[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po pierwszym odwszeniu będziesz miała po prostu tygodniową sraczkę.Nie będziesz sięmogła nigdzie ruszyć, będziesz cały czas siedzieć na klozecie.-Aha.Szukam tu Sztucznej Osoby, która przybyła do bazy razem z nami.- A, tego droida? Jest w laboratorium mechanicznym.Dopasowują mu urządzenia dochodzenia.To nie potrwa już zbyt długo.Mogę połączyć cię przez komunikator.Billie zastanowiła się przez chwilę.- Nie.W porządku.Porozmawiam z nim pózniej.- Nie ma sprawy.Będziesz czegoś potrzebować, poproś.Jestem tu po to, żeby ci pomóc.%7ładnej pomyłki nie będzie.Billie odwróciła się i odeszła.Myślała o ostatnich słowachtłuściocha.To był dla niej kolejny długi dzień.Czuła się zmęczona.Wszystko, czego teraz pragnęła,to położyć się i zasnąć.Nie, tylko nie sen.Nie koszmar, w którym obcy wdzierająsię w jej uśpiony umysł i wywołują w nim przerażające obrazy.Myślała kiedyś, że szpital jest okropnym miejscem.Przerażała ją planowana operacja najej mózgu - chemiczna lobotomia, na którą zdecydowali się lekarze.Biorąc pod uwagę to, co wydarzyło się od dnia ucieczki ze szpitala, pozbawienie jejczęści mózgu nie wydawało się już takie złe.10. Wilks dostrzegł mężczyznę wchodzącego do luku towarowego, ale nie rozpoznał go -światła hangaru były słabe, a lampy statku również nie świeciły jaśniej.Przybysz rozejrzał sięwokoło.- Tutaj - odezwał się sierżant.Mężczyzna zastygł w bezruchu, potem sięgnął dłonią do biodra, oparł ją na kaburze iponownie znieruchomiał.- Tak myślałem, że to możesz być ty - powiedział Wilks.Przed nim stał Powell.- Co tu.? - zaczął.Major zamachał gwałtownie ręką, uciszając go w ten sposób.Komandos zamilkł.Przyglądał się, jak oficer wyciąga jakiś elektroniczny przyrząd i wciska guzik.Zieloneznaczki pojawiły się na wyświetlaczu instrumentu.- W porządku.Czysto.- Zciany mają uszy? - spytał Wilks.- A sufit oczy.Tak jest wszędzie w bazie.To miejsce jest wyjątkiem.Za parę dni i tenstatek będzie zapluskwiony.- Spears.- To paranoik.Jest tak szalony, jak pająk na gorącej płycie.- Wyobrażam tosobie.- %7łyje swoim pomysłem odzyskania Ziemi i pragnie zostać bohaterem tysiąclecia.Myśli,że każdy musi mu służyć.Podejrzewa, że ktoś dodaje mu trucizny do jedzenia i każepróbować wszystkie potrawy służącym.Wszędzie węszy spiski przeciw sobie.W normalnychczasach badacze pokrętności ludzkiego umysłu pisaliby o nim książki.- Normalne czasy - sarkastycznie zauważył Wilks - będą musiały chwilę poczekać.Powell skinął głową.- To prawda.Major westchnął.Wydawało się, że toczy jakąś wewnętrzną walkę.-Może istnienie człowieka jako gatunku nie ma sensu.Może ludzkości potrzebny jestpsychopatyczny morderca, żeby pokonał obcych.Kolejny raz potrząsnął głową.- Sam w to nie wierzysz, majorze - powiedział sierżant.- Nie.To byłby krok wstecz,powrót do jaskiń.Jesteśmy.jesteśmy ponad to.Mamy rozwiniętą cywilizację, jesteśmy.żyjemy wśród gwiazd.Nie możemy zawrócić.- Nie bronię Spearsa, ale sądzę, że rozmowy nie mają większego wpływu na potwory.