[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Coś kazało mi się cofnąć,kiedy próbował mnie dotknąć, gdy podeszłam bliżej.- Co pan, do cholery, robi? - warknęłam.- %7łycie panu niemiłe? - Kwit, nie zapłaciłaś zakwit - powiedział i gapił się, jakby rozbierał mnie wzrokiem.Wzdrygnęłam się.Działał mi nanerwy, czy te po przesłuchaniu wciąż były w strzępach? - Mam abonament, nie płacę zażadne kwity - żachnęłam się, pokazując naklejkę w rogu szyby.- Ach, no tak - powiedział, ale nie odsunął się od samochodu.- Zejdz z drogi -warknęłam, wsiadając do auta.Posłuchał, a ja zapięłam ponownie pasy.Widziałam wlusterku, jak odchodzi, spoglądając raz po raz za siebie.- W takich chwilach zawsze zastanawiam się, jak to się stało, że tylko Szarak wylądowałw szpitalu psychiatrycznym? Jak rozróżnia się wariata, który musi być zamknięty, od tego,który może biegać na wolności? - zapytałam retorycznie.Jacek pokiwał głową. - Szkoda, że tak krótko mogłem z tobą pracować -powiedział po chwili.- Sporo się odciebie nauczyłem.Teraz zostanie tylko Nowakowski.- Nieprawda, jest jeszcze Witkacy.Nie unikajcie go, to cholernie dobry glina.Mawspaniały, analitycznymózg, ogromną wiedzę, doświadczenie.Jego pasja farmaceutyczna też się czasemprzydaje.Przecież wiesz, że nigdy nie przychodzi do pracy pod wpływem czegokolwiek.Nawet nie pije, nie to co Nowakowski.- Zaśmiałam się.- Może jest dziwny, skryty idepresyjny, ale to świetny facet, naprawdę.I nawet pod wpływem opiatów jest lepszym gliną,niż Nowakowski kiedykolwiek będzie.- Trzymaliście się razem.Mało kto gadał z nim dłużej niż chwilę, ale chyba wierzę ci, żemożna z nim pracować - powiedział z lekkim wahaniem.- Słowo.Nie jestem masochistką, by męczyć się z nim w imię zasad.Dobrze nam siępracowało, po prostu.Przytaknął, przez chwilę skupiony na ruchu ulicznym, włączał się z podporządkowanej.- Co będziesz teraz robić? - spytał, gdy miał już jazdę pod kontrolą.- Odpoczywać.Mam też inne sprawy na głowie, może na jakiś czas wyjadę? Zobaczę.W takich chwilach czułam dystans między mną a ludzmi.Nie powiem mu przecież: och,wiesz, nie martw się, pójdę dziś do mojej ulubionej knajpki w alternatywnym świecie, wypijękilka drinków z diabłem i aniołem, przygotuję się na wyjazd do barów dla wampirów iwilkołaków, by znalezć maga, który porwał moją przyjaciółkę nekromantkę.Wspominałamjuż, że jestem wiedzmą? Nie, musiałam pozostać nieprecyzyjna i mglista.Lubiłam go, ale -jak z innymi ludzmi - szczerość była luksusem, na który nie mogłam sobie pozwolić.- Gdybyś chciała sprzedać micrę, daj znać, fajnie się prowadzi - powiedział po chwili.Nie drążył tego, co miałam na myśli, mówiąc inne sprawy na głowie.- Jasne.- Uśmiechnęłam się.Dojeżdżaliśmy pod mój blok.Zaparkował popisowo,idealnie między liniami.Nigdy nie opanowałam tej sztuki.Zcisnął mi rękę i poszedł na przystanek tramwajowy.Mieszkał trzy przystanki dalej, teżna Bydgoskim Przedmieściu.Weszłam do mieszkania, czując, że muszę natychmiast wziąćprysznic, zmyć z siebie nerwy, strach i gniew.Zdjęłam osłonę i zobaczyłam, jak niespokojnajest moja aura.Musiałam teraz być skupiona, od tego zależało życie Katii i innych.Zrzucałamubrania jeszcze w przedpokoju i do łazienki dotarłam już naga.W amerykańskich filmach potraumie bohaterowie zawsze zwijają się w kłębek w rogu brodzika.Ja się nie zwijam,przeciwnie, prostuję i prężę, pozwalając wodzie spłukać wszystko, zabrać do odpływu złeemocje, nim mnie zatrują.