[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gómez wyciągnął notes i nakreślił drogę z Barcelony doSant Cugat.Znał ją doskonale, gdyż czasami jezdził z przyjaciółmi na festyn, który kolonia andaluzyjska z Cerdanyolaurządzała w tamtych okolicach.Według dalszych wskazówek powinien skręcić w Can Belli dalej jechać prosto, a potem w pierwszą w prawo.Będziezjazd w dół, zakręt, a potem polana i cedr.Miał to!338Schował notes i uściskał staruszka, obiecując mu, że jeszcze przyjdzie.- Jest pan bardzo odważny, don Antonio.Oby więcejosób chciało opowiadać o tych sprawach.Tylu zmarłych, którzy zasługują na nasz szacunek, mogłoby wreszcie spoczywać w pokoju.To demokratyczne" milczenie przez tyle latbyło obrzydliwe, prawda?- Czy pan mógłby zająć się też i moim ojcem?- Obiecuję.- Proszę powiedzieć Joanowi, że choć wtedy byłem jeszcze mały, pamiętam go.jak grał na pianinie.- Joan nie żyje.Został tylko jego syn.- Przyszliśmy na ten świat, żeby umrzeć, niestety.Tylkoże za pózno się o tym dowiadujemy.Panie Gómez, proszęmu powiedzieć, że jego dziadek był wielkim człowiekiem.Po wyjściu z domu starców detektyw zadzwonił do Andreu, żeby przekazać mu dobrą wiadomość.Już wiedział,gdzie znajdują się zwłoki jego dziadka, i musiał spotkać sięz nim, by porozmawiać o kosztach i zdać mu sprawę z tego,co miało nastąpić.Trzeba będzie przeprowadzić prace poszukiwawcze na dużą skalę w pobliżu Barcelony.Nie mógł muprzez telefon zdradzić szczegółów; temat był wystarczającoważny, żeby prosić o spotkanie.Wszystko już przygotował i swoim ulubionym zwyczajemsklasyfikował w oddzielnych teczkach - konieczne pozwolenia, formalności i kontakty polityczne, wykwalifikowany personel, sprzęt potrzebny do tego celu, w końcu sprawa najważniejsza: szacunkowe koszty - łącznie z jego honorarium,które z całą bezczelnością pomnożył przez cztery - koniecznedo przeprowadzenia ekshumacji zwłok Josego Dolgutai osiemnastu innych osób pochowanych razem z nim.Byłabyto druga zbiorowa mogiła z wojny domowej, po tej z Osony,ekshumowana w Katalonii.339Andreu tak bardzo ucieszył się z wiadomości, że postanowił spotkać się z nim natychmiast.Uruchomi całe przedsięwzięcie, zanim wyjedzie do Kolumbii.Na ulicy Legalitat było zapalone tylko jedno światło; dochodziło z okna pokoju inspektora Ullady.Ten ostatnio zamienił zwyczaj porannego oglądania filmów na poranną lekturę.Tęsknił za spotkaniami z Aurorą, za jej śnieżnobiałymkarkiem, kiedy pochylała się nad klawiaturą w otoczeniudzwięków, kiedy jej jedwabiste włosy kołysały się w rytmmelodii, a palce lekkie jak piórka unosiły się nad szachownicą klawiszy.W ostatniej rozmowie poprosiła go o czas, bymóc pozałatwiać osobiste sprawy, i Ullada miał cichą nadzieję, że te sprawy dotyczyły ewentualnego rozwodu.Ponieważnie mógł się z nią widywać, postanowił przeczytać plik listów, które pożyczył" sobie z sekretarzyka Soledad Urdane-ty.Już od roku były w jego posiadaniu i chociaż kiedyś miałzamiar je zwrócić, teraz uważał, że jeszcze nie nadszedł odpowiedni moment, gdyż na to Aurora powinna sobie zasłużyć.To, że w ostatnich miesiącach wystawiła go do wiatru,skazała na rozterkę, uraziło go, i to bardzo.Zanim znikła,mogłaby mu cokolwiek wyjaśnić.Czytał list za listem, bez pośpiechu, w porządku chronologicznym, wracał do przeczytanych zdań, kradł słowa, wczu-wał się w młodzieńczą miłość Joana do Soledad, w jego problemy, nadzieje, obawy, frustracje.To było lepsze niż filmy,to była najprawdziwsza prawda, najbardziej romantycznai smutna historia, z jaką kiedykolwiek się zetknął.Listy pisane w Cannes dotarły do Bogoty w końcu roku1939 oraz w początkach 1940 i możliwe, że to z ich atramentu w dużej mierze brał się rozkwit jego własnej miłości.Miłość.To jej potrzebował, ją lubił najbardziej, gdyż odgradzała go od codziennych wyziewów śmierci.Teraz on był Joanem Dolgutem, a Soledad zmieniła się w Aurorę Yillamari.340Te pożółkłe listy pisane dawną kaligrafią dodawały mu skrzydeł do marzeń o przyszłości, a do tego stwarzały mu nowe zajęcie.Co innego być psem policyjnym od śmierdzącychspraw, a co innego - i to było o wiele bardziej podniecające -archeologiem tropiącym utraconą miłość.Z takim zaangażowaniem wcielał się w rolę zakochanego Joana, że jego radości i smutki przeżywał jako własne.W swoich nocnychfantazjach utwierdzał się w przekonaniu, że wcześniej czypózniej on i pianistka pokochają się.Zaczął odczuwać to samo, co odczuwał Joan, kiedy nie widział Soledad: cierpienie.Zdjęcie, które wywołał w zakładzie fotograficznym i którego w końcu nie oddał Aurorze, leżało wciśnięte pod szkłojego drewnianej nocnej szafki; włożył je tam, żeby patrzeć na Aurorę" w czasie lektury.Bo Aurora była identyczna jak Soledad ze zdjęcirzeczoną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]