[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mieli wielkiego wyboru.Za nimi stali nadzorcy - oddziały zaporowe NKWD strzelające wplecy każdemu, kto ze zbyt małym entuzjazmem rzucał się w objęcia śmierci.Kostucha urządziła sobie tam zresztą iście renesansową ucztę.Czerwonoarmiści parli do przodu pewni zwycięstwa.Wszak mieli walczyć tylko z połową plutonu, czyli połączonymi Vrilkomandem i "Maytreyą".Sowietów spotkał srogi zawód.Nacierające czołgi zapalały się od ognistych kul, mikrofali i piorunów.Ich pancerze kruszone były przez fale dzwiękowe astalowe kadłuby podrzucane w powietrze podmuchami Vril bądz wbijane w ziemię za pomocą grawitacyjnych manipulacji.Kolejne fale nacierającej piechoty napotykały na nieprzebytą barierę zbudowaną ze starożytnej siły.Ich szeregi koszone byłypociskami Vril, jęzorami ognia, wyładowaniami elektrycznymi, infradzwiękami i promieniowaniem.Nad pobojowiskiemunosiła się kolorowa aura, będąca efektem użycia tej pradawnej siły.Część czerwonoarmiejców w obliczu manifestacji przerażającej mocy w panice rzucała się do odwrotu.Napotykalijednak inny nieprzebyty mur - zbudowany z niewolników w mundurach takich jak oni.Wybór był niewielki - anihilacja poprzezVril lub zastrzelenie, przekłucie bagnetem, bądz stratowanie przez nacierających kolegów.Dowbor miał wreszcie swoją zemstę za gwałt na Polsce wyrządzony przez Stalina.Wysyłając kolejne serie ognistychkul krzyczał:- Jak w 1920 roku!!! Uciekajcie skurwysyny, uciekajcie!!!- Kurna, ale maszynka do mięsa! - rzucił Ante posyłając w szeregi wroga kolejną serię pocisków Vril.- Nie gadaj, tylko strzelaj! - skarcił go Dentz.- Ile ich jeszcze jest? - pytała padająca z nóg Rika.- Jakieś 50 mln.- odparł sarkastycznie Dowbor.- Vril mi się kończy.- Rika wystrzeliwując ogniste pociski zataczała coraz szersze półkola.- Uuuuurrrrraaaaaaa!!! Za radinu!!! - wściekły tłum zbliżał się coraz bardziej.- Vril mi się kończy.- Rika wystrzeliwując ogniste pociski zataczała coraz szersze półkola.***Gdy zapadał zmrok, na polu bitwy płonęła trudna do policzenia, ogromna ilość pojazdów pancernych.Pomiędzy nimileżało tysiące trupów w mundurach Armii Czerwonej.Kruki, sępy i inna zwierzyna zleciały się z całej okolicy na obrzeżepobojowiska, by rozpocząć ucztę.Zdziczałe psy wyszarpywały sobie nawzajem kawałki ciał Sowietów.Smród płonącejbenzyny mieszał się zapachem krwi i rozkładających się zwłok.Ludzie Langa i Kesslera zasłonili sobie twarze chustami, byograniczyć nieprzyjemne doznania węchowe.Trzask! Potężna siła rozerwała klatkę piersiową enkawudzisty, jednego z kilkuset, których nasi bohaterowie zdołali wziąćdo niewoli.Z dzikim strachem w oczach przyglądał się jak jego jeszcze bijące serce lewituje, po czym zaczyna płonąć.Zanim wyzionął ducha, widział także wyraznie zadowoloną swoją prześladowczynię - Rikę.Dowbor z lekkim niesmakiem przyglądał się temu sadystycznemu wybrykowi.Z niepokojem zauważył, że dręczeniekomunistów sprawia Rice nienaturalną przyjemność.Nie uważał enkawudzistów za ludzi, tym niemniej sprzeciwiał sięniepotrzebnemu okrucieństwu wobec zwierząt.- Mówiłaś coś o tym, że Vril ci się kończy - złośliwie zauważył.- To było 5 godzin temu - odparła z nienagannym uśmiechem na ustach.Kessler chodził po pobojowisku kopiąc ze złości zmasakrowane zwłoki funkcjonariuszy oddziałów zaporowych NKWD.- Cholera! Atakowało nas chyba z kilka dywizji! Oni już wiedzieli, że tu będziemy! - krzyczał.- I co z tego?! Zabiliśmy już ich tyle, że możemy pójść na Teheran.Nic nas nie zatrzyma! - odparł Ante.- Nic nie rozumiesz.Oni wiedzą o naszej misji.Jak się zbliżymy choćby o 100 km do Teheranu, "Wielka Trójka" w kilkaminut wsiądzie do samolotów i ucieknie.Nasza misja nie ma już sensu - powiedział z wyrazną rezygnacją w głosie Lang.