[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bannernie przegapiła również momentu, kiedy oboje zniknęli za stajnią.Jake przeklinał sam siebie za swój wybór.Dziewczyna była głupia i próżna, ale o tymwiedział, zanim się do niej zbliżył.Jej tępota była wprost nie do zniesienia.Udawaławstydliwą, lecz poddała mu się bez żadnego oporu.Ta zdobycz okazała się zbyt łatwa.Nawet nie poczuł dreszczyku emocji, kiedy rozpinał jejstanik i w świetle księżyca oglądał nagie piersi.- Zwykle nie pozwalam mężczyznom.- Pozwalasz, pozwalasz.- Pocałował ją w kark i czekał, jak zareaguje na brakelementarnej grzeczności z jego strony.Patrzyła na niego pustymi oczami.Językiem zwilżyła wargi.- Ale ciebie lubię, Jake.- Więc okaż mi to.Językiem krążyła wokół jego ust.Nie podobał mu się jej zapach.Prawie się zmusił, bydotknąć jej piersi.Jego ciało zareagowało na dotyk delikatnego kobiecego ciała, ale bezzwykłego żaru.Mógł ją mieć, mógł rozładować napięcie, jakie czuł od tygodni.Byłaby tojednak tylko chwilowa ulga.Głód z pewnością wróci już nazajutrz, ponieważ pragnął całkieminnej kobiety.Nie był w porządku wobec tej dziewczyny, nawet jeśli była głupia i samolubna.Ale, ale! Od kiedy to Jake Langston, znany uwodziciel, zaczyna się martwić czyimiśuczuciami? Ta noc w stajni tak go zmieniła, że na starość zrobił się sentymentalny?Normalnie taki łakomy kąsek jak Dora Lee powinien być zaliczony bez wahania.Ale te refleksje przyszły za pózno.Jake delikatnie odsunął się od Dory.- Wróćmy lepiej do towarzystwa - zaproponował.Zaczął zapinać jej sukienkę i zauważył,że wcale jej się to nie podoba.- Nie chcę, aby twój ojciec nas tu znalazł - dodał szybko.- Nie myśl o mnie zle - prosiła.- Straciłam na moment głowę, bo nigdy nikt mnie tak niedotykał.Drżącymi dłońmi poprawiła fryzurę i starannie obciągnęła sukienkę, a potem dołączyła dotowarzystwa.Jake przeprosił ją i natychmiast poszedł w stronę beczki z piwem.Gdy gasiłpragnienie, Micah i Lee znalezli się tuż obok niego.- I co? Uśmiechnął się smutno.- Dora Lee jest w porządku.%7łyczę wam szczęścia.Przyjęcie dobiegało końca.Jake spędził trochę czasu z Ma, którą srodze dotąd zaniedbywał.Odpoczywała w fotelu nawerandzie.Starał się skupić na rozmowie z matką, ale jego oczy ciągle śledziły Banner;tańczyła ze wszystkimi - młodymi i starszymi mężczyznami.A robiła to diablo sprytnie.Podczas tańca trzymała głowę pod takim kątem, by partnermógł zajrzeć jej w dekolt.Do każdego z nich śmiała się tak, jakby tylko ten jeden istniał naświecie.Jeśli któryś z partnerów mocniej przycisnął ją w tańcu, nie reagowała.Jake widział to wszystko dokładnie i czuł narastającą złość.W końcu postanowił, że jeśliRandy jeszcze raz poprosi ją do tańca, to zrobi temu chłopakowi krzywdę, choćby wykastrujego.Kiedy szli już w kierunku gotowego do odjazdu wozu, czuł się zupełnie rozbity.Podczasgdy się żegnali, Ross nagle spojrzał w kierunku północno - wschodnim.Na horyzonciepojawiła się złocistoczerwona łuna.- Co to może być?- To pożar - odparł Jake.Micah gwizdnął przez zęby.- Ale się pali!- Co to jest? Tak daleko od miasta.- W głosie Lydii czuło się strach.- Pewnie busz; jest bardzo sucho.Przydałby się deszcz - zakończył dyskusję Ross.Ciekawość wszystkich została zaspokojona tym rozsądnym wyjaśnieniem.Ale tuż obok wybuchł jeszcze jeden pożar.Pożar zazdrości widoczny w zielonozłotychoczach Banner.ROZDZIAA 12- Ross, to jest.- Cicho bądz, kobieto, i pocałuj mnie.- Ale.Zamknął jej usta swoimi, wyciszając w ten sposób nieszczere protesty.Udawała, że siębroni, ale jej pocałunki były namiętne.Położył ją na kocu na sianie, nie zważając na to, żegniecie jej odświętną sukienkę.Goście odjechali.Muzykanci zapakowali instrumenty i gotowali się do drogi.Ross odesłałMa do domu, nie pozwalając niczego sprzątnąć.Wszyscy w River Bend mogą teraz zażywaćodpoczynku.Ross i Lydia cieszyli się swoją samotnością.Językiem smakował jej usta, rękoma zaś burzył fryzurę, wyjmując z włosów spinki ipozwalając im swobodnie opaść.- Wstydz się - wyszeptała, kiedy zaczął gładzić jej szyję.- Dobrych manier miałem dosyć przez cały ten wieczór, a teraz mam ochotę naprzypomnienie sobie paru szaleńczych epizodów z naszej młodości.- Ach to dlatego zaciągnąłeś mnie na siano, zamiast do naszej szacownej alkowy?- Jest coś podniecającego w igraszkach na sianie, nie uważasz?- Powinieneś to wiedzieć - mówiła z udawaną powagą.- Przecież często, w samym środkudnia, zwabiałeś mnie tutaj.I za każdym razem strasznie się bałam, że dzieci bawiące się wchowanego mogą nas nakryć.Ross zaśmiał się cicho i rozpiął jej stanik.- Taki strach jeszcze bardziej podnieca.Lydia zanurzyła palce w gęstych włosach Rossa i przyciągnęła jego głowę do siebie.- Nie potrzebuję żadnych dodatkowych podniet.Za każdym razem, kiedy się z tobąkocham, jestem wystarczająco podniecona.- Wpędzasz się w kłopoty, mówiąc takie rzeczy - oświadczył niskim, wibrującym głosem.- Kocham w tobie tę dzikość - szeptała Lydia.- Rozpoznaję w tym dawnego Sonny'egoClarka.Jesteś moim jedynym i kocham cię, bez względu na to, pod jakim nazwiskiem żyjesz.W jej oczach pojawiły się ciepłe błyski; jemu też udzielało się jej wzruszenie.- Kocham cię, Lydio.- Wiem o tym.Ja też cię kocham.Całowali się z pasją, której dwadzieścia lat wspólnego życia nie ostudziło.Kiedy żądzaprzeniknęła już wszystkie, najdrobniejsze nawet pory ciała, oddali się żywiołowo szalonympieszczotom.Jeszcze tylko moment, jeszcze tylko kilka czułych słów i pośpiesznych ruchów, i wspólnykrzyk rozkoszy rozległ się w pustej stajni wracając do nich echem.Leżeli obok siebie, oddychali pośpiesznie i wsłuchiwali się w monotonną, tajemniczą pieśńcykad.Rozpięła mu koszulę i palcami muskała obrośniętą pierś, szepcząc słowa miłości ioddania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]