%7łyjąc między ludzmi, utrzymywałam niski poziom mocy, tak bymmogła ją schować pod prostymi osłonami.Stąd posilanie się na ludziach.Małe dawki energiiprzyjmowane często były łatwiejsze do ukrycia niż jedna duża, raz na jakiś czas.Wkonsekwencji jednak złe emocje odbijały się na aurze niemal natychmiast, zmieniały ją.Wytarłam się i posmarowałam skórę balsamem o waniliowym zapachu, któryprzywodził mi na myśl coś miłego, ciepłego i domowego.Założyłam ulubione dżinsy,koncertową koszulkę Kings of Leon i czarny, miękki, rozpinany sweter w warkocze.Było miciepło i wygodnie.Nie myślałam już o komisariacie i zawieszeniu.Myślami byłam wSzatańskim Pierwiosnku, przy pierwszym drinku.I kilku następnych.Rozdział szóstyTak jak się spodziewałam, glejt przyniósł Kaspian, najbliższy - w każdym sensie - sługaKatarzyny.Zliczny chłopiec o niewinnej twarzyczce dziecka, miękkie rysy okalała falaczekoladowych loków.Gdybym nie wiedziała, że ma tylko trzysta lat mniej niż Katarzyna,pomyślałabym, że jest szesnastolatkiem.Prócz glejtu przyniósł kilka teczek z aktamizaginionych i informacjami, jakie Starszyzna zgromadziła o okolicznościach porwań.Wyglądało na to, że zaczęły się w Trójmieście, dopiero kilka miesięcy pózniej objęły Thorn.Nie oznaczało to, że porywacz był stamtąd, raczej dawało do myślenia.Przeglądałam papieryw skupieniu, dopiero po chwili zauważyłam, że Kaspian nie odszedł, ale stoi kilka krokówode mnie, czekając.- Coś jeszcze? Przepraszam, nie wiedziałam, że czekasz.- Pani Ognia i Wody prosiła, bym dał ci coś jeszcze -powiedział cicho.- Nie mogę tutaj.Domyśliłam się, że chodzi o coś magicznego, a w Szatańskim magia była zakazana.Wstałam i posłusznie wyszłam za nim na ulicę.W świetle neonu jego jasna twarz zdawała siębyć różowa, jeszcze słodsza.- Czy nadal masz na ciele swoje runy? - zapytał.- Runę, mam hagal.Pokiwał głową.Nie wydawał się zaskoczony.Runa pojawiła się nagle, sama z siebie, namojej lewej piersi.Wyglądała jak wytatuowana.Oczywiście poszłam do Katarzyny.Jedyne,co mogła mi powiedzieć, to to, że zrobiła ją Bogini i ona jedna wie po co.- Pani Ognia i Wody chce dać ci coś więcej dla ochrony.Czy pozwolisz, bym przekazałci dar?Uniosłam brwi z zaskoczeniem.Katarzyna wydawała się naprawdę o mnie martwić.- Proszę, nie krępuj się.Nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale w napięciu jego ciała było coś, co kazało miprzypuszczać, że nie zamierza wyciągnąć sakiewki z ziołami.Podszedł krok bliżej,wkraczając w moją przestrzeń osobistą.Był mojego wzrostu, więc nagle staliśmy twarzą wtwarz.Miał błękitne oczy, jasne jak mrozne niebo.Nim zdążyłam zareagować, jego ustaznalazły się na moich.Całował mocno, dociskając wargi, wsuwając mi język między zęby.Nie oddawałam pocałunku, zbyt zaskoczona.Czułam, jak słodko pachnie, czułam, jakwypełnia moje usta.Ciepło spływało niżej, przez gardło, aż zalało moją klatkę piersiową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]