[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie bała się bandytów ani innych zbirów, nie, gdy Terrible przy niej był.W tej chwili nieuratowałby jej skóry, ponieważ tego chciał, ale dlatego że przyjechali, by wykonać zadanie, iwiedziała, że traktuje to serio.Do diabła, już sama jej obecność o tym świadczyła, prawda?Zwłaszcza że patrzył na nią tak, jakby go miał ucieszyć jedynie widok martwego ciała Chess.Ale coś było nie tak z mężczyzną na ulicy.Nie wiedziała, czy chodzi o jego dziwne, pustespojrzenie, czy raczej, że wydawał się nie mieć bladego pojęcia, co robi jego ciało.Zignorował ich,nie zwracając najmniejszej uwagi na zaparkowanego na chodniku chevelle’a.Jakby ich tam niebyło.- Hej! - krzyknął Terrible, ale tamten nawet nie mrugnął okiem.Spod przymkniętychpowiek wpatrywał się w jakiś punkt tuż przed nim.Chociaż.nie.Gapił się na coś, co było pozazasięgiem jego oczu, coś, co łagodziło wyraz jego twarzy i sprawiało, że mimo mrozu szerokootworzył usta.Wyglądał jak facet, który miał zamiar iść z kobietą do łóżka.Terrible i Oliver musieli pomyśleć o tym samym.Cała trójka spojrzała na siebie, a na ichtwarzach odmalowało się zrozumienie.- Prostytutki - zaczęła Chess.- Klie.ci mężczyźni.One ich zabijają.- Niezły sposób, by odejść.- Ale uśmiech zniknął z twarzy Olivera, gdy Chess i Terribleposłali mu groźne spojrzenie.Wzruszył ramionami.- A co, może nie? W moim wieku myśli się otakich.Chess sięgnęła po telefon.- Potrzebujemy więcej ludzi.Jeśli są tam mężczyźni, nawet tylko kilku, i będą tak samosfiksowani, a może nawet uzbrojeni, mogą się stać niebezpieczni.- Jasne.Nie chcesz nic robić bez Lexa, co? Wolisz, żeby sam się wszystkiemu przyjrzał,nie?Żadna z odpowiedzi, które przyszły jej do głowy, jej nie zadowalała, więc jedynie spojrzałana niego spode łba i wybrała numer.- Proponuję, żebyś zadzwonił do Bumpa i powiedział mu, co jest grane.- Gówno mnie obchodzi, co proponujesz.Lex odebrał.- O co chodzi, tulipanku?Wyjaśniła mu sytuację, co jakiś czas zerkając przez ramię.Terrible rozmawiał przez własnytelefon, nie spuszczając z niej czarnych, zimnych jak stal oczu, gdy chodziła w tę i z powrotem pochodniku.Rozbierał ją wzrokiem.- Dobra - rzucił Lex.- Zaraz do was wpadnę.Zaczekacie, co nie?Wsunęła telefon do torby i wyciągnęła czarną kredę.- Chodźcie tu, obaj.Musimy się zabezpieczyć.ROZDZIAŁ 28Oliver, którego twarz była niemal całkowicie ukryta za magicznymi symbolami, paliłpapierosa oparty o bok chevelle’a.Był naprawdę niezły.Sam narysował znaki na swoich rękach:pokazał Chess kilka sztuczek, na które nie wpadła.Szkoda że przygoda z Kościołem tak się dlaniego skończyła, pomyślała, powstrzymując uśmiech.Wcześniej była przekonana, że byłmorderczym szantażystą pedofilem.Okazało się, że jest tylko szantażystą.Cóż, każdy miał jakieśwady.Przynajmniej z nią był.Tu i teraz.Może mu wybaczy, że zmuszał ją, by po raz kolejnyokłamała Kościół, tylko dlatego, że z nią tu przyjechał i chciał jej pomóc.Szkoda jedynie, że nie wszyscy byli skłonni do wybaczania.Terrible siedział na stercie skrzynek na krawężniku, z wyciągniętymi nogami i założonymirękoma.Musiała go naznaczyć, narysować na jego skórze ochronne runy i znaki, żeby byłbezpieczny, ale na samą myśl, że miałaby to zrobić.No dobra, to było kłamstwo.Nie musiała tego robić.Mogła poprosić Olivera.Dużopamiętał, mimo że był nawalony.I na pewno miał w sobie moc.Chciała to zrobić.Takie były fakty i prawda.Chciała go naznaczyć, znowu go dotknąć.Bogdzieś głęboko w środku myślała, że jeśli to zrobi, jeśli się do niego zbliży i spojrzy mu w oczy,będzie mogła mu wszystko wyjaśnić.Odzyska go.Nawet jeśli już jej nie pragnął, mógł być jejprzyjacielem.Tęskniła za nim.Minął ledwie jeden dzień, a już za nim tęskniła.- Żałosne - wymamrotała, ale kreda drżała jej w palcach.gdy stanęła między jego nogami.-Spójrz w górę.Zerknął na nią, a potem odwrócił wzrok.- Terrible.Odchyl głowę.No dalej.Przez chwilę się nie ruszał.Trwało to tak długo, że zaczęła się zastanawiać, czy nie wezwaćjednak Olivera.Potem lekko skinął, jakby podjął jakąś decyzję i odchylił głowę, podnosząc oczy donieba.Nie patrzył na nią.Chess zagryzła wargi i pochyliła się do przodu.Wzdrygnął się, gdy położyła koniuszki palców na jego karku, tuż za linią szczęki.Jakby jejdotyk sprawiał mu ból.Może tak było.Sama nie czuła się najlepiej.Znowu poczuła to samo.Jej nozdrza wypełnił zapach brylantyny, dymu i mydła, czułapulsujące pod jego skórą żyły, słyszała, jak wstrzymał oddech i zauważyła jego pochmurny wzrok,gdy zdał sobie sprawę, że go słyszy.Nakreśliła mu na czole podstawowy znak ochronny, przez moment skupiając się na tym, corobi i wkładając w to jak najwięcej mocy.Potem dodała kilka runów.Jeden, by dać mu siłę, drugi,by rozwiać strach.Nie żeby potrzebował któregokolwiek z nich, ale lepiej się z tym czuła.Lewą rękę przesunęła na jego kark, żeby odchylić mu głowę, a jej palce zaplątały się w jegowłosy.Bokobrody musnęły jej nadgarstek.Czy czuł, jak wali jej serce?Przysunęła się bliżej, niż miała zamiar, aż wcisnęła nogi w jego uda, a jego broda znalazłasię tuż nad jej piersiami.Gdyby spojrzał w dół albo przed siebie.Przełknęła ślinę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]