[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kiedyś używałam, ale potem.- Urwała i odwróciławzrok z cichym śmiechem, jakby zażenowana.- Już od takdawna nie dodawałam mleka ani cukru, że nie pamiętam, jakto smakowało.Moore zrozumiał, co miała na myśli i dlaczego czuje sięzażenowana.Właściwie nie zastanawiał się nad jej nędząi rozpaczliwym położeniem, a jeżeli nawet o nich pomyślał, to nie po to, by wyobrażać sobie, co mogą dla niej znaczyć.Zły był o to na siebie, zły i odrobinę zawstydzony.- Może zeszlibyśmy na dół i posiedzieli w ogrodzie? - za-proponował, biorąc kieliszek z winem i pokazując na drzwiprowadzące z kuchni na dwór.- Teraz?- Czemu nie? Powinna pani wiedzieć, że najlepszą porądo siedzenia nad morzem jest noc, poza tym lubi pani ogro-dy, a zwłaszcza róże.Posiedzimy sobie w rotundzie.Jeżeli pamięć mnie nie zawodzi, są tam krzesła.- Są.Zauważyłam je, kiedy ją dziś po południu mijaliśmy.Wrócili do pokoju muzycznego, z którego wyszli na ta-ras, a stamtąd prowadzeni światłem księżyca zeszli po krę-tych, brukowanych schodach do ogrodu i wreszcie dotarlido nakrytej kopułą budowli, w której wokół pomalowanegona biało, żelaznego stolika ustawiono cztery żelazne, pasują-ce do niego krzesła.Grace nie usiadła, tylko pociągnęła łyczek herbaty, posta-wiła filiżankę i talerzyk na stole i podeszła na skraj rotundy.Ścieżka prowadziła dalej w dół między drzewami i ogroda-mi w stronę urwiska.Popatrzyła na migocące w oddali fale.- Zawsze mi tego brakowało - wyszeptała.- W Londynie,Paryżu, Florencji, Wiedniu.wszędzie, gdzie byłam, zawsze tęskniłam za morzem.237Dylan stanął za nią.- Grace, czy kiedyś zdradzi mi pani, dlaczego sprzedawa-ła pani pomarańcze i mieszkała na stryszku w Bermondsey?Zawahała się, a potem powiedziała:- Mój mąż umarł, a ja nie miałam pieniędzy.- Ale pochodzi pani z rodziny ziemiańskiej.Wiedziałemto od samego początku.poznałem po akcencie w pani gło-sie.Po tym, jak się pani porusza, jakby sporą część życia spę-dziła pani, nosząc książki na głowie i ćwicząc dygi.Jest w pa-ni coś bardzo.wyrafinowanego.Chowała się pani w dobrej rodzinie.-Tak.- Dlaczego więc po śmierci męża nie wróciła pani doKornwalii? Dlaczego nie pojechała pani do domu?Tym razem Grace nie odpowiedziała.Minęło kilka minut.Dylan zdążył pomyśleć, że nie zamierza mu tego wyjaśnić,kiedy się odezwała.- Pojechałam raz.To był błąd.Teraz nie mogę już pojawićsię w domu.Popatrzyła na niego z takim bólem na twarzy, że jegorównież coś ścisnęło w piersiach.Podobnie jak wtedy, kiedy przed tygodniem niósł Isabel do powozu, żeby ją zabrać dodomu.Było mu tak samo ciężko na sercu, czuł tę samą bez-radność, to samo oburzenie.Serdeczne współczucie dla dru-giego człowieka, nie przytrafiło mu się to od lat.- Grace - wyszeptał i wyciągnął rękę, by dotknąć jej twarzy, musnąć palcami wąziutką, połyskującą w świetle księżycasmużkę wilgoci na policzku.- Kiedy pytam panią o przeszłość, zawsze to panią wytrąca z równowagi.Boże, kochana, co z pa-nią się stało? Czy to mąż coś pani zrobił? - Wystarczyło, że zadał to pytanie, a pierś mu się jeszcze boleśniej ścisnęła.Grace potrząsnęła głową, więc spróbował jeszcze raz odgadnąć.-A więc rodzina.Co oni pani takiego zrobili, co jest tak bolesne, że nie może pani o tym mówić?- Oni mi nic nie zrobili.To ja.Chodzi o to, co ja im zro-biłam.To dlatego nie mogę wrócić do domu.Sam pomysł, że Grace miałaby swoim postępowaniem238kogoś skrzywdzić, wydawał się absurdalny, wprost nie douwierzenia.Gryzłyby ją wyrzuty sumienia, gdyby przedobiadem zjadła deser.Przecież własnymi ustami przyznała,że nigdy nie bywała niegrzeczna.- Też coś - mruknął, nie dowierzając.- Co pani mogła ta-kiego okropnego zrobić?- Osiem lat temu uciekłam z domu z mężczyzną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]