[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mateż cegielnię i kilka wsi, gdzie tradycyjnie uprawia się zboże.Poza tymhandlujemy towarami.Tutaj kupujemy węgiel, pszenicę, mięso oraz owocei sprzedajemy je w głębi Rosji.W zamian do Warszawy jadą skóry, miodyi rosyjska stal. To musi być prawdziwy geszeft przyznała z podziwem Janka. Nie to,co nasze drobne interesiki na targach. Jeśli chcecie, myślę, że mogę dołączyć was do machiny handlowej, którąnadzoruję dla księżnej.Przyda się dodatkowy rynek zbytu dla rosyjskichtowarów.Jeśli zdołacie pomóc rozprowadzić trochę rzeczy na targowiskach,byłoby świetnie powiedziałam. Ruskie towary? zainteresowała się Gertruda. To brzmi bardzointeresująco.Musimy to obgadać.O zbyt nie będziesz musiała się martwić, mypotrafimy sprzedać wszystko.Co nie, Janka? Się wie przytaknęła przyjaciółka, splatając ręce na pulchnych piersiach. Ale nie przyjechałyśmy tu robić interesów, chciałyśmy się dowiedzieć, jakci się powodzi.Czy dajesz sobie radę, czy nie przymierasz głodem? Czy cię tunie prześladują? Prześladują? Ach, jako pannę z dzieckiem? domyśliłam się dopiero pochwili. Ależ skąd, choć trzeba przyznać, że mieszkający po sąsiedzkuziemianie zupełnie mnie ignorują.Złożyłam wizyty u każdego i zaprosiłamdo siebie, ale choć byłam przyjmowana grzecznie, nikt nie przyjechał.Mająmnie za służącą rosyjskich panów i traktują z góry.Za to dwór odwiedzajączęsto miejscowi chłopi, przynoszą różne podarki, a to leśne owoce, a todopiero zarżniętego kapłona lub upolowanego zająca.Pomogłam ubiegłejzimy mieszkańcom Aopian, gdy spaliły się tam cztery gospodarstwa.Dałampogorzelcom trochę grosza, pozwoliłam mieszkać przez dwa miesiącewe dworze.Stać mnie, oprócz pensji dostaję od księżnej procent od zyskówz operacji handlowych.Teraz mam dzięki temu przyjaciół może niezbytzamożnych, ale za to szczerych. A jak ze sprawami sercowymi? Teosiowi przydałby się ojczym zauważyła Gertruda a tobie jakiś prawdziwy chłop. Odwiedza mnie czasem pewien jegomość z Ciechocinka, miejscowyaptekarz, wdowiec. O, może się oświadczy? z niepewną miną mruknęła Janka. Zrobił już to dwa razy, ale odmówiłam.To miły człowiek, ale zupełnie nicdo niego nie czuję. Wzruszyłam ramionami. No wiesz! Taką okazję trzeba łapać, chyba że chłop jest chromylub garbaty.A może pozbawiony kuśki? zastanawiała się Gertruda. Nie mam tak dokładnych informacji, jeśli chodzi o to ostatnie.Uśmiechnęłam się. Po prostu nie interesuje mnie jego osoba.Obie spojrzały najpierw na mnie, a potem na siebie.Janka skinęłaGertrudzie głową. Musisz wybić sobie księcia z głowy powiedziała ta druga. Pojawił sięw ubiegłym miesiącu w Warszawie ze swoją żoną.Zatrzymali się w pałacuPod Blachą, gdzie wśród czeladzi mamy kilku chłopców ze Starego Miasta.Dzięki temu wszystkiego się dowiedziałyśmy.Jaśniepaństwo byli akuratw podróży poślubnej i udawali się na Krym, do dopiero co odnowionegopałacyku.Jakby mnie piorun strzelił.Fiodor się ożenił! Nie szukał mnie, nieprzyjechał tu ani razu.Zapomniał, po prostu puścił w niepamięć i znalazłsobie żonę.Stałam parę chwil z zaciśniętymi pięściami.Chyba zaczęłamzgrzytać zębami ze złości.Po tym wszystkim, co mi obiecywał, po czułościachi boskich uniesieniach, zwyczajnie zalazł sobie inną kobietę.Pewnie po