[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielkie banie z rozbudowanymiaparatami oddechowymi i końcówkami jakichś elektronicznych urządzeń.Nie musiał wysilaćskołowanej nagłymi wypadkami wyobrazni, żeby odgadnąć ich przeznaczenie.Wiedział, araczej czuł, że nie może wstrzelić się w żadnego z nich.Szybko włączył w swym mózguwzorzec komandosa, ale ten nie mógł mu zbytnio pomóc w obecnej sytuacji.Osiągnął jedyniestan pozornego wewnętrznego spokoju.Obserwując spod przymrużonych powiek krzątające się sylwetki, zastanawiał się, czy niesprowokować jakiegoś hałasu.Czy nie zrobić jakiegoś ruchu, który być może zmusi126człowieka trzymającego pistolet maszynowy do oddania ostrzegawczej serii.Zrezygnował,kiedy bliżej przyjrzał się broni napastnika.Był to stary niemiecki M5 SD1, w którego lufiewywiercono trzydzieści trzymilimetrowych otworów.Gazy prochowe wypływały przez nie,wyhamowując na założonej na lufę rurze tłumika.W ten sposób prędkość początkowapocisku malała do wartości poddzwiękowej, co sprawiało, że nie występowała falauderzeniowa.Strzały z tej broni nie mogły więc nikogo obudzić.Trzech ludzi prawie równocześnie, jak na komendę, przestało zabezpieczać pokój.Jedenstanął przy drzwiach, dwóch pozostałych nachyliło się nad leżącym.Fargo poczuł, że ostrzebrzytwy dotyka jego gardła - w chwilę potem zniknął dławiący go knebel.Tu również wzorzec komandosa podsunął odpowiednie rozwiązanie.Czerpiąc z cudzejpamięci, Fargo nagle zrozumiał, że chcą, korzystając z szoku po napadzie, dowiedzieć się jaknajwięcej.- Nazwisko! - głos był tak zniekształcony przez aparat oddechowy, że nie można byłozorientować się, czy należy do kobiety czy do mężczyzny.- Co, do cholery? - szepnął.- Nie wiecie nawet kogo napadliście?Brzytwa na moment została zdjęta z gardła.Jakaś szmata przylgnęła do ust i w tej samejchwili został wymierzony silny cios w splot słoneczny.Dusząc się w paraliżującym bólu,Fargo zrozumiał, że lepiej nie żartować.Ogarniała go fala mdłości.- Jak udało ci się wytłumić?- Ja.- odkaszlnął, cudem tylko nie rozrywając promieniującej bólem przepony.- Nie.rozumiem.- W jaki sposób stałeś się niewidzialny dla telepatów?- Nie wiem.Jakoś tak samo wy.Kolejny cios sprawił, że sparaliżowało mu pół twarzy.Dłuższą chwilę w ogóle nie mógłotworzyć lewego oka.Przestraszony, że stracił wzrok, szarpnął się, żeby uwolnić rękę.Nowycios rozbił mu dolną wargę.Zakrztusił się czymś ciepłym, co nagle pojawiło się w ustach.Szukając językiem rany, niechcący dotknął dwóch ruszających się zębów.Kolejnyparoksyzm, tym razem innego bólu, przeszył jego głowę.Rozkaszlał się wprost w tamującąoddech szmatę.