- Skąd wiedzieli, że tu będziemy? - spytała Rika.- Wśród nas jest zdrajca - odrzekł Estorzi.W oddali słychać było dudnienie czołgowych gąsienic.- Znowu.Ile można.- narzekał Dentz.- Tak jak w pieprzonych Termopilach - skwitował sytuację Rutger.***Ambasada sowiecka w Teheranie, 28 XI 1943Józef Stalin niesłychanie się ucieszył widząc Harry'ego Hopkinsa, najbardziej zaufanego doradcę Roosevelta i zarazemswojego najważniejszego agenta w USA.Objął go, a potem długo i energicznie potrząsał dłonią Amerykanina.Po chwilizorientował się, że obok stoi wózek lekko zirytowanego prezydenta Roosevelta.Czym prędzej naprawił swój błąd witając sięz FDR.Franklin Delano momentalnie wybaczył sowieckiemu dyktatorowi wcześniejszy afront.Patrząc z fascynacją nadziobatą twarz kaukaskiego bandyty powiedział:- Zawsze marzyłem, by pana spotkać.Stalin uśmiechnął się i odparł:- Nie dziwię się - po czym podszedł przywitać się z Churchillem i resztą brytyjskiej delegacji.Gdy uczyniono zadośćkurtuazji, "wujek Joe" zwrócił się do Roosevelta.Stojąc przed nim na baczność oznajmił:- Panie prezydencie, pańskie życie znalazło się w niebezpieczeństwie.Grupa zamachowców dowodzona przez OttoSkorzenego jest już w górach Elbrus, jeśli nie bliżej.Pańska ambasada znajduje się 3 km od naszej, a przejazd wąskimiuliczkami Teheranu jest niebezpieczny.Chętnie udzielimy panu gościny w skromnych progach naszego poselstwa.FDR naradzał się przez chwilę ze swoją świtą.Gdy skończył konsultacje odpowiedział:- Bardzo chętnie skorzystam z pańskiej gościnności.Zszokowany Churchill próbował mu uświadomić niebezpieczeństwa związane z przebywaniem w tym naszpikowanympodsłuchami budynku znajdującym się pod kontrolą NKWD.- Nasza ambasada sąsiaduje z sowiecką.Jest jednak przestronniejsza.Zapewniłaby tobie więcej prywatności.Niemusiałbyś mówić przyciszonym głosem, by nie zakłócać komuś snu - stwierdził puszczając oczko do amerykańskiegoprezydenta.- Dzięki.Może następnym razem - odparł z poważną miną Roosevelt.Stalin uśmiechnął się przyglądając się fiasku starań brytyjskiego premiera.Postanowił za pomocą zmiany tematuprzerwać zachodnim przywódcom dalszą dyskusję.- Zapraszamy! Zapraszamy! - uwijał się niczym kelner wskazując gościom drogę do salki konferencyjnej.Hopkinszaczął pchać w tamtą stronę wózek amerykańskiego prezydenta.Reszta delegacji podążyła za nim.To samo zrobiliBrytyjczycy.- Ta konferencja zakończyła się zanim zaczęła - szepnął w przelocie do Churchilla marszałek Allan Brooke.***Połączone siły Vrilkomanda i "Maytreyi", opędzając się od band Specnazu, wycofywały się przez północny Irak naterytorium tureckiego Kurdystanu.Po unicestwieniu jednego ze ścigających ich oddziałów dywersyjnych, nasi bohaterowieurządzili postój w pobliżu jeziora Wan.Mroki nocy rozświetlało kilka rozpalonych przez nich małych ognisk.W milczeniugromadzili się przy ich płomieniach.Wydarzenia ostatnich dni nie dawały im spokoju.Mieli szansę zmienić losy świata.Bylido tego gruntownie przygotowani.Na polu bitwy nikt nie mógł się z nimi równać.Ktoś im jednak odebrał zwycięstwo.Cowięcej, zdrajca mógł być jednym z nich.Estorzi, Dowbor i Rika grzejąc się przy ognisku roztrząsali ten problem.- Znali miejsce naszego lądowania.Specjalnie skierowali tam tyle ludzi i sprzętu - wskazał Frank.- Te bandy, które zaczęły nas atakować jeszcze w Iranie świadczą o ich determinacji - dodała Rika.- Sowieci zdają się z wyprzedzeniem wiedzieć, dokąd się udajemy - zauważył Salvatore.Przeprosił rozmówców i udał się w krzaki załatwić potrzebę fizjologiczną.Gdy wracał, drogę zastąpił mu Pokrak.- Czego chcesz?! - spytał go nerwowo Włoch.- Nadaje.- wymamrotał Pokrak.- Co nadajesz?!- Nie ja.On
[ Pobierz całość w formacie PDF ]