[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ro byłazaskoczona tym, jak bardzo.Tylko czasami wspominała góry i płakała.A Owca nosił miecz.Ten sam, który zabrał jej ojcu.Temple zajął pokój nad drogą i wywiesił szyld:  Temple i Kahdia:Kontrakty, usługi kancelaryjne i stolarstwo".- Ten Kahdia rzadko tutaj bywa - zauważyła Ro.- I tak pozostanie  odparł Temple. Ale każdy potrzebujekogoś, na kogo może zrzucić winę.Rozpoczął pracę prawnika, która większości okolicznej ludnościprzypominała magię.Dzieci zaglądały mu w okno, obserwując, jakpisze przy świetle świecy.Czasami odwiedzała go Ro i słuchała, jakopowiada o gwiazdach, Bogu, drewnie, prawie i dalekich krainach,które odwiedził podczas swoich podróży, przemawiając w językach,których nigdy wcześniej nie słyszała.- Komu potrzebny nauczyciel? - spytała Płoszka.- Mnie uczonopasem. -I zobacz, co z tego wynikło - odparła dziewczynka. On wielewie.Płoszka parsknęła.- Jak na tak mądrego człowieka straszny z niego głupiec.Jednakżepewnej nocy Ro obudziła się i, niespokojna, zeszła nadół, a wtedy zobaczyła ich całujących się na tyłach domu.Płoszkadotykała Temple'a w sposób, który wskazywał na to, że chyba jednaknie uważa go za kompletnego głupca.Od czasu do czasu objeżdżali okoliczne gospodarstwa, obserwującnowo powstające budynki oraz kupując i sprzedając towary.Pestka iRo kołysali się na siedzeniu wozu obok Płoszki, a Owca jechał konnoobok nich, bezustannie wpatrując się surowym wzrokiem w horyzont iopierając dłoń na rękojeści miecza.- Nie ma się czym martwić - powiedziała mu Płoszka.- To właśnie powód do niepokoju  odparł, nawet na nią niespojrzawszy.Pewnego dnia wrócili w porze zamknięcia sklepu.Długie obłokiróżowiały na niebie pod wpływem zachodzącego słońca, a samotnypodmuch wiattu gnał kurz ulicą i zgrzytał zardzewiałą metalowąchorągiewką na dachu.W miasteczku nie było żadnej Drużyny, wiecpanował spokój.Gdzieś w oddali śmiały się dzieci, staruszkaposkrzypywała bujanym fotelem na swojej werandzie, a przywypaczonej balustradzie stał przywiązany tylko jeden koń, którego Ronie znała.- Niektóre dni są lepsze.- rzekła Płoszka, zaglądając do niemalpustego wozu.- A inne gorsze - dokończyła za nią Ro.W sklepie panowała cisza, tylko Wist cicho pochrapywał na swoimkrześle z butami opartymi o ladę.Płoszka strąciła jego nogi na podłogę,gwałtownie go budząc.- Wszystko w porządku?- Spokojny dzień  odrzekł staruszek, trąc oczy.- Wszystkie twoje dni są spokojne - mruknął Owca.  Za to tobie handel pali się w rękach.Aha, ktoś na ciebie czeka.Twierdzi, że macie do załatwienia jakąś sprawę. Czeka na mnie? - spytała Płoszka, a Ro usłyszała kroki nazapleczu sklepu. Nie, na Owcę.Zapomniałem, jak pan się nazywa?Jakiś mężczyzna odepchnął wiszący zwój liny i wyłonił się zciemności.Był potężny i wysoki, tak że ocierał się głową o niskiekrokwie, a przy biodrze nosił miecz z karbowaną rękojeścią z szaregometalu, podobnie jak Owca.Podobnie jak ojciec Ro.Jego obliczeprzecinała długa blizna, a blask przygasającej świecy odbijał się wsrebrzystym oku jak w lustrze. Nazywam się Caul Dreszcz - powiedział cichym, chrapliwymgłosem, od którego Ro stanęły dęba wszystkie włosy. Jaką masz sprawę? - wyszeptała Płoszka.Dreszcz popatrzył na dłoń Owcy, na kikut po brakującym palcu. Ty znasz odpowiedz, prawda?Owca tylko pokiwał głową, ponuro i spokojnie.-Jeśli szukasz kłopotów, to możesz spierdalać! - krzyknęła Płoszka,skrzekliwie jak wrona.- Słyszysz mnie, draniu? Mieliśmy ich jużdosyć.Owca położył dłoń na jej przedramieniu opasanym wijącą sięblizną. W porządku - powiedział. Owszem, w porządku, jeśli chce skończyć z moim nożemwbitym w. Nie mieszaj się w to, Płoszko.To stary dług.Najwyższy czas gospłacić. Potem odezwał się do Dreszcza w mowie Północy:-Cokolwiek jest między nami, nie dotyczy tych ludzi.Dreszcz popatrzył na Płoszkę, a potem na Ro.Wydawało się, że wjego prawdziwym oku jest równie mało życia, co w metalowym.-Tak,to ich nie dotyczy.Wyjdziemy?Zeszli po schodkach przed sklep, ani wolno, ani szybko, utrzymującmiędzy sobą stały odstęp, nie spuszczając z siebie wzroku. Ro, Płoszka, Pestka i Wist powoli wyszli za nimi na werandę iobserwowali ich w milczeniu.- Owca, tak? - odezwał się Dteszcz.- Imię dobre jak każde inne.- Otóż nie do końca.Wszyscy zapomnieli o Trójdrzewcu,Bethodzie czy Whirrunie z Bligh, ale o tobie wciąż śpiewa się pieśni.Jak myślisz, dlaczego?- Ponieważ ludzie są głupcami - odparł Owca.Wiatr zagrzechotał luzną deską.Dwaj Północni stanęli naprzeciwkosiebie.Owca luzno zwiesił dłoń wzdłuż boku, pocierając kikutem orękojeść miecza, a Dreszcz delikatnie odchylił połę płaszcza i odsłoniłswoje ostrze.-To mój dawny miecz? - spytał Owca.Dreszcz wzruszył ramionami.- Zabrałem go Czarnemu Dowowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl