[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Złote miasto, śmiejące się w twarz&przepiękne jak wszystko, czego dotkną się Złoci.Pod jego spojrzeniem uśmiech kobiety zaczął niknąć.Wciąż jeszcze zmuszała się do śmiechu,ale jej twarz, zarumieniona straceńczą odwagą, bladła, płowiała jak stara mapa na słońcu. Co się tak patrzysz? jej głos już drżał. Co tak wytrzeszczyłeś oczy?Starała się odwrócić wzrok i nie mogła.Razwijar podszedł do niej blisko: A jeśli dzisiejszej nocy nie będzie ci do śmiechu? Czy mnie wynagrodzisz? Puść mnie wyszeptała.Ale nie potrafiła się wyswobodzić z pęt jego wzroku.* * *Mirtie kwitło okrągły rok po przekwitnięciu jednych kwiatów zaczynały kwitnąć inne.Po uliczkach miasta, szerokich i wąskich, krętych i łagodnych, biegały dzieci wszystkichstanów.Złote dzieci, beztroskie i miłe.Niekiedy z rejonów portu przychodził mały obcy, prosił,żeby wziąć go do zabawy.Zdarzało się, że przyjmowały takich do wspólnych gier, ale potemopowiadały, że obce dzieci umiały kraść i często wdawały się w bójkę.Za to, jeśli prowadzisz sięz takim, jak ty, Złotym, zabawa nie będzie niczym zakłócona, chyba że deszcz nagle lunie zpociemniałego nieba.Rankami, w zdobionych rzezbami drewnianych i ceglanych budynkach, otwierały się sklepy.Sklepikarki, surowe jak królowe, dawały na kredyt łakocie i owoce.Nad ulicą, na wyższychkondygnacjach, suszyła się bielizna i śpiewały ptaki, grała muzyka i całowali się zakochani.Pnącza oplatały ściany i pnie.Ona wyrosła w złotym, błogosławionym Mirtie i nigdy nie chciałago opuścić. A podróżować? Zobaczyć dalekie kraje?Tak, zdarzało się, do portu przypływały piękne statki z dalekich krajów.Ale wszyscy obcy ztakim zachwytem rozglądali się wokół, że było dla niej jasne: w całym zamieszkałym świecie niema niczego lepszego od jej miasta. A lasy? Przecież wiesz, że na kontynencie rosną gęste łasy, płyną szerokie rzeki&Razem z innymi dziećmi bawiła się w zagajniku, wyobrażając sobie, że to lasy.Puszczalistateczki po wodach strumyków.Dziewczynki wróżyły sobie narzeczonego, przywiązując domasztów stateczków kolorowe jedwabne wstążeczki& Co ty ze mną robisz? pytała, spoglądając na niego z ciemności błyszczącymi oczamikoloru miedzi. Dlaczego opowiadam? Po co ci to wszystko?! Chcę wiedzieć.Opowiedz jeszcze.Dziewczyna to płakała, to cichła, to znowu zaczynała się wyrywać, ale jego wola byłaniewspółmiernie silniejsza.Był ostrożny, nie chciał zadać jej bólu.& W porcie wiły się marmurowe uliczki i dla dobrego zamążpójścia trzeba było każdejwiosny przynieść monetę posągowi Morskiej Dziewicy; pięknej i nagiej, z naszyjnikiem zmuszelek prawdziwych! na cienkiej marmurowej szyi.Dziewica miała uchylone usta,dziewczynki, w tajemnicy przed sobą, wsuwały tam najdrobniejsze monety& Mówią, że obcy,robotnicy pracujący w porcie, wyciągali potem monety specjalną pętlą, ale one wierzyły, żeDziewica przyjmuje ich podarunek i narzeczony będzie jak trzeba& Jesteś zamężna? Nie! Morska Dziewico, po co ja ci to wszystko opowiadam& Nienawidzę cię, chcę, żebyśzdechł, przeklęty Heksie& Twój narzeczony& Był drugim pomocnikiem na okręcie flagowym& Zabiłeś go, jesteś mordercą! Po co ja cito opowiadam, po co& Zaczarowałeś mnie? Jesteś magiem? Nie.Ja po prostu cię kocham. Kłamiesz! Kocham Mirtie i ciebie.Nie kłamał.Tej nocy ona była jego ucieczką i przystanią, jedynym stworzeniem, zdolnymochronić go przed zbliżającym się koszmarem.Więcej z nią rozmawiał niż pieścił, a złotyodblask jej włosów kładł się na jego bladej, białej twarzy. Morska Dziewico& zaczynam widzieć w tobie człowieka wyszeptała nad ranem. Co w tym strasznego? To& niemożliwe.Niemożliwe jest wierzyć w to, że jesteś człowiekiem.To poruszy&świat.Wszystko. Zwiat jest kruchy.%7łycie jest kruche.Po prostu uwierz, że cię kocham.Gorzko się zaśmiała i nagle po raz pierwszy odpowiedziała na jego pieszczoty.Ciężar na jego duszy osłabł.Jej włosy ciemnym złotem rozsypały się po poduszce.Jej skóra była brązowa, matowa,wilgotna od gorączkowego potu.Z pierwszymi promieniami słońca zasnęła rozdarta, ale wkońcu ukojona, spokojna, niemal szczęśliwa.W jej snach Mirtie kwitło i zapalały się ognie nadróżowymi i białymi mostami. Miedziany Królu, Miedziany Królu.Wez, co jest mi drogie! Daj, czego potrzebuję!Ostatecznie nie dowiedział się, jak ma na imię.* * *Po złożeniu tej nowej ofiary doświadczył chwilowej rozkoszy zrozumienia.Był silny i wielkijak nigdy, był mądry, ale do Ostatecznego Poznania zostało wciąż pół kroku.Tutaj, obok, nawyciągnięcie ręki.Cień wędrowca, idącego na zachód.Leżał sam w rozrzuconej pościeli.Widział długie kosmyki, złotym haftem pobłyskujące napoduszce.Znowu złożył w ofierze człowieka, dopadło go przerażenie, którego doświadczyłzapewne muzykant Gejl, kiedy gryzł swoje ręce. Imperatorze wyszeptał Razwijar. Bogini Wof& Ktokolwiek.Pomóżcie mi!Odpowiedzi nie było.Wstawał świt.Wstał, ubrał się, nie wiedząc jeszcze, dokąd się wybiera i bez określonego celupo kilku minutach zaszedł do komnaty Podarka.Chimajryd spał, rozłożywszy się na pierzynie, aprzy jego łóżku siedziała, jakby oczekując na coś, jego matka. Stój tam, Razwijar jej głos był niski jak warkot rozjątrzonego smoka. Stój tam i niepodchodz. Jaska? Zabiję cię, jeśli zrobisz choć krok.Chłopiec poruszył się budząc powoli, ale Jaska nawet nie spojrzała na niego. Wiem, po co przyszedłeś.Wszystko wiem, Razwijar, już od dawna.Mój syn nie dostaniesię Miedzianemu Królowi.I tak zwlekałam zbyt długo& Wyjedziemy dzisiaj.Nie możesz naszatrzymać. Za bardzo przywykłaś do swojej potęgi wolno powiedział Razwijar. I wierzysz wewłasną nieomylność.Tak naprawdę przyszedł po to, żeby, jak wtedy na statku, objąć dziecko i choć na chwilęprzywrócić sobie duchowy spokój.Był pewien, że po to przyszedł, ale matka, wielki magwiedziała lepiej i władca kamiennego zamku uświadomił sobie nagle, że ona ma rację
[ Pobierz całość w formacie PDF ]