[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie chcę, aby memu synowi zrobiono pranie mózgu.Wysiliłam się na uśmiech.Raymond Fields był moim ekspertem odwampirzych kultów i nie posuwał się nigdy do prania mózgu.Po prostu mówiłprawdę, choćby była najbardziej nieprzyjemna.- Pan Fields opowie pani o minusach wampiryzmu - dodałam.- Ufam, że pan Clarke udzielił nam już wszystkich niezbędnych informacji.Uniosłam rękę na wysokość jej twarzy.- Nie nabawiłam się tych blizn, grając w dwa ognie.Proszę wziąć tęwizytówkę.Zadzwoni pani do niego albo nie.Wybór należy do pani.Zbladła lekko pod starannie zrobionym makijażem.Jej oczy rozszerzyły się,gdy zobaczyła moje ramię.- To robota wampirów? - Jej głos, cichy i niepewny, prawie przypominałludzki.- Tak - odparłam.Jamison ujął ją pod ramię.- Pani Franks, widzę, że poznała już pani naszą pogromczynię wampirów. Spojrzała na niego, a potem na mnie.Jej twarda maska zaczęła pękać.Oblizaławargi, po czym odwróciła się do mnie.- Doprawdy.- Błyskawicznie dochodziła do siebie; znów sprawiała wrażeniew pełni opanowanej.Wzruszyłam ramionami.Cóż mogłam powiedzieć? Wcisnęłam wizytówkę wjej wymanikiurowaną dłoń, a Jamison sprawnie ją z niej wyłuskał i wsunął dokieszeni.Pozwoliła mu na to.Cóż mogłam zrobić? Nic.Ale przynajmniejpróbowałam.Koniec.Kropka.Spojrzałam na jej syna.Wyglądał tak młodo.Pamiętałam, jak sama byłam osiemnastolatką.Czułam się taka dorosła.Wydawało mi się, że wiem już wszystko.Mając dwadzieścia jeden lat,uświadomiłam sobie, że wiem, że nic nie wiem.Wciąż nic nie wiedziałam, ale usilnienad sobą pracowałam.Czasami nie możesz zrobić nic więcej.Może nikt z nas nie jestw stanie uczynić więcej.O rany, od samego rana wychodził ze mnie urodzony cynik.Jamison prowadził ich w stronę drzwi.Usłyszałam kilka zdań.- Ona próbowała je pozabijać.Tylko się broniły.No jasne, oto ja, zabójczym nieumarłych.Plaga cmentarzy.Zostawiłam Jamisona, aby dalej wciskał im swoje półprawdy i weszłam dogabinetu.W dalszym ciągu potrzebowałam tych akt.Przynajmniej dla mnie życietoczyło się dalej.Przed oczyma wciąż miałam twarz tego chłopca, jego rozszerzoneoczy.Oblicze miał gładkie jak pupcia niemowlaka i ładnie opalone.Czy zanimzdecydujesz się zabić, nie powinieneś najpierw zacząć się golić?Pokręciłam głową, jakby to mogło usunąć sprzed moich oczu obraz tegochłopca.Prawie się udało.Klęczałam z teczkami w dłoniach, gdy do gabinetuwparował Jamison.Z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi.Spodziewałam się, że takzrobi.Jego skóra miała barwę ciemnego miodu, oczy były bladozielone, długiekędzierzawe włosy okalały pociągłą twarz.Włosy były prawie kasztanowe.Jamisonbył pierwszym zielonookim rudzielcem, jakiego w życiu spotkałam.Był szczupły,prawie chudy, ale nie dzięki regularnym ćwiczeniom, a za sprawą genów.Jedynepodnoszenie ciężarów Jamison uskuteczniał z kolegami w knajpie.- Nigdy więcej tego nie rób - powiedział.- Niby czego? - Wstałam, przyciskając teczki do piersi.Pokręcił głową i prawie się uśmiechnął, ale był to gniewny uśmiech,wypełniony błyskiem małych białych zębów.- Nie zgrywaj cwaniary.- Przepraszam - mruknęłam.- Bzdura, wcale nie jest ci przykro.- Rzeczywiście, jeżeli chodzi o to, że dałam tej kobiecie numer do Fieldsa, tonie.Wcale nie jest mi przykro z tego powodu.Zrobiłabym to jeszcze raz.- Nie lubię, jak ktoś próbuje odebrać mi klientów.Wzruszyłam ramionami.- Mówię serio, Anito.Nigdy więcej tego nie rób.Miałam ochotę zapytać  Boco? ale nie zrobiłam tego. - Nie masz uprawnień, by doradzać ludziom, czy powinni zostaćnieumarłymi, czy też nie.- Bert uważa inaczej.- Bert wziąłby forsę nawet za dokonanie zamachu na papieża, gdyby tylkouznał, że zdoła się z tego jakoś wywinąć.Jamison uśmiechnął się, łypnął na mnie spode łba, po czym mimowolnieuśmiechnął się raz jeszcze.- Ty jak już coś powiesz, to.- Dzięki.- Tylko nie próbuj już podbierać mi klientów, dobra?- Obiecuję, że już więcej nie będę się wtrącać do twoich rozmów o ożywianiuzmarłych.- To za mało - mruknął.- Nie licz na więcej.Nie masz uprawnień na udzielanie ludziom porad.To niejest właściwe.Powiem więcej, to jest złe.- Nasza mała perfekcjonistka.Zabijasz ludzi za pieniądze.Jesteś ni mniej, niwięcej jak tylko kontraktową morderczynią.Wzięłam głęboki oddech i powoli wypuściłam powietrze.Nie zamierzałamdziś się z nim kłócić.- Wykonuję egzekucje zbrodniarzy, mając na to pełne poparcie ze stronywymiaru sprawiedliwości.- Owszem, ale lubisz to, co robisz.Podnieca cię wbijanie kołków.Nie potrafiszwytrzymać jednego tygodnia bez skąpania się w czyjejś krwi.Patrzyłam na niego jak osłupiała.- Naprawdę w to wierzysz? - spytałam.Nie spojrzał na mnie, ale koniec końców odparł:- Nie wiem.- Biedne, zagubione wampiry, nieszczęsne, niezrozumiałe istoty.Zgadza się?Ten, który mnie naznaczył, zamordował dwadzieścia trzy osoby, zanim sąd pozwoliłmi na wyeliminowanie go.- Odchyliłam koszulkę, aby pokazać mu bliznę naobojczyku.- Ten wampir zabił dziesięć osób.Specjalizował się w małych chłopcach,mówił, że ich mięso jest najbardziej delikatne i soczyste.On nie zginął, Jamison.Uciekł.A ubiegłej nocy odnalazł mnie i groził, że się ze mną porachuje.- Nie rozumiesz ich.- Nie! - Szturchnęłam go palcem w pierś.- To ty ich nie rozumiesz.Spojrzał na mnie, skrzydełka jego nozdrzy wydęły się, oddychał szybko,nerwowo.Cofnęłam się o krok.Nie powinnam go była dotykać, to wbrew przepisom.Wsprzeczce nigdy nie posuwaj się do kontaktu fizycznego, bo wywołasz prawdziwąrozróbę.- Przepraszam, Jamison.- Nie wiem, czy zrozumiał, za co go przepraszałam.Nic nie odpowiedział.Kiedy przeszłam obok niego, zapytał: - Co to za akta?Zawahałam się, ale znał je równie dobrze jak ja.Zorientowałby się, co zginęło.- Zabójstw wampirów.Odwróciliśmy się do siebie dokładnie w tej samej chwili.Nasze spojrzeniaodnalazły się.- Przyjęłaś pieniądze? - spytał.Zamurowało mnie.- Wiedziałeś o tym?Skinął głową.- Bert chciał, aby zamiast ciebie wynajęli mnie, ale się nie zgodzili.- A przecież masz takie wspaniałe referencje.I robisz im taką dobrą prasę.- Mówiłem Bertowi, że na to nie pójdziesz.%7łe nie zgodzisz się pracować dlawampirów.Jego małe, bystre oczka uważnie lustrowały moją twarz, wypatrując w niejprawdy.Zignorowałam go, moje oblicze pozostało niewzruszone jak maska.- Nawet mnie pieniądze nie śmierdzą.Pamiętaj o tym, Jamison.- Przecież tobie wcale nie zależy na forsie.- Widzisz, jak mało mnie znasz? Ludzie się zmieniają.- Ale nie ty.Nie zrobiłaś tego dla pieniędzy.- To było stwierdzenie.- Co cię dotego skłoniło?Nie chciałam mieszać w to Jamisona.Uważał, że wampiry to ludzie z kłami.Aone ze swej strony utrzymywały go w błogiej nieświadomości.Nigdy dotąd niepobrudził sobie rąk, mógł zatem nie widzieć prawdy, ignorować ją lub zwyczajnieokłamywać samego siebie.A to ostatnie mogło okazać się dla człowieka zabójczoniebezpieczne.- Posłuchaj, Jamison, mamy odmienne zdania na temat wampirów, alewszystko, co jest w stanie zabijać krwiopijców, może równie dobrze przerabiać ludzina befsztyk tatarski.Chcę dopaść tego szaleńca, zanim on, ona lub ono zabierze siędo zwykłych śmiertelników [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl