[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Owszem - odrzekł Kresko, odpowiadając na nie zadane pytanie hradani.- Pani Zaranthapowiadomiła nas, że ty i lord Brandark przybędziecie dziś do Belhadan i poprosiła, by wyjśćwam na spotkanie, ale obawiam się, że jej zdolności prekognicyjne nie były w stanie podaćnam dokładnego czasu waszego przybycia i rozminąłem się z wami w porcie.Vaijon stał bez słowa z boku, przysłuchując się wymianie zdań.Znów poczuł przypływkonsternacji.Mistrz Kresko był jednym z najważniejszych ludzi w Belhadan - a właściwie wcałej prowincji - ale wydawał się nie zdawać sobie z tego sprawy, gdy uśmiechnął się doobydwu hradani i wyciągnął prawą rękę, by wymienić uścisk dłoni z Bahzellem.- My, członkowie akademii, wiele wam zawdzięczamy - powiedział poważniejszym tonem.-Zarantha jeszcze nie panuje nad swoimi talentami.Gdy rozwinie je w pełni, zostanie jedną znajpotężniejszych magiń od wielu pokoleń, a już teraz ona i książę Jashan rozpoczęli budowęwłasnej akademii.Ale gdyby wasza dwójka nie ocaliła jej życia.Bahzell z zakłopotaniem machnął ręką, a Kresko przerwał w połowie zdania.Przez chwilęprzyglądał się hradani ze zdziwieniem, po czym wzruszył ramionami.- Ostrzegała nas przed wami - powiedział i uśmiechnął się nieco szerzej, gdy Bahzell iBrandark wymienili spojrzenia.- Mówiła, że nie pozwolicie podziękować sobie jak należy, iwidzę, że miała rację - ciągnął dalej.- Ale to tylko jeden z powodów, dla których uganiam sięza wami dzisiejszego ranka.Tak naprawdę mam wam dostarczyć trzy wiadomości.- A cóż to za wiadomości? - zapytał Bahzell z nutką niepokoju w głosie i Kreskozachichotał.- Nic strasznego - zapewnił Koniokrada.- Po pierwsze książę Jashan prosił mnie, żebymprzypomniał tobie i Brandarkowi, że należycie teraz do ich rodziny.Wie również, żestraciliście większość ekwipunku na ziemiach Purpurowych Lordów.W związku z tymskorzystał z usług sztafet magów, by w swoim imieniu otworzyć wam kredyt u miejscowychprzedstawicieli handlowych domu Harkanath i oczekuje, że będziecie z niego korzystać.Zarantha kazała wam przekazać, że nie chce nawet słyszeć żadnych bzdur o odrzuceniu tejpropozycji.Twierdzi, że uprzedzała was, iż jej ojciec wynagrodzi was za to, że pomogliściejej dotrzeć do domu, a wszyscy wasi nowi krewni poczują się bardzo urażeni, jeśli przez waswyjdzie na kłamczuchę.Urwał wyczekująco, a obaj hradani znów spojrzeli po sobie.Brandark wyszczerzył zęby wuśmiechu.- Uprzedzała nas, Bahzellu - powiedział.- %7ładen z nas jej nie wierzył, ale uprzedzała nas.- Ano, i nie chcę wiedzieć, do czego jest zdolna, gdyby poczuła się bardzo urażona" -zgodził się z kwaśną miną Bahzell i zastrzygł uszami w stronę Kresko.- A więc dobrze,mistrzu Kresko.Będę wdzięczny, jeśli przekażesz pani Zarancie, że z przyjemnościąprzystajemy na uprzejmość wyświadczoną nam przez księcia.- Zwietnie.A teraz druga wiadomość.Również Wencit prosił nas, żebyśmy podziękowaliwam obu za waszą pomoc.Powiedział, hm, że może nie jesteście parą najbystrzejszych osób,jakie spotkał, ale wynagradzają to wasze inne zalety. Obaj hradani prychnęli, a Kreskouśmiechnął się.Ale uśmiech zaraz zniknął mu z twarzy, a głos zabrzmiał o wiele poważniej.Prosił też, abym przekazał wam, że wkrótce ponownie się z wami zobaczy i będziezaszczycony, jeśli poprosicie go o pomoc, gdy nadejdzie czas.- Nadejdzie czas? - huknął Bahzell.Podrapał koniuszek ucha i zmarszczył brwi.- A czy możeprzypadkiem wyjaśnił, jaki to czas" miał na myśli?- Obawiam się, że nie - Kresko wzruszył ramionami z kwaśną miną.- Znacie Wencita.Zmuszenie go, by cokolwiek wyjaśnił, przypomina wyrywanie zębów.To chyba część jegowizerunku tajemniczego, wszechwiedzącego czarodzieja".- Chyba tak - wymamrotał Bahzell.Marszcząc brwi, wpatrywał się w kocie łby,najwyrazniej głęboko się nad czymś zastanawiając.Vaijon z trudem przełknął ślinę.Nie dość,że mistrz Kresko co chwilę wspominał o jakimś księciu cóż z tego, że cudzoziemskim -który uznał hradani za członków własnej rodziny, to jeszcze to.Kresko mógł mieć na myślitylko jedną osobą - Wencita z Rum.Ale to jakaś niedorzeczność! Co, w imię Tomanaka,mogła mieć wspólnego para barbarzyńców z ostatnim i największym z białych czarodziejów?- No cóż - odezwał się w końcu Bahzell - same utrapienia z tymi jego gierkami, ale ma teżdar pojawiania się, gdy wydaje się, że już gorzej być nie może.Jeśli znów skontaktuje się ztobą, będę wdzięczny, jeśli powiesz mu, że wciąż uważam, że jak dla mnie wie za dużo, żebymmógł mieć spokojną głowę, ale nie odprawię go z kwitkiem, jeśli będzie chciał pomóc.- Jestem pewien, że będzie zachwycony - powiedział sucho Kresko.- Co przypomina mi otrzeciej wiadomości.Gdy książę Jashan poprosił nas o skontaktowanie się z domem Harkanth,by otworzyć kredyt dla ciebie i Bahzella, ich faktor zawiadomił o tym KrasnoludzkieSiedliszcze, a Kilthandahknarthas przesłał przez nas własną wiadomość.- Tak? - Brandark uśmiechnął się.- I co takiego miał do powiedzenia ten stary oszust? -zapytał.Następujące po sobie wstrząsy sprawiły, że Vaijon uświadomił sobie, iż przestał się dziwić.Kilthandahknarthas dihna'Harkanath był głową klanu Harkanath, krasnoludów ze SrebrnejJaskini, oraz ogromnego przedsiębiorstwa handlowego o tej samej nazwie.W całymCesarstwie Topora mogły się znalezć trzy bogatsze od niego osoby, ale już na pewno niecztery, słysząc więc, jak jakiś obdartus hradani nazywa kupca starym oszustem", powinnobyło odjąć rycerzowi mowę.Teraz nie wydawało mu się to niczym szczególnym, czekał naodpowiedz mistrza Kresko.- Kazał wam powiedzieć, że głupio zrobiliście, opuszczając go w Brzegu, ale jego oferta jestwciąż aktualna.A jeśli któremuś z was potrzebna będzie rekomendacja dla kupców wBelhadan - albo, znając was, straży - powołajcie się tylko na niego, a jego faktor wyśleporęczenie za was - albo kaucję.Oczywiście na mały procent.- Tak, to do niego podobne - zachichotał Bahzell.- O tak - przyznał mu rację Brandark
[ Pobierz całość w formacie PDF ]