[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uśmiechnął się do siebie na myśl, że konie były jedynie w stanie powiadomić go o tym, że ktośtam jest, ale nie potrafiły przewidzieć intencji tej osoby ani odróżnić wroga od przyjaciela.Toby dopiero były nadnaturalne zdolności.Od drzew dzieliło go tylko czterdzieści metrów; rosło ich tam kilka, otoczone były gęstymikrzakami.Wprost idealna kryjówka dla kogoś, kto chciałby przygotować zasadzkę.Ale zdrugiej strony - rozumował Halt - ktoś mógł po prostu skryć się tam przed mżawką padającąjuż od z górą dziesięciu godzin.Halt spoglądał bystro spod kaptura.Teraz, gdy zbliżyli się dopotencjalnego napastnika, Abelard wydał z siebie coś w rodzaju głębokiego pomruku.Był toodgłos właściwie niesłyszalny, raczej gardłowa wibracja, którą zwiadowca bardziej wyczuł niżusłyszał.Halt lekko ucisnął kolanem bok wierzchowca.- Wiem - szepnął; zdawał sobie sprawę, że cień kaptura skrywa poruszenie jego ust.Wreszcie uznał, że jest już dość blisko.Auk dawał mu przewagę tylko dopóty, dopókipozostawał w odpowiedniej odległości.Leciutko pociągnął za wodze, Abelard zatrzymał się,Wyrwij postąpił jeszcze krok i również stanął.Wprawnym, płynnym ruchem Halt wydobył z kołczana strzałę i założył ją na cięciwę.Auku nienaciągnął, bo dziesięciolecia nieustannych wytrwałych ćwiczeń sprawiły, iż był w stanie tegodokonać oraz wycelować i wystrzelić w mgnieniu oka.- Pokaż się, chcę cię zobaczyć - zawołał donośnym głosem.Po chwili z krzaków wyłonił sięjezdziec - mocno zbudowany, rosły.Zatrzymał konia na skraju drogi.Wojownik - stwierdził Halt, spostrzegając matowy połysk kolczugi.Miał też na sobie płaszcz zkapturem, chroniący go przed deszczem.Zwykła stożkowata misiurka zwisała u jego siodła, naramię miał zarzuconą okrągłą tarczę bez herbu.Halt nie dostrzegł miecza ani żadnej innejbroni, ale, logicznie rzecz biorąc, takowa powinna znajdować się po lewej stronie jezdzca, czylipo tej, której nie widział.Niewątpliwie jednak można było założyć, iż jakowymś orężemtamten dysponuje.Byłoby rzeczą dość niezwykłą, gdyby ktoś noszący zbroję i tarczę nie miałteż i miecza.Wszelako jednak sylwetka wydała mu się znajoma.Jeszcze chwila i Halt rozpoznał jezdzca.Wsunął z powrotem strzałę do kołczanu i ruszył do przodu.- Co tu robisz? - spytał, wiedząc już niemal na pewno, jaką usłyszy odpowiedz.- Jadę z tobą - oznajmił Horace, potwierdzając przypuszczenia Halta.- Chcesz znalezć Willa, aja zamierzam wybrać się z tobą.- Rozumiem - rzekł Halt, ściągając wodze, gdy znalazł się obok młodzieńca.Horace był wysokim chłopakiem, a przy tym jego bojowy rumak mierzył w kłębie kilka piędziwięcej niż Abelard.Zwiadowca musiał tedy zadrzeć głowę do góry, by popatrzeć na twarzmłodego wojownika.Dostrzegł w niej spokojną determinację, wyraz powziętegopostanowienia.- A jak myślisz, co powie twój mistrz sztuk walki, gdy się o tym dowie? - spytał.- Sir Rodney? - Horace wzruszył ramionami.- Już o tym wie.Powiedziałem mu.Halt przekrzywił głowę, nieco zaskoczony.Przypuszczał bowiem dotąd, że Horace po prostuuciekł, by do niego dołączyć.Jednak rycerski czeladnik był młodzieńcem prostolinijnym,szczerym i nieskłonnym do działania w ukryciu czy do podstępów.Potajemna ucieczka poprostu nie leżała w charakterze Horace'a.- I cóż rzekł na tę wiekopomną wieść?Horace zmarszczył brwi, wyraznie nie zrozumiał.- Słucham? - spytał niepewnie, na co Halt westchnął.- Co powiedział, kiedy go o tym powiadomiłeś? Jak go znam, to pewnie dał ci w ucho? - Rodneynie słynął bynajmniej z wyrozumiałości wobec niezdyscyplinowanych uczniów swej szkoły.Przeciwnie, cechowała go porywczość, która nieraz dawała się kadetom we znaki.- Nie - odparł bezbarwnym głosem Horace.- Poprosił, żebym przekazał ci wiadomość.Halt potrząsnął głową z niedowierzaniem.- A jaka to wiadomość? - spytał; zauważył, że Horace poruszył się niespokojnie w siodle,wyraznie czując się nieswojo wobec mrukliwego zwiadowcy.- Kazał życzyć ci powodzenia - odparł po chwili.-I jeszcze, że przybywam za jego zgodą, ależebym nikomu o tym nie rozpowiadał.- Rzecz jasna - powtórzył Halt, nie dając po sobie poznać, jak zaskoczył go ten nieoczekiwanygest ze strony Sir.Rodneya
[ Pobierz całość w formacie PDF ]