to, bynie urazić mamusi! Ciekawe, czy spełnił jej życzenie i zdobył pannęz cesarskiej rodziny? Kim jest jego żona? wycedziłam wreszcie. Wysoka blondynka, całkiem niebrzydka odrzekła Gertruda. Maszerokie biodra i wygląda na silną.Może urodzić masę dzieciaków& Jak się nazywa? syknęłam. Nie powtórzę nazwiska, bo długie i niemieckie.Jest ponoć hrabiankąz Cesarstwa Niemieckiego. To córka pruskiego junkra dodała Janka. Ponoć bajecznie bogata, alekto by tam wiedział. Jest spokrewniona z cesarzem Wilhelmem? spytałam.Obie wzruszyły ramionami.Skąd niby miały wiedzieć?Doszłam do wniosku, że pewnie tak.Skoro księżnej nie udało sięwmanewrować syna w mariaż z rodziną Romanowów, zdobyła dla niegopannę z innej cesarskiej rodziny.Cholerna wiedzma była zdolnado wszystkiego.Czyli mój drogi Fiodor okazał się skończonym maminsynkiem.Postępowałzgodnie z wolą rodzicielki, zupełnie zapominając o mnie i swoim synu.W jednej chwili moje serce zostało oczyszczone z czułej tęsknoty.Wypalił jeogień żalu i wściekłości.Znienawidziłam dawnego kochanka.Gdyby w tej chwili pojawił się ten ślamazarny i nudny aptekarzz Ciechocinka, bez wahania przyjęłabym jego oświadczyny.Jeszcze dziśrzuciłabym służbę dla księżnej i odeszła stąd jak najdalej.Długo trwało, zanim doszłam do siebie.Tak czy inaczej, wieczór miałamzmarnowany.Humor wrócił mi dopiero kolejnego dnia, kiedy przyjaciółkizdołały odwrócić moją uwagę plotkami i anegdotami z życia Warszawy.Dowiedziałam się zarówno o ekstraordynaryjnych adoratorach pannyDowiakowskiej, primadonny Opery Warszawskiej, jak i o nowej szajcegrasującej na Wołosówce, żydowskim targu tandety.Prezydent Starynkiewiczzlecił budowę ogromnych filtrów, mających wreszcie zapewnić pitną wodędla rosnącego nieustannie miasta.Otwarto nową linię tramwajów konnych,myślano też o przeniesieniu pomnika hańby z placu Saskiego, bo na jegomiejscu planowano postawić prawosławny sobór.Do tego oświetlonolatarniami gazowymi kolejne ulice, choć nadal nie zdobyto sięna oczyszczenie placu Za %7łelazną Bramą.Z tego, co pamiętałam, błotoi nieczystości porzucane przez targujących tam handlarzy zakrywały terengrubą warstwą gnoju i śmieci, aż do poziomu okien okolicznych kamienic.Jednym słowem, życie w mieście nieustannie parło do przodu, Warszawakwitła i gniła po staremu.Trochę mi jej brakowało, ale tu również się nienudziłam, zajęta jednocześnie synem, interesami i gospodarstwem.Nigdy nieuczestniczyłam aktywnie w wielkomiejskim życiu i spokojnie mogłam się bezniego obyć.Bo właściwie czego miałoby mi brakować? Smród końskiegołajna na wsi i w mieście był taki sam.Tu przynajmniej nie wiało miazmatamiz przepełnionych rynsztoków, licznych manufaktur garbarskich, jatek czyszemranych fabryczek mydła i powidła.Nie miałam co prawda na wsi przednich cukierni, teatrów, księgarni,składów towarowych z najnowszą modą, spacerów po parku Saskimlub Aazienkach.Ale zdążyłam niemal całkiem zapomnieć o tych rozrywkachi traktowałam je jak sen czy wspomnienie z innego życia.Właściwie tomusiałam sobie przyznać, że stałam się w stu procentach kobietą z prowincji,poświęcającą się pracy w gospodarstwie i doczesnym troskom.Nie miałamczasu na czcze rozrywki i fiu-bzdziu z dawnych czasów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]