[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odżyłem w jednej chwili.Zaćmienie uratuje mnie i uczyni główną osobą w państwie.Ożywienie me wzrastało, a wraz znim wracała beztroska i pewność siebie.Czułem się teraz najszczęśliwszym człowiekiem podsłońcem.Z niecierpliwością czekałem na dzień jutrzejszy chcąc zostać świadkiem własnegotryumfu i stać się przedmiotem szacunku i podziwu całego kraju.Nie ulega wątpliwości, że człowiek z głową na karku nigdy nie przepadnie.Tymczasem w głębi mej świadomości powstała nowa myśl.Przecież, kiedy ci zabobonniludzie dowiedzą się jakiego rodzaju czynem im zagrażam, zechcą z całą pewnością wejść zemną w układy.W tej samej chwili usłyszałem dzwięk zbliżających się kroków i myśl o układach całkowi-cie zawładnęła mym umysłem. Doskonale powiedziałem sobie, już idą proponować miswoje warunki.Jeżeli będą mi odpowiadały, to je przyjmę, jeśli zaś nie, to wszystko postawięna jedną kartę.Drzwi szeroko się rozwarły, weszło kilku żołnierzy.Dowódca ich powiedział: Stos gotów.Chodz za nami! Stos!!!Cała odwaga opuściła mnie w jednej chwili, tchu mi zabrakło, omal nie zemdlałem.Kiedyodzyskałem mowę, zapytałem: Ale przecież to pomyłka, egzekucja jest wyznaczona na jutro. Rozporządzenie zostało zmienione.Karę śmierci przeniesiono na dziś, śpiesz się!Zginąłem! Nie było ratunku.Straciłem głowę i rzucałem się z kąta w kąt w swej ciemnejklatce.Wreszcie żołnierze schwycili mnie i zaczęli pchać ku wyjściu.Przy pomocy sztur-chańców przeprowadzili mnie nieskończonym labiryntem korytarzy aż do wyjścia.W pierw-szej chwili zostałem oślepiony jaskrawym dziennym światłem.W chwili, gdyśmy weszli naobszerny, ze wszystkich stron ogrodzony dziedziniec zamku, opanowałem się widząc stosprzygotowany pośrodku dziedzińca.Obok leżał rozrzucony suchy chrust, a kilka kroków odstosu stał mnich.Z czterech stron dziedzińca wznosiły się amfiteatralnie położone rzędy ław.Król i królowa siedzący na tronach zwracali na siebie powszechną uwagę.Wszystko tospostrzegłem w oka mgnieniu.Bo już po chwili z jakiejś wnęki wyśliznął się Klarens, pod-biegł do mnie i zaczął mi szeptać na ucho mnóstwo nowin.W oczach jego świeciła radość itryumf. To dzięki mnie rozkaz został zmieniony, bardzo trudno było dojść z nimi do ładu, leczprzedstawiłem im cały ogrom klęski i udało mi się ich nastraszyć.Wtedy zacząłem ich prze-konywać, że twoja władza nad słońcem osiągnie pełnię dopiero jutro, wobec czego, jeżeli22chcą ustrzec się przed nieszczęściem, to powinni się ciebie pozbyć dziś, dopóki twa czaro-dziejska moc nie jest w stanie dokonać groznego czynu.Rzecz jasna, że to wszystko byłoblagą, moją własną fantazją, lecz żebyś widział, jakie to wywarło na nich wrażenie.Nieżywize strachu, gotowi byli uważać mą radę za głos z nieba.W pierwszej chwili pękałem ze śmie-chu, że tak łatwo mi przyszło ich nabrać, lecz pózniej zacząłem dziękować Bogu za to, żezechciał powołać mnie, małe mizerne stworzenie, do uratowania twego życia.Ach, jak terazbędzie dobrze! już nie ma potrzeby niszczyć blasku słonecznego.Zrób tylko krótkotrwałąciemność, tylko na chwilę zaciemnij słońce, a pózniej przywróć je ziemi.To będzie zupełniedostateczna kara dla nich.Naturalnie spostrzegą, że mówiłem nieprawdę, ale pomyślą, że nicnie wiem, i to mi nie zaszkodzi.Kiedy tylko najmniejszy cień padnie na słońce, zaczną wa-riować ze strachu, uwolnią ciebie i zostaniesz wielkim człowiekiem.Więc spiesz się, przyja-cielu, lecz pamiętaj, błagam cię, pamiętaj o mojej prośbie i nie niszcz słońca!Przybity ogromem własnego nieszczęścia zaledwie mogłem wymówić kilka słów i pocie-szyć go, iż słońce będzie nadal świecić, jak świeci.Jego błagalny wzrok pełen miłości i trwo-gi wzruszył mnie nawet w tej chwili, nie miałem wprost odwagi powiedzić mu, ze jego nie-rozsądny postępek jest przyczyną mojej śmierci.Dopóki straż prowadziła mnie przez dziedzi-niec, dookoła panowała tak idealna cisza, że gdybym był ślepy, mógłbym myśleć, że idęprzez pustynię, nie zaś przez plac wypełniony kilkoma tysiącami osób.W tym olbrzymimtłumie nie można było spostrzec najmniejszego ruchu, wszyscy byli bladzi i zastygli nieru-chomo jak posągi.Przerażenie widniało na każdej twarzy.To samo milczenie trwało, gdymnie przywiązywano do słupa, gdy skrupulatnie męcząco długo układano chrust wokoło mo-ich nóg, kolan i całego mego ciała.Nastąpiła martwa cisza, jeszcze większa niż wprzódy,Jeżeli to jest możliwe kiedy człowiek schylił się ku moim nogom z płonącą pochodnią.Wszyscy wyciągnęli szyje naprzód i wstali z miejsc zupełnie tego nie spostrzegając
[ Pobierz całość w formacie PDF ]