[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To, co jest, szanujesz po trosze, nawet gdy diabła warte, a to, co my oferujemy, nie zasługuje na najmniejsze uszanowanie, bo nie wychynęło z niewiadomej otchłani, lecz z naszego suwaka i ekierki!— Et tam! Opowiadasz! — obruszył się niecierpliwie król. — Też mi diatryba! Wybacz, mój panie, ale wezwałem konstruktorów, a nie samoobrońców! Pokażcie mi te wasze neoistoty! Dawajcie je sam, to pogadamy rzeczowo!— Nie działamy na pustym miejscu — cierpliwie rzekł Klapaucjusz. — Ten, kto czeka, aż podług samozlepień cząsteczkowych wynurzy się z chaosu świadoma egzystencja, nic nie ryzykuje, ale nie ma też żadnej zasługi.Byli konstruktorzy, co, mając na oku solidaryzm, budowali istoty na pół wspólne.Takie, co spółdzielczo dysponują ciałami.Pozostał po tym ślad w baśniach, które bają o smokach wielogłowych.Mniejsza o smoczość.Wielogłowcy biorą się za łby niemal od razu.Myrmeksander Dekstrydyta, aby zapobiec konfliktom, uwspólnił częściowo umysły stwarzanych przez siebie istot.Połączył głębiny ich życia duchowego i na tak zespolonym podłożu wyhodował indywidualne świadomości.Łączność była zdalna, więc niewidzialna, toteż na oko były to osoby w pełni od siebie odrębne.Ponieważ jaźń żywi się własną głębią, a tę mieli tam jedną, godzili się jak z płatka.Znakomicie im się wiodło! Ledwie jednak doszli owej łączności (a w końcu musieli ją odkryć, zająwszy się nauką), obróciła się zyskana wiedza w zbiorowe nieszczęścia.Pojęli mianowicie, że owładnąć podświadomością byle kogo, a choćby ostatniego ciury, to tyle, co opanować wszystkich za jednym zamachem.Komu na tym zależało? Ha! Łatwiej rzec, komu na tym NIE ZALEŻAŁO! Jest to wypadek szczególny, ale z problemu ogólnego.Czy była zespólnia dusz, czy nie, penetracja ducha zawsze przechodzi w manipulację, podejmowaną z najzacniejszymi intencjami.Lecz WKMość, który dziecięciem już grałeś na cybernecikach i bawiłeś się w małego mózgowniczego, musisz wiedzieć, jak łatwo zmienić automat w gwałtomat lub wręcz samogwałtomat, co robią silniki umysłowe, gdy zyskują samowiedzę, jak się rzucają wtedy na własnego ducha w maszynie, żeby go podbechtywać, podłechtywać i przekabacać coraz fikuśniej dłubokrętami cerebellistyki myśli — ciesielskiej, co zawsze kończy się albo rozpryskięm jaźni, albo jej krótkim zwarciem wsobnym.W samej rzeczy, po co rozkopywać gwiazdy, narażając się na oparzenia trzeciego stopnia, po co ruszać na drugi koniec świata, po co kiwać jednym palcem, gdy mały drucik wetknięty, gdzie trzeba, wszystko urokliwie załatwi? Zaprawdę, historia cerebellistyki, której derby pochłonęły po galaktykach moc rozumnych, świetnie zapowiadających się ras, powinna zostać spisana ku powszechnej przestrodze! Ten cały przemysł uszczęśliwiarski, chutniczy, te wzmacniacze chuci, czyli chutory.— Nie, to już nie do wytrzymania! Co ty tu pleciesz? Po co to? Król sam to wie! Nie mów od rzeczy! — jął wołać w tym miejscu Trurl.— Do czego zmierzam? Król wie to sam? A jednak kwestionuje zachowawczość naszych projektów! Wyjaśniam więc, że nie należy popaść w ten błąd, którego dopuściłeś się swoją inżynierią szczęściopędną.— Milcz! Jak śmiesz kalumniować mnie przed tronem! Ja ci zaraz.Widząc, jak nienawistnym wzrokiem mierzą się wypróbowani przyjaciele, król wystąpił jako mediator, co zlikwidowało w zarodku waśń i położyło zarazem kres oracji Klapaucjusza.— Nie padajcie duchem! — rzekł im życzliwie. — Wiedziałem, że obieram sobie najtrudniejsze z zadań, toteż nie byle komu je powierzyłem! Idźcie już, idźcie, moi kochani, naradźcie się bez awantur i wracajcie do mnie, gdy będziecie mieli lepszy świat do zademonstrowania!Poszli więc, kłócąc się po drodze i skacząc sobie do oczu z wymachiwaniem rąk, ku zdziwieniu dworaków.Przeszli przez królewską oranżerię, przez ogrody pałacowe, przez pięć mostów na pięciu kanałach miejskich i ani tego spostrzegli.— Nie w tym sedno — mówił Trurl — by sporządzić świat zapięty na ostatni guzik, świat oczyszczony z klęsk, w którym nikt nie może nikomu ani wyrwać niczego, ani wsadzić.To przyczynkarstwo, lakierowanie bożego dzieła, nie w tym rzecz, by je pucować na wysoki połysk, lecz w tym, by przewyższyć autora w wyjściowej koncepcji!— Daruj sobie te popisy.Nie stoisz przed królem — kurtyzował go Klapaucjusz.— Przestań
[ Pobierz całość w formacie PDF ]