[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Arnold zacisnąłcienkie wargi, groznie marszcząc brwi.- Z pewnością zdajecie sobie sprawę, że ostatni guwerner Ramseyówzostał zamordowany - rzekł Duncan.Woolford nachylił się, mierząc Duncana badawczym, niedowierzającymspojrzeniem.51Arnold obrzucił go lodowatym wzrokiem.- Profesor utonął.- Ze sznurem na szyi? - spytał Duncan.- Dokładnie rozważyliśmy okoliczności tego tragicznego wydarzenia -odparł stanowczo Arnold.- Evering był przygnębiony, od kiedy w zeszłymroku stracił żonę, zmarłą na zarazę.W kraju miał krewnych.Jego rodzina zprzykrością się dowie, że popełnił samobójstwo.- Samobójca na tym statku może skoczyć za burtę albo się powiesić -zauważył Duncan, odkładając pióro na stół.- Nie musi robić obu tych rze-czy naraz.- On po prostu chciał, żeby jego ciało wyciągnięto i pochowano pochrześcijańsku - zapewnił duchowny, zamykając drzwi, wracając do stołu inachylając się do Duncana.- Pętla na szyi zapewniła szybką śmierć.Takzanotował kapitan w dzienniku pokładowym, z moim podpisem jakoświadka.Podaliśmy, że Evering wypadł za burtę podczas sztormu.Już na-pisałem nekrolog, który zostanie opublikowany w Londynie na koszt Kom-panii.Jest w nim bohaterem, chociaż umarł, zanim rozpoczęliśmy naszedzieło w Ameryce.Kapitan spodziewa się niebawem napotkać jakiś statekzmierzający na wschód.Ciało i nekrolog zostaną odesłane do kraju.- Gdyby żył, kiedy sznur się zacisnął, miałby na szyi otarcia - wyjaśniłDuncan, patrząc na swoje złączone dłonie.- Nie było ich.Zapadła cisza, w której usłyszeli przeciągły jęk udręki dobiegający z cel.Arnold zmrużył oczy.- Nic nie wiesz o takich sprawach.- O ile pamiętam, niedawno potrzebowaliście mojej medycznej wiedzy.- Nie zostałeś oficjalnie uznany za lekarza lub chirurga - upierał się Ar-nold.Uniósł róg dokumentu, jakby ostrzegawczo.- Obaj słyszeliście w sądzie, że mam za sobą trzy lata studiów medycz-nych.Przez większość tego czasu stałem na sali sekcyjnej i badałem ciałaprzynoszone przez urzędników magistrackich, organ po organie, członekpo członku.Może nie mam należytych kwalifikacji, aby leczyć żywych -przyznał Duncan - lecz potrafię wyjaśnić przyczynę śmierci.Pokażcie miciało, a dowiem się prawdy.52Te słowa wywołały grymas zdziwienia na twarzy Woolforda.Arnoldsplótł dłonie jak do modlitwy.- Takie zuchwałe zarzuty tylko zaniepokoją lorda Ramseya - rzekł iwymienił posępne spojrzenia z Woolfordem.- Evering był związany zKompanią.- Pierwszego dnia rejsu słyszałem, jak mówiłeś do wszystkich więz-niów, że Kompania dba o uczciwość i prawdziwą wiarę - przypomniał Dun-can.Ta uwaga uspokoiła Arnolda.- Co więcej - przyznał duchowny - jest to eksperyment pod królewskąegidą.Jeśli się nam powiedzie, powstanie dwadzieścia takich kompanii idwadzieścia nowych społeczności, które powstrzymają Francuzów i ichdzikich sprzymierzeńców.Nie zawiedziemy.I nie damy się od tego odwieśćani okryć niesławą.Mylisz się, panie.Duncan podniósł głowę.Czyżby Arnold właśnie dostarczył mu od-powiedz na pytanie, dlaczego wojsko tak interesowało się skazańcami?- Jeśli tych rytualnych znaków nie pozostawił samobójca - rzekł Dun-can - to miały być wiadomością dla żywych, a nie zmarłych.- To zakrwawione serce pozostawiono dla nas? - Woolford nagle straciłpewność siebie.Pochylił się z niespodziewanie rozbudzonym zainteresowaniem.Arnold odwrócił się i gniewnie spojrzał na Woolforda, najwidoczniej za-skoczony jego reakcją.- Ilu członków Kompanii było już przedtem w Nowym Zwiecie? - zapy-tał Duncan.Arnold odsunął pióro poza jego zasięg, jakby ponownie rozważał swojąpropozycję.- Dlaczego pytasz? - dociekał oficer.- Te rytualne znaki.Część z nich pochodziła z Nowego Zwiata.Część,jak sądzę, nie.Ilu, poza Adamem Munroe?Woolford uważnie przyglądał się Duncanowi, ale nie odpowiedział.- Z pewnością zdaje pan sobie sprawę, poruczniku - ciągnął Duncan -że śmierć Adama Munroe, profesora Everinga, ten rytuał, a nawet skok tejbiednej dziewczyny do morza, wszystkie te wydarzenia zaszły po tym, jaksplądrowano pański kufer.Ten stał się dla Kompanii istną puszką Pandory.Co w nim było z Ameryki?W oczach Woolforda Duncan nie ujrzał gniewu, lecz błysk zaskoczenia,53który szybko zastąpiło coś, co mogło być niepokojem.Oficer wstał, wyszedłzza stołu i wskazał Duncanowi drabinkę.Pięć minut pózniej byli w ładowni na dziobie, wąskim i ciemnym po-mieszczeniu, gdzie wilgotne powietrze było przesycone ostrym, niemalduszącym zapachem zęzy, przypraw, pleśni, smoły i zepsutego mięsa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]