[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz czułem się jak kowadło Jerycha.Wszystko to razem przypomniało mi aż nadto wyraziściemoją ucieczkę przez pustynię z Aszrafem sprzed roku.Wtedy jednak mieliśmy konie, a mój przyjaciel mamelukwiedział, jak znajdować wodę.Piasek nagrzewał się coraz bardziej.Narastający skwarczułem każdym porem skóry, ale nie mogłem się poru-szyć.Coś mnie kłuło, nie umiałbym jednak powiedzieć,czy były to ukąszenia owadów, czy po prostu upał wy-ostrzył mi zmysły.Aeb bolał mnie coraz bardziej - jakbymi mózg puchł wewnątrz czaszki.Czy mówiłem już, że hazard to zbrodnia?Pot oślepiał mnie i gryzł w oczy, ale wkrótce wysechł,zostawiając tylko sól.Czułem, że nabrzmiewa mi cała gło-wa.Blask zaczął mi zacierać wzrok i głowa Astizy upodob-niła się do jakiejś z trudem rozpoznawalnej bani.Czy nadeszło już południe? Chyba nie.Słyszałem ja-*kiś rumor.Czyżby znów zaczęła się bitwa? A może znówzbierało się na deszcz, jak w Mieście Duchów?Nie, upał narastał, powietrze nad pustynią wyraznie jużdrżało.Astiza przez chwilę jeszcze łkała cichutko, a potemzupełnie umilkła.Modliłem się, żeby straciła przy-tomność.Czekałem na to samo, licząc, że oboje osuniemysię w objęcia śmierci nieświadomie, ale pustynia zapra-gnęła mnie trochę podręczyć.Temperatura nieustannierosła.Moje policzki płonęły żywym ogniem.Zęby goto-wały się w osadach szczęki.Gałki oczne spuchły mi tak,że nie mogłem zamknąć powiek.I wtedy zobaczyłem, że coś pełznie obok.Było czarne, więc jęknąłem w duchu.%7łołnierze mówilimi, iż żądła skorpiona sprawiają okropny ból.388- Jak sto pszczół naraz - powiedział jeden z nich.- Nie, jak przyłożenie do skóry rozżarzonego węgielka zogniska! - wtrącił drugi.- Jak kwas w oko! - podsunął inny.- Albo jak walnięciemłotkiem w kciuk!Kolejne szmery.Jeszcze jeden.Skorpiony zbliżyły się donas, a potem cofnęły.Nie słyszałem, żeby się jakoś po-rozumiewały, ale wyglądało na to, że gromadzą się w stada, jakwilki.Miałem nadzieję, że ich atak nie przywróci Astizieprzytomności.Błagałem los, żeby pozwolił mi nie krzyczeć.Rumor przybliżał się i stawał głośniejszy.Teraz stawonóg podszedł bliżej.W moich na poły ośle-pionych oczach wyglądał na potwora niewiele mniejszego z tejperspektywy od krokodyla.Patrzył na mnie z zimnym, tępymwyrachowaniem swojego mikroskopijnego móżdżku.Jegoogon drgnął, jakby bydlę się zastanawiało, gdzie ugodzić.Inagle.Trrach! Drgnąłem na tyle, na ile pozwoliły mi moje więzy.Na skorpiona opadł pokryty kurzem but, miażdżąc gocałkowicie.Obrócił się w miejscu, wgniatając resztkistawonoga w piasek, a potem usłyszałem znajomy głos:- Na brodę Proroka, Ethanie, czy ty nigdy nie będziesz sięsam wydobywać z tarapatów?- Aszraf ? - wybełkotałem zdumiony.- Czekałem, aż wasi oprawcy odejdą dostatecznie daleko.Wiesz, jak jest gorąco na tej pustyni? I proszę, trafiam na wasdwoje, w gorszych jeszcze opałach, niż was zostawiłemjesienią zeszłego roku.Jesteś niepoprawny, Amerykaninie!Czy to mi się przypadkiem nie przyśniło? Mameluk Aszrafpierwej był moim jeńcem, potem towarzyszem, gdy uciekliśmyz Kairu i pojechaliśmy na południe, żeby ratować Astizę.Ponownie ocalił nam życie podczas po-389tyczki na brzegu Nilu, dał konie i pożegnał się z nami, żebyprzystać do bojowników Murad Beja.A teraz zjawił się tutaj?Musiał w tym maczać palce Tot.- Szedłem za wami od kilku dni.Najpierw od Rosetty, apotem tutaj.Nie rozumiem, czemu się przebraliście zafellachow i jechaliście tą arbą z osłem.A potem Frankowiezakopali was żywcem? Ethanie, powinieneś bardziej staranniedobierać przyjaciół.- Amen! - wykrztusiłem.Zaraz potem usłyszałem zgrzyt łopaty rozrzucającej piasekwokół mnie.Nie bardzo pamiętam, co było potem.Gromada dobrzeuzbrojonych mameluków, co tłumaczyło słyszany przeze mniewcześniej hałas.Woda, boleśnie mokra, gdy ją sączyliśmyprzez spuchnięte gardła.Przywiązanie do grzbietu wielbłąda.Potem jazda w kierunku zachodzącego słońca.Sen pod jakimśstrzępem namiotu w oazie.Powoli zaczęliśmy odzyskiwaćprzytomność.Nasze twarze były czerwone i pokrytepęcherzami, wargi popękane, a oczy przypominały szparki.W końcu ponownie przywiązano nas do wielbłądziegogrzbietu i poprowadzono w jeszcze dziksze pustkowia, napołudniowy zachód, a potem na wschód, do tajnego obozuMurada.Kobiety namaściły nam popękaną skórę olejkami i takuracja powoli przywracała nam zdrowie.Wciąż nie bardzozdawałem sobie sprawę z upływu czasu - kolejne dni zlewałysię jeden z drugim.Gdybym wspiął się na szczyt diuny,mógłbym zobaczyć wierzchołki piramid.Za nimi byłniewidoczny z naszego obozu Kair.- Jak nas znalazłeś? - zapytałem Aszrafa, gdy już zdałmi dokładną relację z niespodziewanych napaści i potyczek, które tak dały się we znaki Francuzom.-Po pierwsze, dowiedzieliśmy się, że kowal z dale-390kiej Jerozolimy dopytuje się o Astizę - powiedział.- Była tociekawa wiadomość, ale spodziewałem się tego, wiedząc, żemasz zamiar zniknąć.Potem Ibrahim Bej powiadomił nas, żehrabia Silano udał się do Syrii i gdzieś zniknął.Co to miałoznaczyć? Napoleon został wyparty spod Akki, ale ty z nim niewróciłeś.Doszedłem do wniosku, że się sprzymierzyłeś zAnglikami, i postanowiłem cię wypatrywać wśród Turków.Owszem, widzieliśmy płomienie nad Rosettą i dostrzegliśmywas dwoje na tym wozie z bielizną, ale jazda francuska byłazbyt blisko.Czekałem więc, aż cię zakopali i wreszcieodjechali.Zawsze muszę cię ratować, mój amerykańskiprzyjacielu.- Na zawsze będę ci dłużny.- Nie, jeżeli zrobisz to, co, jak podejrzewam, i tak musiszzrobić.- Znaczy co?-Otrzymaliśmy wiadomość, że Napoleon odpłynął,zabierając ze sobą hrabiego Silana.Będziesz musiał po-wstrzymać ich we Francji, przyjacielu.Służąca powiedziała mio tajemniczych znakach na plecach twojej kobiety.Czym onesą?- Starożytnym pismem, które pozwoli odczytać to, coukradł Silano.- Pismo się zaciera, ale jest sposób, żeby utrwalić je nadłużej.Kazałem kobietom przygotować hennę.Henna to roślina używana przez arabskie kobiety do ozdobyciała, nanoszą nią sobie skomplikowane wzory, jak tatuaż.Kiedy skończyły, Astiza wyglądała nadzwyczaj pięknie.-A czy ta Księga w ogóle powinna zostać odczytana? -zapytał Aszraf, gdy szykowaliśmy się do odjazdu.- Jeżeli nie, jej tajemnice umrą ze mną - odpowiedziałaAstiza.- To ja jestem kluczem z Rosetty.391ROZDZIAA 26Astiza i ja wylądowaliśmy na południowym wybrzeżuFrancji 11 pazdziernika 1799 roku, w dwa dni po przybyciuNapoleona i Silana.Dla obu grup podróż była długa iuciążliwa.Bonaparte, poklepawszy po tyłeczku panią PaulinęFoures, napisał list do Klebera informujący, że od chwiliotrzymania pisma jest dowódcą korpusu ekspedycyjnego -wolał nie przekazywać mu tej wieści osobiście -i zabrawszyMonge'a, Bertholleta i kilku innych uczonych, takich jakSilano, popłynął do Francji, trzymając się często bezwietrznegowybrzeża Afryki, żeby uniknąć morskiego spotkania zAnglikami.Podróż była nużąca i trwała czterdzieści dwa dni.Kiedy on przekradał się do domu, francuscy politycy w Paryżugorączkowali się coraz bardziej, knując spisek za spiskiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]