[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mały Carson przemówił pierwszy Psiakrew! powiedział.A w minutę pózniej: Gdybyś mógł chwilkę utrzymaćsię sam i zluznić linę, tobym się odwrócił.Spróbuj.Zawierucha przez chwilę utrzymał się bez pomocy liny. Dam radę oznajmił. Powiedz, jak będziesz gotów.Pospiesz się. Trzy stopy ni\ej miałbym na czym stanąć.Zrobię to raz dwa.Jesteś gotów? Ju\.Niełatwo było ześliznąć się jard ni\ej, odwrócić się i usiąść.Ale jeszcze trudniej przyszłoZawierusze spłaszczyć się i utrzymać w pozycji, wymagającej ogromnego wysiłku mięśni.Ju\ czuł, \e pomalutku zaczyna osuwać się w dół, gdy lina znów się naprę\yła.Spojrzał wgórę na twarz towarzysza.Zauwa\ył, \e jego opalone policzki oblekła \ółtawa bladość, jakbyucielda z nich cała krew.Przyszło mu na myśl, \e warto by zobaczyć własną twarz.Gdyjednak ujrzał, \e Carson dr\ącą ręką sięga do pochwy, w której miał nó\, zrozumiał to jakozapowiedz końca: zaraz odetnie linę. Nie zwracaj n-na m-mnie uwagi mówił mały Carson, szczękając zębami.Wcale się nie boję.To tylko nerwy, cholera.Z-z-z-zaraz przejdzie.Zawierucha ujrzał, \e Carson zgiął się wpół i dr\ąc, w bardzo niezręcznej pozycji,jedną ręką lekko napina linę, a w drugiej trzyma nó\ i wybija dziury w lodzie oparcie dlastóp. Carson szepnął. Jesteś równy gość.Tamten odpowiedział uśmiechem, w którym było coś upiornego i wzniosłegozarazem. Nigdy nie znosiłem du\ych wysokości wyznał. Dostawałem zawrotu głowy.Pozwól, \e trochę odsapnę i poczekam, a\ mi się rozjaśni w głowie.Potem pogłębię te dziuryi będę mógł cię wyciągnąć.Zawierusze zrobiło się razniej. Słuchaj, Carson.Trzeba odciąć linę.W \aden sposób nie dasz rady wytaszczyćmnie w górę.Nie ma sensu, byśmy obaj zginęli.Masz nó\, to ciachnij. Stul gębę! odparł z oburzeniem Carson. Nic tu nie masz do gadania.69Nie uszło uwagi Zawieruchy, \e gniew wpłynął na uspokojenie nerwów Carsona.Jegowłasne nerwy były wystawione na znacznie cię\szą próbę: sam nie mógł zrobić nic, tylkoprzyciskać się do ściany.Jęk Carsona i okrzyk: Trzymaj się! ostrzegły go o niebezpieczeństwie.Przytuliłtwarz do lodu i z najwy\szym wysiłkiem przylgnął całym ciałem do ściany.Poczuł, \e linasię poluzniła.Carson zsuwał się ku niemu.Nie śmiał spojrzeć w górę, a\ poczuł, \e lina sięnaprę\a.Widocznie Carson znów znalazł oparcie. Psiamać, niewiele brakowało odezwał się Carson, dzwoniąc zębami.Zjechałem cały jard.Teraz poczekaj.Muszę wykopać nowe dziury.Gdyby ten pieroński lódnie był taki mokry, ju\ byśmy wylezli.Mały Carson lekko napinał linę lewą ręką a no\em w prawej dziobał i siekał lód.Minęło pięć minut. Posłuchaj, co zrobiłem zawołał Carson. Wybiłem szczeble pod stopy ichwyty dla nas obydwu.Pociągnę lekko linę, a ty się wspinaj i trzymaj ściany, tylkopomalutku.Wiesz, co? Przytrzymam cię teraz na linie, a ty się pozbądz plecaka.Jasne?Zwierucha kiwnął głową i jak najostro\niej odpiął rzemienie, po czym potrząsnąłramionami i zrzucił plecak.Carson ujrzał, jak plecak ześliznął się z występu i zniknął. Teraz spławię mój plecak! zawołał Carson. A ty czekaj i niczym się nieprzejmuj.W pięć minut pózniej zaczęła się cię\ka wspinaczka.Zawierucha wytarł ręce o drugąstronę rękawów i wpił się w ścianę; wstrzymywał oddech, czepiał się, przyklejał, spłaszczał,przez cały czas podtrzymywany przez linę.Bez pomocy nie dałby sobie rady.Przebył ju\trzecią część drogi.Zciana w tym miejscu była bardziej stroma, a lód gładszy.Nagle poczuł,\e lina się obluznia.Posuwał się coraz wolniej.Nie było się na czym oprzeć.Mimorozpaczliwych wysiłków musiał przystanąć i czuł, \e z wolna zaczyna zje\d\ać. Zje\d\am! zawołał. Ja te\ odpowiedział Carson, zgrzytając zębami. To puść linkę.Zawierucha poczuł, \e tamten szarpie liną, na pró\no usiłując ją naprę\yć.Samobsuwał się coraz szybciej.Minąwszy stopień, z którego zaczął wspinaczkę, ujrzał Carsona;przewrócił się i jak szalony wymachiwał rękami i nogami, chcąc się zatrzymać.Zawieruchabył wielce zdziwiony, \e nie poleciał za występem w przepaść.Lina przytrzymała go, gdystaczał się po stromym stoku, potem szybko ustąpiła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]