[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego oczy płonęły, lecz wargi miałzaciśnięte.- Ja natomiast rozumiem, dlaczego uciekłaś.Ten ksiądz, co siedziałw hrabiowskiej kieszeni, zapewne odmalował mnie jako potwora.- Owszem.Złapał ją wpół.- Musisz to sama ocenić - powiedział, zanim wpił się ustami w jejusta.Lidia nie mogła złapać tchu.Radość i ulga oszołomiły ją, ale niemogła się rozpłakać, bo Mateusz przestałby ją całować.Nie miała dośćpocałunków i jego bliskości.Choć prawie ją zgniatał w uścisku, nie znałasłodszego bólu.309RS - Boże, Lidio - jęknął wreszcie.- Nie umiem się od ciebie oderwać.Wczoraj przeszedłem piekło, gdy byłem przy tobie i nie mogłem wedrzećsię do tej przeklętej celi, by ciebie stamtąd zabrać.Moja błogosławiona,powiedz mi tylko, że jesteś zdrowa, że nic ci się nie stało.- O, znacznie mi lepiej, niż gdybym była tylko zdrowa -oznajmiła.-Po prostu nie posiadam się z radości.Odsunął ją na odległość przedramienia i przechylił, by spojrzeć jej wtwarz.Lidia odwzajemniła jego badawcze spojrzenie, zauważając cieniepod jego szarymi oczyma, które dopiero teraz z wolna jaśniały.- Najdroższa - wyszeptał.- Obiecaj mi, że nigdy już mnie nieopuścisz.Odwróciła się, nie mogąc znieść bólu w jego glosie.- Byłam taka głupia, że uciekłam.Mateusz wsunął dłoń pod jejpodbródek.- Ja byłem większym głupcem.Myślałem, że będziesz bezpieczna,jeśli nie poznasz prawdy.Wybacz mi, bo przysięgam, że nigdy więcej niepopełnię takiego błędu.- Więc koniec z oszukiwaniem.I ani słowa więcej o przebaczaniu.Jak mówiłam wczoraj ojcu Bonifacemu, nie powinieneś o nic sięobwiniać.Tak uważam, Mateuszu.Jego zacięty wyraz twarzy zmienił się.- Co więcej, chciałabym podziękować ojczulkowi za pociechę wtrudnej dla mnie chwili - powiedziała, głaszcząc włosy opadające mu nakołnierzyk.- Dopiero wczoraj zauważyłam, jaki to przystojny mężczyzna,mimo że ksiądz.310RS - Myślę, że uda mi się zaaranżować spotkanie - odparł.-Jak chceszwyrazić swoją wdzięczność?- Właśnie tak.- Przyciągnęła go blisko i całowała, pieszczącpocałunkami jego roześmiane wargi, aż jęknął i popchnął ją na wąskieposłanie, przytrzymując rękoma.- Piorun by cię strzelił, moja mała, gdybyś kiedykolwiek takpocałowała księdza - zaśmiał się.- Ale mógłbym cię ratować codziennie wzamian za taką nagrodę.- Powiedz, jak ci się udało mnie uratować, Mateuszu? Pamiętamtylko, że stałam związana na wózku, gdy mnie sponiewierali Cyganie.Kapitan puścił ją i wstał.- Na wszystkie pytania niebawem ci odpowiem.Na razie musimy sięruszać, ponieważ wciąż nie jesteś bezpieczna na ulicach Paryża.Zabieramcię do ambasady.Chciałem tylko.przywitać się z tobą, zanim tamdojedziemy.- Nie chciałeś, by straże przy ambasadzie zobaczyły, jak się ze mnącałujesz?- Właśnie - ścisnął ją za ramię.- Boże, przeszedłem piekło bezciebie, księżniczko.Nigdy się nie dowiesz.- Wiem - powiedziała cicho, ocierając się policzkiem o jego dłoń.Powiedziałam Chabrierowi, że moja dusza wyszła z mojego ciała i błądziłapo Paryżu, szukając swego towarzysza.Jego oczy zalśniły.-Więc wiesz.- Przyciągnął ją do siebie i przycisnął wargi do jejczoła.- Poczekaj tu jeszcze trochę, moje kochanie, a niebawem będziemymieli nasz triumfalny powrót.311RS %7łołnierze stojący na straży przed ambasadą nawet się nie poruszyli,gdy przed imponujący budynek zajechał kolorowo pomalowany wóz.Nieraczyli spojrzeć, gdy szczupły mężczyzna odziany niczym pirat pomógłwysiąść rudowłosej Cygance.Dopiero gdy mężczyzna ze śmiechempocałował dziewczynę tuż pod ich nosami, zaczęli przyglądać się parze,szczerząc przyjaznie zęby.Trzymając się za ręce, Mateusz i Lidia weszli po schodach domarmurowego foyer.Był tam Mitford, wciąż jeszcze w łachmanach,brylujący w grupce mężczyzn.Gdy Mateusz z Lidią weszli przez drzwi,zwrócił się do nich z szerokim uśmiechem.- Poszło jak z płatka, Frobisher.Scovile'owi także się powiodło.- Arkady! - Lidia ruszyła do swojego kuzyna, wyciągając ramiona,ale jeden z grupy mężczyzn, wysoki jegomość w wieku około trzydziestulat, zaszedł jej drogę.Sir Robert Poole obserwował bacznie.- Lidia! Dzięki Bogu, jesteś bezpieczna!- Donald! - cofnęła się.Mateusz podszedł do niej i pomyślał, że gdyby nie jego dłoń oparta ojej plecy, upadłaby zemdlona jak Tilda.- Pan zapewne jest kapitanem Frobisherem - wykrzyknął raznomężczyzna.- Donald Farthingale z Exeter.Jestem narzeczonym pannyPeartree, o czym pan wie, jak sądzę.Ma pan moją nieskończonąwdzięczność za sprowadzenie jej z powrotem całej i zdrowej.Choćprzecież to pan jest winien, że w ogóle znalazła się w tym zapomnianymprzez Boga kraju.Nie cierpię statków.Wczorajsza przeprawa z Dover byłakoszmarna, zapewniam.Ale to woda pod młynem.312RS - Na młyn - mruknął Arkady.Niech to, ten człowiek gadał gorszegłupstwa niż on.Lidia stała nieruchomo i patrzyła na swojego narzeczonegootępiałym wzrokiem.Farthingale najwyrazniej nic nie zauważył.- Sądzę, że ma pan swoje zajęcia, kapitanie, więc przejmę od panapannę Peartree.Chodz, moja droga, pokój na ciebie czeka.Zwrócił się do Lidii, która opierała się niepewnie o Mateusza zwyrazem niedowierzania na twarzy.- Ja ją zaprowadzę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl