[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.101- Lecz.- %7ładnego lecz, człowieku.Nie dotarło do ciebie, co powiedziałem?Większość ludzi, zarówno tu, jak i w moim przyszłym królestwie,uważa, że powinienem wziąć Williama Marshalla z Anglii.To prawda,jest najlepszym wojem naszych czasów poza mną samym.Lecz WilliamMarshall zawsze był człowiekiem mojego ojca, całkowicie muoddanym, więc nigdy nie będzie mógł być mi wierny.Podziela sposóbmyślenia i uprzedzenia mojego ojca.Nie lubi mnie i nie ufa mi, zawszetak było.Widzi we mnie naturalnego dziedzica swojego pana, leczzazdrości mi tego.Nie pozwolę mu tak bardzo zbliżyć się do moichplanów, ponieważ mam do niego jeszcze mniej zaufania niż on do mnie.Czy to jest dla ciebie dość jasne?-Tak, panie.Jednak chciałbym prosić o przywilej zastanowienia sięnad tym przez jakiś czas.- Zastanawiaj się nad tym tak długo, jak sobie życzysz, Henryku, lecz nawet nie myśl o ignorowaniu moich życzeń.Będzie tak, jakchcę, i odmówisz mi, swojemu panu lennemu, na własne ryzyko.-Ryszard zamilkł, nie dbając o reakcję Saint Claira na swoje słowa,i usiadł sztywno, na wpół odwracając się do drzwi za plecami.- Gdzie jest twój syn, młody Andrzej?  Zwrócił się znów twarzą do swojegogospodarza.- Wciąż szuka panny o tak póznej porze? Lepiej, żebytak było, bo inaczej nie będę zachwycony tym, jak mnie lekceważy.- Przerwał na widok wyrazu twarzy gospodarza.- Co się stało,Henryku? Coś jest nie tak, widzę to w twoich oczach.Gdzież jestmłodzieniec?W tym momencie otworzyły się drzwi, wszedł służący z pochylonągłową i pomknął w stronę kominka, by dołożyć do ognia.Henrykpodniósł dłoń i głos i odprawił go natychmiast, po czym wstał i zdjąłciężką pelerynę.Przewiesił ją ostrożnie przez oparcie krzesła i sampodszedł do kominka, aby w milczeniu zająć się wybieraniem bierwion iostrożnym układaniem ich w płomieniach, wdzięczny za okazję dozebrania myśli.Zapomniał, jak niepokojącą intuicję przejawiał czasamiRyszard Plantagenet.Kiedy kładł drewno na miejsce i wpychał je obutąstopą głębiej między płomienie, przeklinał samego siebie za brakostrożności w tej sprawie.Ryszard jednak nie miał zamiaru puścić mu tego płazem.- Henryku, czekam.Gdzie jest młody Andrzej?102- Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, panie, ponieważ naprawdęnie wiem.- Co to ma znaczyć? Nie wiesz, gdzie jest dzisiaj, czy w ogóle niewiesz, gdzie jest?- Nie znam miejsca jego pobytu. Ryszard usiadł prosto i wytrzeszczył oczy z teatralnym zdziwieniem.-Nie znasz miejsca.-? - Odwrócił się, rzucając niedowierzającespojrzenie milczącemu de Sablemu.-Ten człowiek ma tylko jednegosyna, Robercie, i widziałem, jak w ciągu jednego dnia spędza z nimwięcej czasu, niż mój stary lew spędził ze mną i wszystkimi moimibraćmi przez całe życie.A teraz nie zna miejsca jego pobytu? - Odwróciłsię znów do wasala, a jego głos stracił jakiekolwiek ślady żartobliwegotonu.- Kiedy więc widziałeś go po raz ostatni?Saint Clair wzruszył ramionami.- Ostatnią noc spędził pod tym dachem ponad dwa miesiące temu.- Pod czyim dachem śpi więc tej nocy? I zanim odpowiesz na topytanie, wiedz, że zauważyłem, w jaki sposób uniknąłeś poprzedniego.Czy ma kochankę?- Nie, panie, o ile wiem, nie ma.- Kiedy ostatnio kontaktowałeś się z nim? Uważaj, Henryku.Saint Clair nabrał głęboko powietrza, wiedząc, że w żaden sposóbnie może wykręcić się od odpowiedzi.- Dwa dni temu, panie.Kontakt ten jednak nastąpił przez pośred-nika.Wysłałem mu pożywienie i ubrania.- Pożywienie i ubrania? Czy jest uciekinierem?- Tak, panie.- Przed kim ucieka i dlaczego?Indagowany nie był już w stanie patrzeć księciu w oczy, odwrócił sięwięc w stronę ognia. - Zabił księdza.- Księdza? Na święty tyłek Boga, to wymaga więcej wina.Nalej namtrochę, usiądz i opowiedz nam swoją historię, ponieważ wygląda na to,że jest warta wysłuchania.I nie rób takiej nieszczęśliwej miny,przyjacielu.Pamiętaj o nazwisku i pozycji słuchacza.Od czasu, kiedymój ojciec poradził sobie z tym Anglikiem, Becketem, nie spotka-103lis'my księdza, który śmiałby spojrzeć na nas buntowniczo.Szybko,człowieku, nalewaj i mów.Pomimo jego własnego pesymizmu widoczna pogarda księcia wobeckleru i to, że mógłby on wywrzeć wpływ, gdyby zechciał, pokrzepiłySaint Claira.Podszedł do stołu i wypełnił trzy puchary po brzegi winem,a de Sabie wstał i ustawił swoje krzesło w pobliżu kominka, obokRyszarda.Gospodarz obsłużył gości, usiadł w zamyśleniu i sączyłpowoli wino, zastanawiając się, jak przedstawić swoją opowieść.Cierpliwość Ryszarda wkrótce się wyczerpała i to on  jak zwykle przerwał ciszę:- Zabił więc księdza.Jak i dlaczego?- Przypadkiem - odparł Saint Clair. Choć zrobił to z pełną świa-domością, a człowiek ten zasłużył na śmierć.Gwałcił kobietę.- Gwałcił kobietę.Ten ksiądz?- Tak, i było ich czterech, sami księża.Andrzej nakrył ich przypad-kiem, lecz oddzielała ich od niego wartka rzeka.Krzyknął, aby dać imznać, że zostali zauważeni, po czym strzelił w ich stronę z kuszy i pogalopował w kierunku jedynego mostu, odległego o pół mili w dółrzeki.za daleko.Kiedy dotarł do miejsca, w którym widział księży,zdążyli oni już zabić kobietę i zniknąć, pozostawiwszy za sobą jednego znich, martwego.Bełt z kuszy Andrzeja, wystrzelony na oślep, znalazłcel.Spadając z nieba, przebił czaszkę jednego z nich.- I ten człowiek był księdzem?- Miał kwadratową tonsurę benedyktyna.Jego przyjaciele zabralijednak szaty jego i kobiety, więc Andrzej nie mógł nic więcej wywnio-skować.- Skoro Andrzej nie mógł się do nich zbliżyć, a wszyscy byli nadzy,skąd wiedział, że byli księżmi?- Zza rzeki rozpoznał innego z tej czwórki, ponieważ spotkał go jużwcześniej, mieli ostrą wymianę zdań.Był to ksiądz de Blois, ziemie jegorodziny przylegają do naszych.Resztę wywnioskował.Jeśli dwaj z tychczterech byli księżmi, zamieszanymi w działalność kryminalną,zapewne dwaj pozostali też byli księżmi.Lecz ten argument jest jużnieistotny, ponieważ wiemy, kim są pozostali.- Skąd? Czy zostali aresztowani?- Nie, panie.Andrzej pognał za nimi, ale nie znalazł ich od razu iposzukał pomocy.Przybył prosto do domu i powiedział mi, co się104stało.było to na naszej ziemi.więc wysłałem kapitana straży wraz zgrupą ludzi, aby zabrali ciała i przywiezli je do zamku.Lecz kiedyprzybyli na miejsce, ciał tam nie było.Znalezli krew oraz ślady świad- czące o tym, że odciągnięto stamtąd coś ciężkiego, ale nic poza tym.- Rozumiem, że ciała stamtąd odciągnięto?- Tak, panie.Niedaleko znajduje się wielka dziura, pionowa rozpa-dlina, którą miejscowi zwą Jamą Szatana.Opada prosto w głąb ziemi iwydaje się, że nie ma dna.Miejscowa legenda mówi, że pewnej nocy poprostu pojawiła się tam, za czasów moich pradziadów.Mój kapitanstwierdził, że wrzucono tam ciała i że nie da się ich odzyskać.- Czy tak się stało?- Na pewno z jednym ciałem, kobiety.A także z głową księdza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl