[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamilkła gwałtownie, ponieważ dostrzegła wzrok Jacka.Patrzyłna nią, na jej usta, tak, jakby chciał.Poczuła falę podniecenia, któraprzetoczyła się przez jej ciało.Usta miała zupełnie suche, więcinstynktownie zwilżyła je językiem.Jack przysunął się bliżej.Wydawał jej się teraz znaczniewiększy.Musiała zadrzeć głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.To, co wnich zobaczyła, wywołało nagły dreszcz, który przeszył i tak drżącąjuż dziewczynę.Chwycił ją za rękę.I właśnie wtedy usłyszała dobiegający z górygłos ojca.- Muszę już iść - szepnęła.326RSJack skinął głową, a następnie pochylił się i.pocałował jąprosto w usta.Było to tak niespodziewane, że nawet się nie broniła.Poczuła tylko, że kręci jej się w głowie i świat powoli od niejodpływa.Kiedy nieco ochłonęła, Jack stał już w otwartych drzwiach.- Cześć, do jutra - rzucił i wyszedł.Annalisa dotknęła ust.Dlaczego ją pocałował?I dlaczego ona nie zaprotestowała? Nie, to niemożliwe, żebyzakochała się w Jacku Crightonie.Jest przecież taki irytujący, a pozatym.Nie, o dziwo wcale nie myślała w tej chwili o Pecie.W ogólezniknął z jej wspomnień wraz z pojawieniem się Jacka.Czy tomożliwe, żeby właśnie jego zaczęła teraz darzyć uczuciem?Musi uważać.To prawda, że Jack jest milszy niż Pete, ale możetylko na początku.Pete też był fajny do momentu, kiedy zacząłdomagać się seksu.A skąd ona może wiedzieć, czy Jackowi niechodzi o to samo?Poza tym nie może zapominać o wszystkim, co ich dzieli.Crightonowie to bogata i znana rodzina.Jeśli Jack będzie chciałznalezć sobie narzeczoną, to zapewne z tych samych sfer, a nie kogośtakiego jak ona.Najgorsze było to, że wciąż czuła jego dotyk i miała przedoczami jego płonące oczy.Było w nim coś niesamowitego.Coś,czego nie dostrzegła wcześniej.Lekko westchnęła, przypominającsobie ten nagły pocałunek i raz jeszcze dotknęła warg.327RSByły gorące i spieczone.Poczuła, że ma zupełnie sucho wustach.Poszła więc do kuchni, żeby napić się soku.- Annaliso, gdzie jesteś?! - dobiegł do niej z góry głos ojca.No tak, przecież wołał ją wcześniej.Chciała mu odkrzyknąć, aległos uwiązł jej w gardle.Dopiero kiedy się napiła, poczuła, że jestlepiej.- Tak, tato! Już idę!Wspinając się po schodach, myślała o jutrzejszym dniu.Ojciecmiał dłużej pracować, a bracia wybierali się do kolegi nawypróbowanie nowego komputera.Znaczyło to, że zostanie zupełniesama z Jackiem.Miała więc dwa wyjścia.Sama mogła się gdzieś wybrać, co byłojedynie czasowym rozwiązaniem.Przecież Jack zawsze mógł przyjśćpo raz drugi.Mogła też powiedzieć ojcu, o co Jackowi, jej zdaniem,chodzi.W ten sposób te wizyty skończyłyby się raz na zawsze.Tylko czy rzeczywiście tego chciała?328RSROZDZIAA JEDENASTY- Tak jest chyba dużo lepiej, prawda? - David spojrzał ze szczytudrabiny na Honor, która starała się ocenić nowe futryny.- Ahoj, tamna dole!Od dawna tak się nie bawił podczas pracy.Już na wyspiepokochał wysiłek fizyczny, ale służył on bardziej zagłuszeniu głosusumienia niż prawdziwej satysfakcji.Dopiero tutaj odkrył, że poprostu lubi ciężką harówkę.Nie zamieniłby tego na żadną pracę wjakiejkolwiek kancelarii.- O wiele lepiej - przyznała.- Możesz już schodzić.David raz jeszcze sprawdził całe okno.Z przyjemnościąprzeciągnął palcem po lakierowanym drewnie.Dom nareszciezaczynał przypominać to, czym był w przeszłości.Zaczął powoli schodzić na dół, wyobrażając sobie minę ojca,gdyby zobaczył go przy tej czynności.Ben gardził pracą fizyczną, agdy w domu coś się psuło, wzywał fachowca.David czasami widywałgo przy wykręcaniu przepalonych żarówek, ale nawet to robił zewstrętem.- Właśnie dzwonił mój kuzyn - poinformowała Honor, kiedyzaskoczył na ziemię.- Zaprosił mnie w sobotę na kolację.- Wybierzesz się do niego?- A ty? - odpowiedziała pytaniem.David westchnął ciężko.Od czasu, kiedy Honor dowiedziała się, kim jest, minęło jużładnych parę dni.Jak do tej pory nie naciskała, żeby coś z tym zrobił.329RS%7łyli jak przedtem, tylko rozumieli się jeszcze lepiej.Takie miałprzynajmniej wrażenie.Wciąż jednak nie wiedział, co dalej.Nie podjął żadnej decyzji, aHonor starała się tego nie przyspieszać.- Wiesz.- mruknął, a potem zapatrzył się hen w przestrzeń, wstronę, gdzie za lasem, łąkami i polami znajdowało się Haslewich.Chciał jej powiedzieć, że lord Astlegh na pewno go rozpozna.Musiał przecież widywać się z jego bratem, czy kimkolwiek zCrightonów, a wszyscy mężczyzni w rodzinie byli do siebie bardzopodobni.- Dobrze, wcale nie musisz jechać - powiedziała szybko.Zbytszybko, jak na jego gust.David spojrzał jej w oczy i zobaczył w nich łzy.Robiła jednakwszystko, żeby nie spłynęły jej na policzki.- Honor, przecież wiesz.Skinęła głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]