- Odwróć go, bo się udusi.Silne ramiona uniosły go w górę, opierając o brzeg łóżka.Nowy atak, tym razemświadomie sprowokowanego kaszlu utonął w blokującej usta szmacie.Fargo robił wszystko,żeby zyskać na czasie. Chryste, nie myśleć o tym, co mnie czeka - przemknęło mu przezgłowę.Musi skupić się na czymś innym.Uporczywie potrząsał głową.Jak to się stało, żeOrganizacja go znalazła? Telepaci? Nie! Nagle zrozumiał, że zostawił za sobą ślad.Nawetjeśli telepaci nagle oślepli, ktoś w Organizacji nie stracił zimnej krwi.Jeśli mieli swojewtyczki w policji, wystarczyło przesłuchać świadków zbiegowiska, które spowodowałpodczas panicznej ucieczki.Przecież nie co dzień spotyka się tylu ludzi, którzy poczuli127dziwne omdlenie, by po chwili ocknąć się w zupełnie innym miejscu.Więc tu tkwił błąd.Zladem kolejnych przeskoków dotarli do pensjonatu, a wystarczyło.- Jak umknąłeś naszym w Afryce? - świszczący głos przywrócił go do rzeczywistości.- Ja.- rozpaczliwie usiłował znalezć jakiś wykręt.- Mów! - Uderzenie kolbą rewolweru w goleń sprawiło, że iskierki bólu rozeszły się pocałej nodze.- To.to była amnezja - skołatany umysł nie podsuwał żadnego rozwiązania.- Jaka amnezja?- Wywołana sztucznie.- Mów prawdę.Nowe uderzenie w to samo miejsce.- Przecież mówię.- A potem przypomniałeś sobie wszystko, tak?- Tak.- Słuchaj no - baniasty hełm zbliżył się do jego twarzy - odwieziemy cię do miejsca, gdziei tak wydobędą z ciebie wszystko.Ale nie musimy dostarczyć im ciała w jednym kawałku.- Ale ja.- Chcesz, żebyśmy obcięli ci palec?- Ale ja mówię.- A może kilka palców? Całą dłoń? A może nos?Fargo szarpnął się znowu.Był tak przerażony, że nie starczało już miejsca na żadne inneuczucie, może oprócz nienawiści do oprawców.Mężczyzna przy drzwiach zerknął nazegarek.- Zabieramy go do Har.- Stul pysk - przerwał mu drugi.- A teraz - odwrócił się do Fargo - nareszcie powiesznam prawdę.Jednym ruchem rozciął mu więzy.Szarpnął rękę, wykręcając mu dłoń.Ostrze brzytwydotknęło koniuszka najmniejszego palca.- Masz pięć sekund.- Nie!- Raz.- Ale mówiłem prawdę.Ja.- Dwa.- Ja.Ja.Słowo trzy zagłuszył trzask wyłamywanych drzwi.Siena jednym ciosem w karkrozciągnął człowieka z automatem.Zanim pozostali zdążyli westchnąć, obciążona tłumikiemlufa była już skierowana w ich stronę.Fargo usłyszał dwa metaliczne uderzenia mechanizmubroni i dwa tępe odgłosy, kiedy kule wbijały się w ich ciała.Chciał się zerwać, ale ból zmusił128go do opadnięcia na kolana.Siena pomógł mu się podnieść.- Mam nadzieję, że się nie denerwowałeś - szepnął.- Stałeś za drzwiami?- Tak.- Dlaczego.- Noga, głowa i klatka piersiowa promieniowały porażającym bólem.-Dlaczego dopiero.teraz?- Myślałem, że czegoś się od nich dowiem.- S.- czuł, jak puchnie mu twarz.Mówienie przychodziło mu z trudem.- S.Su.- Co?- Sukinsyn.Twarz Sieny jak zwykle nie wyrażała niczego.W nikłym świetle malutkiej lampkiprzypominała maskę jakiegoś monstrum.- Chodz.Musimy wydostać się na zewnątrz.- Wy.wydostać?- Cały budynek jest obstawiony.Siena zgasił lampkę.Podtrzymując Fargo, krok za krokiem wyprowadził go na korytarz.- Stój - szepnął, opierając go jak przedmiot o ścianę.- Ktoś jest za zakrętem, przyschodach.Fargo nie widział niczego w ciemności.Nie mógł opanować szybkiego, urywanegooddechu.Stali tak dłuższą chwilę, zanim Siena znowu szepnął:- Odszedł.- Skąd.skąd wiesz?Nie doczekał się odpowiedzi.Ruszyli znowu.Bardzo powoli, po omacku dotarli do szerokich schodów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]