem, jak jej nozdrza drżały z gniewu.Z krótkiej wymianyzdań wynikało, że nikt nie zauważył uciekiniera
[ Pobierz całość w formacie PDF ]