[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeremy urwał, wzruszył ramionami.- Nie żeby od razu miałsię od tego zawalić świat.Rozumie pan?Myron skinął głową.- Może dlatego, że zawalił ci się wcześniej.- Mówi pan o mojej chorobie?- Tak.- Tak, może dlatego.- Jeremy chwilę się zastanawiał.- Pan też musi się dziwnie czuć.- Owszem.- Myślałem o tym.I wie pan, co wymyśliłem?Myron przełknął ślinę.Spojrzał chłopcu w oczy - jasne i spokojne, ale nie całkiemniewinne.- Jestem bardzo ciekaw - odparł.- Pan nie jest moim tatą.Ojcem owszem, ale nie tatą.Rozumie pan?Myron z trudem skinął głową.- Ale.- Jeremy podniósł wzrok i wzruszył ramionami jak trzynastolatek - wcale nie musipan zniknąć.- Zniknąć?- No, tak.- Jeremy uśmiechnął się i Myronowi znów zabiło serce.- Z oczu.Wie pan.- Tak - odparł Myron.- Wiem.- Byłoby mi miło.- Mnie również.- Fajnie.Jeremy skinął głową.- Fajnie.Zegar na sali westchnął i wskazówka się przesunęła.Jeremy sprawdził godzinę.- Na zewnątrz pewnie czeka mama - powiedział.- Po drodze jak zwykle wpadniemy dosupermarketu.Pojedzie pan?Myron potrząsnął głową.- Dziękuję, ale nie dziś - odparł.- Trudno.- Jeremy wstał, przyglądając się jego minie.- Wszystko w porządku?- Tak.Chłopiec uśmiechnął się.- Bez obawy, dam sobie radę - zapewnił.- Skąd jesteś taki mądry?- Dobrze mnie wychowano - odparł Jeremy.- A poza tym mam dobre geny.Myron zaśmiał się.- Pewnie zechcesz zostać politykiem - zażartował.- Może.No, to cześć, niech się pan trzyma.- Ty też, Jeremy.Myron odprowadził go wzrokiem.Jeremy szedł do drzwi dobrze znanym mu krokiem.Nie obejrzał się.Drzwi trzasnęły z pogłosem i Myron został sam.Tak długo patrzył na kosz,aż siatka rozmyła mu się przed oczami.Ujrzał pierwszy krok tego chłopca, usłyszał pierwszewypowiedziane przez niego słowo, poczuł zapach dziecięcej piżamy.Uderzenie piłki złapanejw rękawicę, pochylenie się nad jego pracą domową, czuwanie nad nim całą noc, kiedy złapałinfekcję, wszystko to, czego doświadczył jego ojciec - wir dręczących, bolesnych,bezpowrotnie straconych obrazów z przeszłości.Zobaczył siebie w ciemnych drzwiachpokoju tego chłopca, jako milczącego strażnika jego dorastania, i poczuł jak to, co pozostałomu z serca, staje w płomieniach.Zamrugał oczami i obrazy pierzchły.Serce zabiło od nowa.Wpatrzył się w kosz i czekał.Tym razem nic nie zamgliło obrazu.Nic się nie stało.PODZIKOWANIAAutor pragnie podziękować doktor Sujit Sheth ze szpitala pediatrycznego w NowymJorku, doktor pediatrii Anne Armstrong-Coben i Joachimowi Schultzowi, dyrektorowiFundacji na rzecz Badań nad Anemią Fanconiego, którzy wsparli go swoją wyborną wiedząmedyczną i śledzili, jak sobie z nią śmiało poczyna; Lindzie Fairstein i Laurze Lipmann,dwóm dziennikarkom, przyjaciółkom i ekspertkom w swych dziedzinach; Larry emuGersonowi za inspiracją; Nilsowi Lofgrenowi za pomoc w pokonaniu ostatniej przeszkody;starej przyjaciółce, Maggie Griffin, za przeczytanie pierwszej wersji tej powieści; LisieErbach Vance i Aaronowi Priestowi za kolejną dobrze wykonaną pracę; JeffreyowiBedfordowi, agentowi specjalnemu FBI; Dave owi Boltowi, jak zwykle; zwłaszcza zaśredaktorowi wszystkich powieści z Myronem Bolitarem - świeżo upieczonemu ojcu -Jacobowi Hoye owi.Książkę tę dedykuję również tobie, Jake.Dzięki, brachu.Wszystkich, którzy pragnęliby zostać dawcami szpiku kostnego i przyczynić się doratowania ludzkiego życia, zachęcam do kontaktu z National Marrow Donor Program - adresinternetowy www.marrow.org lub tel.1-800-MARROW2.Więcej na temat anemiiFanconiego znajdziecie Państwo pod adresem www.fanconi.org.Ta książka jest fikcją literacką.Innymi słowy, wszystko w niej zmyśliłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]