[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szybko się przeczesała.Stara sukienka.Sweter.Na dół.Zeszła do salonu z przylepionym do twarzy uśmiechem.- Hej, mamo! Nie sądziłam, że cię tu zastanę.- Lidio! - wykrzyknął Alfred.- Dzięki Bogu, że jesteś w domu.Two-ja matka się o ciebie zamartwia.Gdzie byłaś?- Wyszłam.RLT - Wyszłaś? To nie jest odpowiedz, moja droga.Natychmiast przeprośmatkę.Walentyna stała tyłem do kominka i patrzyła na Lidię, bardzo sztyw-na, z na wpół wypalonym papierosem w dłoni.Na policzkach miaładwie czerwone plamy, jakby od żaru ognia, ale Lidia ją znała.Wiedzia-ła, co oznaczają takie rumieńce.Strach.Dlaczego? Przecież matka wiedziała, że często włóczy się po ulicachosiedla, robiła tak od lat.Skąd ten nagły strach?- Lidio, co się stało? - spytała Walentyna powoli.- Nic.Walentyna zaciągnęła się głęboko papierosem i wydmuchała dym zlekkim chrząknięciem, jakby ćwiczyła głos.Nadal ubrana była w szy-fonową suknię, ale bolerko zastąpiła zamszowym ciepłym żakietem.Pod oczami miała głębokie cienie.- Przepraszam, mamo, nie chciałam was opózniać.Myślałam, że jużdawno pojechaliście.Było tylu gości, sądziłam, że nawet nie za-uważycie, że.- Nie bądz niemądra, Lidio - powiedział Alfred.Widziała, że z ca-łych sił stara się nad sobą panować i zachowywać się grzecznie.- Oczywiście, że chcieliśmy się z tobą pożegnać.Oboje.Wez to.-Podał jej brązową kopertę.- Są tu pieniądze, na wypadek gdybyś mu-siała coś kupić przed naszym powrotem, ale oczywiście Wai zapewnici posiłki, więc wiele nie będzie ci trzeba.Może pójdziesz do kina?Lidia nigdy w życiu nie była w kinie.W każdej innej chwili pod-skoczyłaby z radości na taką propozycję.- Dziękuję.- Poradzisz sobie sama?- Tak.- Anthea Mason obiecała, że będzie zaglądać, żeby sprawdzić, jaksobie radzisz.- Nic mi nie będzie.Macie dziś wieczorem jeszcze jakiś pociąg?Przepraszam, że przeze mnie przepuściliście swój, ale jeśli się pospie-RLT szycie na pewno jeszcze jakiś złapiecie.- Spojrzała na matkę.- Niechcę, żebyście stracili miodowy tydzień z mojego powodu.- No więc, w zasadzie.- zaczął Alfred.- Tak - powiedziała Walentyna, z irytacją podnosząc jedną brew.-Możemy się przesiąść w Tiencinie.Alfredzie, bądz aniołem i przynieśmi z kuchni szklankę wody, dobrze? Strasznie tu gorąco.- Przesunęładłonią po czole.- To na pewno z nerwów.- urwała.- Oczywiście, kochanie.- Rzucił okiem na Lidię.- Wytłumacz sięmatce, żeby mogła wyjechać ze spokojną głową.- Opuścił salon.Walentyna natychmiast rzuciła papierosa w ogień i podeszła do Lidii.- Mów, szybko.Co się stało?Lidia aż osłabła z ulgi.Tak, oczywiście, mogła jej powiedziećwszystko, ona będzie wiedziała, co robić, gdzie kupić lekarstwa, skądwziąć lekarza, mogła.Matka chwyciła ją za rękę.- Powiedz mi, czego chciał ten brudny wielki drań.- Co?- Popków.- Co?Walentyna potrząsnęła nią.- Lew Popków.Wyszłaś z nim.Co ci powiedział?- Nic.- Kłamiesz.- Nie.Był po prostu pijany.Walentyna uważnie popatrzyła na córkę, a potem delikatnie objęła jąi przyciągnęła do siebie.Lidia poczuła piżmowy zapach jej perfum iprzylgnęła do niej mocno, po czym, zamknięta w objęciach matki, za-częła się silnie cała trząść.- Lidoczka, kochana moja, nie.- Dłoń Walentyny gładziła ją po mo-krych włosach.- Nie będzie mnie tydzień.Wiem, że nigdy się wcze-śniej nie rozstawałyśmy, ale nie bądz smutna.Wkrótce wrócę.- Poca-łowała Lidię w policzek i cofnęła się o krok.- Azy? U mojej córeczki,która nigdy nie płacze? Nie płacz, kochanie.RLT Sięgnęła po srebrną tacę z alkoholem, stojącą na kredensie.Rzuciłaszybkie spojrzenie na drzwi, żeby sprawdzić, czy są zamknięte, nalałasobie kieliszek wódki, wypiła go duszkiem, wzdrygnęła się i nalała ko-lejny, który zaniosła córce.- Masz.To ci pomoże.Lidia pokręciła głową.%7ładnych słów.Ani oddechu.Walentynawzruszyła ramionami, wypiła sama i odstawiła kieliszek.Czerwoneplamy na jej policzkach zaczęły blednąc.- Moja kochana.- Ujęła twarz Lidii w obie dłonie.- To małżeństwozapewnia nam lepszą przyszłość.Polubisz go.Obiecuję.Bądz szczę-śliwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl