[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I wzruszali ramionami.Mieli trochÄ™ racji: robiÅ‚em niewiele.Ale w swej Å‚askawo-Å›ci dla mnie nie znali sekretu, który ukrywaÅ‚em nawetprzed sobÄ… samym: o to mi wÅ‚aÅ›nie chodziÅ‚o, żeby nic nierobić.ChciaÅ‚em, żeby czas sobie pÅ‚ynÄ…Å‚, żeby mijaÅ‚, czyniÄ…cjak najmniej zamieszania.Nie powiem, nie miaÅ‚bym nicprzeciw temu, żeby zbawić ojczyznÄ™, wywoÅ‚ać rewolucjÄ™,napisać Sezon w piekle lub PieÅ›ni Maldorora, namalowaćBurzÄ™ lub BitwÄ™ pod San Romano.Nie majÄ…c pojÄ™cia, jak tozrobić, bÄ™dÄ…c wrogiem wszelkiej aktywnoÅ›ci i an-gażowania siÄ™ w jakiekolwiek sprawy, nie posiadajÄ…c tegotalentu, jakim bÅ‚yszczeli wokół mnie Sartre, Sagan, Coc-teau, Minou Drouet, Francja, której generaÅ‚ de GaullezwróciÅ‚ już wolność - swojÄ… drogÄ… warto by spisać dziejemÅ‚odych po epopei gaullistowskiej i zatytuÅ‚ować je Wy-znania dzieciÄ™cia naszego wieku - znienawidzeni faszyÅ›ci,komuniÅ›ci o krok od wÅ‚adzy, choć już wtedy traktowanoich podejrzliwie - zdecydowanie wolaÅ‚em nie robić nic niżrobić rzeczy bÅ‚ahe.Posiadam wielki talent do nicnierobienia.ZamykaÅ‚emsiÄ™ w moim biurze pod skrzydÅ‚ami Rueffa oraz paruinnych i z uÅ›miechem na ustach, z melancholiÄ… w sercu,skory do ironii, oddawaÅ‚em siÄ™ lekturze moich przyjaciół,tych drugorzÄ™dnych, pozostajÄ…cych w cieniu tytanów, od162których czÅ‚owiek odwraca siÄ™ z onieÅ›mieleniem i bojazni.i, Homera iWergiliusza, Dantego, Szekspira, Cervantesa czy Rabelais'go:czytaÅ‚emTouleta, Heinego, Oscara Wilde'a, Vialatte'a, oczywiÅ›cieKandyda, PamiÄ™tniki Casanovy, EdukacjÄ™ europejskÄ… i Lady L.Romaina Gary, a trochÄ™ pózniej - Ciorana.Bardzo lubiÅ‚em Ciorana: dowiadywaÅ‚em siÄ™ od niego, żehistoria jest szkodliwa, a Å›wiat niepotrzebny; że wszelkieludzkie wysiÅ‚ki sÄ… z góry skazane na niepowodzeniei najlepsze, co można zrobić, to nie robić w ogóle nic.StosowaÅ‚em siÄ™ skrupulatnie do jego magicznych rad,powtarzajÄ…c w kółko zdania, które niczym sÅ‚odko-gorzkimiód spÅ‚ywaÅ‚y do moich ust i uszu, niczym ostrze gilotynyucinaÅ‚y wszelkÄ… myÅ›l o nadziei, wszelkÄ… ambicjÄ™: Każdyczepia siÄ™ jak może swojej nieszczęśliwej gwiazdy" lub PoznaÅ‚em wszystkie formy upadku, w tym równieżsukces".Sukces napawaÅ‚ mnie niesmakiem.PowodzeniebudziÅ‚o we mnie zgrozÄ™.Nie podejmowaÅ‚em najmniejszegoryzyka zabrania siÄ™ do czegokolwiek, co mogÅ‚oby siÄ™dobrze skoÅ„czyć.Z wizytÄ… u wielkiego pisarza- Pewnego dnia, bÄ…dz mÄ…dry dlaczego, zebrawszy siÄ™ naodwagÄ™ postanowiÅ‚em napisać do jednego z tych wielkichpisarzy, którzy, jak sobie wyobrażaÅ‚em, zupeÅ‚nie mnie nieobchodzili, o których jednak w cichoÅ›ci ducha dużomyÅ›laÅ‚em.PadÅ‚o na Valery'ego.Pisanie do pisarzy uważaÅ‚em zawsze za rzecz Å›miesznÄ….WystrzegaÅ‚em siÄ™ tego jak ognia.Pisarzy powinno siÄ™ czytać,a nie163pisywać do nich.ZresztÄ… gdyby wstawiennictwo DuchaZwiÄ™tego lub czarodziejska różdżka pozwoliÅ‚y mi cudemjakimÅ› znalezć siÄ™ od razu, bez żadnej wstÄ™pnej korespon-dencji, przed obliczem osoby, którÄ… sam bym wybraÅ‚, napewno jako pierwszego nie wybraÅ‚bym Valery'ego.Silniejsze bicieserca wywoÅ‚ywali we mnie Proust, Gide, Aragon.Proust nie żyÅ‚.Nie mogÅ‚em mu już powiedzieć, dojakiego stopnia nie zgadzam siÄ™ ze wszystkim, co mówiono o nim i ojego dziele.UchodziÅ‚ za nudziarza, mnie tymczasem rozÅ›mieszaÅ‚ doÅ‚ez.Wszyscy mówili o jego okropnie dÅ‚ugich i zagmatwanych zdaniach,a mnie, wrÄ™cz przeciwnie, uderzaÅ‚a ciÄ™tość i zjadliwość jegosformuÅ‚owaÅ„:.MiÅ‚oÅ›ciÄ… nazywam tu obustronnÄ… torturÄ™" czy MiÅ‚ość to czasi przestrzeÅ„, które uwrażliwiajÄ… serce".Gide i Aragon budzili we mnie trwogÄ™.WieÅ›niak paryskibyÅ‚ jednÄ… z moich książek-talizmanów, która nigdy nieupuszczaÅ‚a mojego stolika, a jej lektura wprawiaÅ‚a mnie naprzemian to w uniesienie, to w rozpacz.CaÅ‚e dzieÅ‚ozasadzaÅ‚o siÄ™ wyÅ‚Ä…cznie na stylu.Nie byÅ‚o w nim ani fabuÅ‚y,ani bohaterów, nic.Tylko wÄ™drówka - bez celu, a przecieżlogiczna i precyzyjna, namiÄ™tne marzenie, upojenie nowo-czesnym Å›wiatem.RecytowaÅ‚em z pamiÄ™ci caÅ‚e stronice.Jejnonszalancka perfekcja stanowiÅ‚a w moich oczach najwiÄ™k-szÄ… przeszkodÄ™ uniemożliwiajÄ…cÄ… pisanie.Po co dorzucaćcoÅ› wiÄ™cej do tak skoÅ„czonej doskonaÅ‚oÅ›ci? Autor sytuo-waÅ‚ siÄ™ na wyżynach równie niedosiężnych jak jego dzieÅ‚o.Chroniony przed przyziemnoÅ›ciÄ… przez fanatyczne, Å›wiÄ™tebataliony kaplicy surrealistów, a potem cytadeli komunis-tów, byÅ‚ mitem, legendÄ…, czymÅ› w rodzaju rewolucyjno-Å›wieckiego Å›wiÄ™tego Graala.Spotkanie go, rozmowa z nimnie wchodziÅ‚y w rachubÄ™.Nie znaÅ‚em wszystkiego, co napisaÅ‚ Gide.Ale żywiÅ‚emistny kult dla MokradeÅ‚.ByÅ‚bym szczęśliwy, mogÄ…c spotkać164ich autora, gdyby nie to, że on również tkwiÅ‚ w fortecy,zgoÅ‚a odmiennej niż komunizm czy surrealizm, chocrównie imponujÄ…cej: La Nouvelle Revue Française" NRF" byÅ‚a dla mnie czymÅ› oszaÅ‚amiajÄ…cym.Już na samjej widok bladÅ‚em, czerwieniaÅ‚em, ogarniaÅ‚a mnie trzÄ™-sionka.Gdy tylko zza wÄ™gÅ‚a ulicy pojawiaÅ‚ siÄ™ jej cieÅ„,od razu braÅ‚em nogi za pas.Zmuszony w rozmowie,dotÄ…d gÅ‚adko przebiegajÄ…cej, wymówić jej nazwÄ™, za-czynaÅ‚em siÄ™ jÄ…kać.Nie byÅ‚o mowy, żebym siÄ™ udaÅ‚ na ulicÄ™ Vaneau,na której rozdarty miÄ™dzy purytanizmem i immoralnoÅ›ciÄ…, ze swoimiżądzami i sprzecznoÅ›ciami u boku mieszkaÅ‚ podobno André Gide: odulicy Vanean oddzielaÅ‚a mnie nieprzebyta zapora ognistych mieczy NRF".Znacznie pózniej Gide i ja mieliÅ›my siÄ™ zetknąć, chocbardzo poÅ›rednio.KtóregoÅ› wieczoru zawitaÅ‚em z jednymz moich bratanków do hotelu Zagora" na poÅ‚udniuMaroka.Na spotkanie wyszedÅ‚ nam dyrektor hotelu,którego poprosiÅ‚em o pokój dla mnie i bratanka.- Ach, naturalnie! - odrzekÅ‚ z szerokim uÅ›miechem.- Kilka lat temu goÅ›ciliÅ›my już u nas pana André Gide'az jednym z jego bratanków.Paul Valéry, jak sÅ‚yszaÅ‚em, miaÅ‚ sÅ‚abość do paÅ„.Zapew-niano mnie, że poranki poÅ›wiÄ™caÅ‚ na pracÄ™, popoÅ‚udniamizaÅ› uganiaÅ‚ siÄ™ za nimi.Cecha ta czyniÅ‚a olÅ›niewajÄ…cego,mrocznego poetÄ™, którego czytywaÅ‚ nam Hyppolite, bar-dziej ludzkim.To zadecydowaÅ‚o: wÅ‚aÅ›nie do niego napisa-Å‚em list, którego wszystkich sformuÅ‚owaÅ„ na szczęście juznie pamiÄ™tam.Autor MÅ‚odej Parki i Cmentarza morskiegożyczliwie zareagowaÅ‚ na moje pompatyczne podchody.I tak pewnego piÄ™knego poranka, nadrabiajÄ…c minÄ…, udaÅ‚emsiÄ™ na ulicÄ™ Villejust - dziÅ› noszÄ…cÄ… nazwÄ™ Paul Valéry - naktórej mieszkaÅ‚ poeta.165Ledwie przekroczyÅ‚em próg kamienicy, dopadÅ‚o mniedobrze znane uczucie.ZadawaÅ‚em sobie pytanie, co, na Boga,robiÄ™ u tego trudnego poety, dlaczego forsujÄ™ jego drzwi.Nogi mam jak z oÅ‚owiu: co to za pomysÅ‚ chciećspotkać siÄ™ z uczniem Malherbe'a i Mallarmćgo, którypisze piÄ™kne wiersze, lecz poza tym nic wÅ‚aÅ›ciwie o nim niewiem! Mozolnie wlokÄ…c siÄ™ ku szczytom, z każdymklukiem powtarzam sobie: Kiedy czÅ‚owiek lubi gÄ™siÄ…wÄ…tróbkÄ™, nie musi od razu spotykać gÄ™si".Przekraczampróg gÄ™si wÅ›ciekÅ‚y na siebie, że przyszedÅ‚em.Paul Valéry ubrany byÅ‚ na ciemno i z wielkÄ… starannoÅ›ciÄ….MiaÅ‚ wÄ…sy,przedziaÅ‚ek we wÅ‚osach i muszkÄ™.PowitaÅ‚ mnie z życzliwoÅ›ciÄ…, którasprawiÅ‚a, że zawstydziÅ‚em siÄ™ wÅ‚asnych uczuć.MiaÅ‚em okropnycharakter.Od poczÄ…tku do koÅ„ca rozmowy - a dziaÅ‚o siÄ™ to zaledwiekilka miesiÄ™cy przed jego Å›mierciÄ… i paÅ„stwowym pogrzebem przedTrocadéro - ojciec pana Teste, którybynajmniej nie grzeszyÅ‚ gÅ‚upotÄ…,okazaÅ‚ siÄ™ czÅ‚owiekiem ujmujÄ…co grzecznym i bezpretensjonalnym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]