[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czekałam, aż moja córka załatwi formalności w punkcie odpraw.Paszport, formularz odprawy celnej.Miała w tym wprawę. Nie jestem religijna, ale choć Sam zginął w 1983 roku, nigdy go niestraciłam.Im bardziej się starzeję, tym lepiej rozumiem, że ludzienigdy nie odchodzą.Pozostają z nami na zawsze.Więc jeśli zostanieszmniszką na Sri Lance, nie stracę cię.Tak naprawdę będziesz przymnie".Stanęliśmy przy lśniących drzwiach dla odlatujących.Lydiapocałowała mnie w policzek.- Może przyjedziesz do klasztoru? - spytała.Mam się wybrać do Trzeciego Zwiata? Do meliny tego drania, przezktórego tyle razy nie spałam w nocy? I nie zapominajmy oprymitywnych warunkach sanitarnych, pijawkach, no i o tamtymszczurze. Psycholog kazała mi przede wszystkim dbać o zdrowie.Niezamierzałam się jej sprzeciwiać.Lydia chyba wie, że jeżdżę wyłącznie tam, gdzie mogę liczyć napuszyste ręczniki.Pewnie żartuje.- Wiesz, że nie jestem religijna, ale.- powiedziałam, oddającpocałunek -.zastanowię się. 321Szczęśliwy trafJeśli nie wiesz, co zrobić, spytaj kota.Pierwszy raz usłyszałam o Sri Lance w szkole podstawowej.Nauczycielka rozwinęła pomiętą mapę, która wisiała nad tablicą, iwskazała wyspę w kształcie łzy u wybrzeży Indii.Miała budzącyzaufanie różowy kolor, jak większość krajów na mapie (przynajmniejtych ważnych).Podobnie jak nasz, należała do tej nienaruszalnejpotęgi, jaką było Imperium Brytyjskie. Cejlon słynie z herbaty i tego - oznajmiła nauczycielka, pokazującnam swój zaręczynowy pierścionek.- Ten roziskrzony błękitny kamieńw oczku to szafir" - wyjaśniła.To było niesprawiedliwe.Cejlon miał drogie kamienie.Co doherbaty, w naszych żyłach płynęło dość angielskiej krwi, żebyśmy niemogli żyć bez tego napoju.Zazdrościłam Cejlonowi.Nowa Zelandiasłynęła z baraniny i sera.Wyspa, zanim nazwano ją Cejlonem, nosiła jeszcze bardziejromantyczne miano Serendip, od którego powstało słowo serendipity.Wyraz ten ma korzenie arabskie.Dziwne, ale został uznany za jedno zdziesięciu najtrudniejszych w przekładzie słów angielskich.Odnosi siędo sytuacji, kiedy ktoś niespodziewanie dla siebie samego dokonujepewnego odkrycia.To szczęśliwy traf.Moim zdaniem Sri Lankastanowiła jego dokładną antytezę.Odkąd Lydia zafascynowała się tym krajem -nie wspominając o dręczących go tsunami, wojnie i biedzie -nazywałam wyspę w kształcie kropli Krainą Aez.Komórka pisnęła, sygnalizując nadejście esemesa.Lydiazawiadamiała, że na Sri Lance pada.Odpisałam, że w OgrodzieWdzięczności przekwitły róże.Miałam pełne ręce roboty, pomagając Katharine w ostatnichtygodniach szkoły.Biedne dziecko tyle od siebie wymagało, że napoczątku ostatniego semestru dostało przewlekłej anginy.Jeszczenigdy nie widziałam kogoś z tak chorym gardłem.Ledwie zaczynaładochodzić do siebie, powalał ją jeszcze silniejszy atak choroby.Lekarka powiedziała, że od trzydziestu lat nie oglądała tak poważnegoprzypadku.Po jakimś czasie antybiotyki przestały działać i dodawnych infekcji doszły nowe.Po dwunastu analizach krwi i odwie-dzeniu pięciu różnych lekarzy w końcu zwróciliśmy się do specjalisty.Zalecił sterydy na czas egzaminów, pod warunkiem że zaraz po nichKatharine przejdzie operację usunięcia migdałków.Serce mi się krajało, kiedy nasze najpogodniejsze dziecko przez trzymiesiące marniało w mgle choroby i rozpaczy.Na początku roku miałanadzieję otrzymać odpowiednio dobre stopnie, by dostać się namedycynę.Z powodu swoich licznych nieobecności ze łzami w oczachmusiała zrezygnować z tego marzenia.Poza tym zdążyła poznać tylulekarzy, że nie wiedziała już, czy lubi przedstawicieli tego zawodu.Narzekała, że mają zbyt ograniczone horyzonty i nie widzą człowiekajako osoby.Zawsze gdy wypuszczałam ją z domu na kolejny egzamin,spodziewałam się telefonu ze szkoły, że moje dziecko zemdla- ło.A jednak Katharine wytrwała, okazując zdumiewającą wy-trzymałość.Podczas jej choroby Jonasz przeszedł sam siebie.Przełączył się natryb superbohatera i nieustannie czuwał nad moją córką.Kiedy sięuczyła przy dzwiękach muzyki klasycznej, trzymał straż przy jejbiurku.Gotowy do poświęceń, udawał dzielnie, że suity Bacha wcalemu nie przeszkadzają.Gdy ledwie przytomna Katharine wracała do domu po egzaminach ipadała na łóżko, nie wiedząc, czy zdała, Jonasz wskakiwał na jejkołdrę, wtulał się mojej córce w szyję i śpiewał jej słodkie mruczanki.Od wyciskania pomarańczy zaczęły mnie boleć nadgarstki.Ostrzamiksera się stępiły.Wszystkie opakowania panadolu w apteczce byłypuste.Raz po raz wygłaszałam kazania na temat tego, jak niewielkieznaczenie mają egzaminy.Dowodziłam, że to tylko jeden kwadracik wdzierganym patchworku życia.Jeśli nie pójdą tak dobrze, jakspodziewa się Katharine, zawsze zostaje jej wyjazd do Paryża doszkoły kulinarnej albo do Florencji na kurs historii sztuki.Moja córkauśmiechnęła się blado i spytała, czy na tej liście znajduje się takżekariera w musicalu. Oczywiście.dla ciebie wszystko, kochanie.tylko proszę,wyzdrowiej".Gdy egzaminy w końcu dobiegły końca, Katharine nie była w stanieuczcić tego faktu z przyjaciółmi.- Chcę już tylko rozstać się z migdałkami - wychrypiała.Co wkrótcenastąpiło - a ona usiadła na szpitalnym łóżkuw pooperacyjnej euforii.- Ale odjazd, mamo.Czuję się wspaniale! - oznajmiła. Pierwszej nocy po jej powrocie Philip i ja obudziliśmy się, słyszącJonasza galopującego po korytarzu i wrzeszczącego na całe gardło.Otworzyliśmy drzwi.Z mroku spojrzały na nas jego rozjarzone oczy zogromnymi zrenicami.Kot zaprowadził nas na górę, przeskakując podwa schodki naraz.Katharine leżała, płacząc z bólu.Lekarstwaprzestały działać.Moje dziecko straszliwie cierpiało.- Dzięki, kochany - powiedziałam, głaszcząc jedwabistą sierśćnaszego przyjaciela.Jonasz usiadł zgrabnie na poduszce Katharine.Philip zadzwonił doszpitala i umówił się na odbiór silniejszego leku.Kot, który nie przypominał już demona, stał się aniołem stróżemnaszej młodszej córki.Parę godzin pózniej, gdy Philip wrócił ześrodkami przeciwbólowymi, lekko uchyliliśmy drzwi pokojuKatharine.W promieniu światła z łazienki widzieliśmy ją, uśpioną, zprzytulonym Jonaszem.Podniósł głowę, jakby mówiąc. Wszystkogra.Mam to pod kontrolą.Możecie iść spać".- Nadal chcesz go wysłać na farmę? - spytałam Philipa, gdypowlekliśmy się po schodach, pijani ze zmęczenia.Mąż pokręcił głową i objął mnie bez słowa.Rozumieliśmy się bezsłów.Jonasz był najlepszym opiekunem na świecie.Pomimowszystkiego, co razem przeżyliśmy, od zniszczenia wykładziny ikociego prozacu po zazdrość o niemowlę i nie-trzymanie moczu,należał do rodziny.Następnego ranka przyszedł kolejny esemes od Lydii - na Sri Lancenadal padało.Podejrzewałam, że już złożyła śluby i została prawdziwąmniszką.Ukrywała coś przede mną.bo po co w innym razieraczyłaby mnie doniesieniami o pogodzie? Wysłałam jej cytat zartykułu z  Newsweeka" o tym, że medytacja wpływa na rozwój mózgu.Nie odpowiedziała.Możemedytowała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl