[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Reakcjafaceta świadczyła o tym, że trenował.Rzucił się w przód, żeby uniknąćzłamania ręki, i wylądował na podłodze z miękkim ukemi.Zanim siępodniósł, skróciłem dystans i kopnąłem go w głowę.Kopniak był taksilny, że oderwał go od podłogi.Midori z trudem łapała oddech i patrzyła na mnie szeroko otwarty-mi oczami.- Daijobu? - zapytałem, biorąc ją za rękę.- Jesteś cała? Nic ci sięnie stało?Pokręciła głową.- Nic.Powiedzieli mi, że są z policji, ale wiem, że to nieprawda.Nie chcieli mi pokazać żadnej legitymacji.Kim oni są? Co robili w mo-im mieszkaniu? Skąd wiedziałeś, że do mnie przyjdą?Pociągnąłem ją w stronę szklanych drzwi.Rozglądałem się, czy napewno nic nam nie grozi.- Widziałem ich w Blue Notę - powiedziałem, zmuszając ją doszybszego kroku.- W pierwszej chwili sądziłem, że będą nas śledzić.Jednak zniknęli, więc pomyślałem, że mogą być u ciebie.Zacząłemdzwonić.- Widziałeś ich w Blue Notę? Co to za ludzie? Kim ty, do diabła,jesteś?- Kimś, kto wpakował się w coś bardzo złego i próbuje cię przedtym uchronić.Pózniej ci to wyjaśnię.Teraz musimy znalezć jakieś bez-pieczne miejsce.- Bezpieczne? Z tobą? - Zatrzymała się przed drzwiami i popa-trzyła na trzech leżących mężczyzn.Ich twarze wyglądały niczymkrwawe maski.Potem spojrzała na mnie.103- Wszystko ci wyjaśnię, ale nie teraz.Niebezpieczeństwo jeszczenie minęło.Nie potrafię ci pomóc, dopóki mi nie wierzysz.Chodz zemną, znajdziemy jakąś kryjówkę i wtedy ci opowiem całą resztę, zgo-da?Syknęły otwierane drzwi, ale to tylko fotokomórka wykryła nasząobecność.- Dokąd pójdziemy?- Tam, gdzie nikt na pewno nie będzie cię szukał ani na ciebie cze-kał.Najlepiej do hotelu.Drań, którego kopnąłem, jęknął i próbował stanąć na czworakach.Podbiegłem do niego i jeszcze raz dałem mu kopa w twarz.Upadł.- Midori.Nie mamy czasu na dyskusje.Proszę, choć trochę mu-sisz mi zaufać.Drzwi się zamknęły.Chętnie przeszukałbym tych drani, a nuż znalazłbym przy nich ja-kieś dokumenty lub inny dowód tożsamości.Nie mogłem jednak tegozrobić i jednocześnie skłonić Midori do ucieczki.- Skąd mam wiedzieć, że można ci wierzyć? - zapytała, ale zrobi-ła krok naprzód.Drzwi się otworzyły.- Zaufaj swojej intuicji.Nic więcej od ciebie nie chcę.Ona pod-powie ci, co robić.Wyszliśmy na zewnątrz.Teraz mogłem ogarnąć wzrokiem całąnajbliższą okolicę i od razu zauważyłem krępego i potwornie brzydkie-go Japończyka; stał jakieś pięć metrów z tyłu, po lewej stronie.Nos miałw kształcie litery U - pewnie złamany tyle razy, że w końcu przestał sięzrastać.Facet na pewno widział scenę w holu, ale nie bardzo wiedział,co zrobić.Coś w jego wyglądzie i postawie podpowiadało mi, że nie jestzwyczajnym cywilem.Pewnie znał tych trzech leżących na podłodze.Pociągnąłem Midori w prawo, z dala od płaskonosa.- Skąd wiedziałeś.Skąd wiedział, że ktoś jest u mnie? - spyta-ła.- Skąd wiedziałeś, co się tam dzieje?- Wiedziałem.Na razie tyle.- Rozejrzałem się wokół, sprawdza-jąc, czy coś nam nie grozi.- Pomyśl, Midori.Gdybym był z nimi, toco bym teraz chciał osiągnąć? Przecież znalazłaś się w ich rękach.Nieodrzucaj mojej pomocy.Nie chcę, żeby ktoś cię skrzywdził.Tylko dla-tego tu przyszedłem.Zauważyłem, że płaskonosy wszedł do budynku, pewnie po to, abypomóc swoim kompanom.104Jeżeli chcieli ją gdzieś wywiezć, to musieli mieć tu jakąś brykę.Niestety, na parkingu stało sporo samochodów.Nie wiedziałem, którynależy do nich.- Mówili, dokąd chcą cię zabrać? - zapytałem.- Dla kogo pracują?- Nie.Przecież ci mówiłam: udawali, że są z policji.- Jasne.- Gdzie, do diabła, mógł być ich samochód? A może przy-jechało jeszcze kilku? Zostaw to, idz dalej.Jeżeli zechcą, na pewno ichzobaczysz.Minęliśmy ciemny parking koło następnego bloku i wyszliśmy naOmotesando-dori.Tam złapałem taksówkę.Powiedziałem kierowcy,żeby nas zawiózł do domu towarowego Seibu.To Shibuya.Po drodzeraz po raz zerkałem w boczne lusterka.Wprawdzie po ulicy jechało kil-ka samochodów, ale nie wyglądało na to, żeby ktoś nas gonił.Uznałem, że najlepszy będzie love hoteP'.To japońska specjalność,powstała w wyniku braków kwaterunkowych.Wiele rodzin gniezdziłosię w ciasnych pomieszczeniach, czasem nie tylko z dziećmi.Bywałychwile, gdy Mama z Tatą chcieli być trochę sami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]