- Rozumiem to.Lecz królowe są inteligentne.Można się z nimi porozumiewać.Robimyto tutaj !.Nasza królowa współpracuje, bądz, co bądz.Obcy chcą, w gruncie rzeczy tego, comy - przeżyć.- Jeżeli oczekujesz na coś w rodzaju Braterstwa %7łycia, to tracisz swój cenny czas.Widziałem moich przyjaciół zaszlachtowanych przez te bestie.Byłem na Ziemi tuż przedtym, jak ludzie woleli zginąć od wybuchu jądrowego, niż być zjedzonym przez potwory.- Wiem, wiem.Nie powiedziałem, że powinniśmy wziąć w objęcia obcych i oczekiwać,że będą się do nas uśmiechać.%7łycie w jednym świecie z nimi jest mało prawdopodobne: Zbytprzypominają gatunek ludzki sprzed milionów lat.Są za bardzo egocentryczni, żeby myśleć oinnych gatunkach jako podobnych sobie.Nie, nie sugeruję niczego.Ale jesteśmy przecieżinteligentni, cywilizowani.Wojna jest głupotą, zniszczenie, anihilacja innego gatunku,barbarzyństwem.- Zabawnie słyszeć takie słowa wychodzące z ust KomanBosa Kolonialnego.- Nie wszyscy żołnierze są zabójcami.I nie każdy oficer jest automatycznie infantylnymgłupkiem. - Nie oszukasz mnie.Wyszczerzył zęby.Powell był kimś posiadającym sumienie i niewątpliwie chciał czegośdokonać.Wilks nie był pewien czego, ale czuł, że szybko się to wyjaśni.- Nie wysadzili się całkowicie.Wiesz o tym, prawda?.- Co?- Na Ziemi.Nic takiego się nie stało.%7ładnego totalnego atomowego zniszczenia.Nicwięcej tylko taktyczne, niewielkie eksplozje, jeśli wierzyć przekazom stamtąd.- Prawdopodobnie stało się tak tylko, dlatego, że twoi przyjacielsko nastawieni obcyzjedli tego, który miał nacisnąć guzik.Wzruszenie ramion.- No dobra, o co chodzi, majorze? Dlaczego mi mówisz o tym wszystkim i narażaszwłasną dupę?Powell kiwnął głowę i głęboko wciągnął powietrze.Rośliny nie mogły wyprodukować na tyle grubej warstwy azotowo-tlenowej atmosfery,która pozwalałaby ludziom oddychać swobodnie, jeżeli tylko poruszaliby się gdzie indziej niżpo dnie głębokich kraterów.To prawda, że planetoida była wystarczająco duża by utrzymaćniektóre gazy przy powierzchni, ale termin,  ziemiopodobna" był grubo przesadzony.Chyba,że ktoś uważałby ludzi za krety albo pieski preriowe.Stało się jednak inaczej.Cywilną kolonię założono z powodu dużej liczby podziemnychjaskiń, które mogły zostać hermetycznie zamknięte i wypełnione powietrzem.Używano ichjako schronów oraz do produkcji żywności.Natychmiast, gdy mały światek stał sięsamowystarczalny, pojawiły się możliwości jego wykorzystania: baza wojskowa, kopalnie,więzienie bez możliwości ucieczki.To był koniec podobieństwa do ziemskich warunków.To, co wyprodukowały rośliny, było zabezpieczane pod powierzchnią gruntu.Skradziony pełzacz zbliżywszy się do fabryki, zwolnił.Potem zatrzymał się.Wewnątrz,w małej kabinie siedziała trójka dezerterów.Od czterech dni się nie myli i skończyła im siężywność.- Udało się - powiedział Renus.- Taka Jak na razie - dodał Magruder.Kierujący w tym momencie pełzaczem Peterson poruszył wargami, ale nie odezwał się.- Radio ciągle milczy za wyjątkiem sygnałów naprowadzających z Trzeciej Bazy -odezwał się Renus.- Spears mógł nakazać ciszę radiową.Nie będzie słychać nawet pierdnięcia.- Właśnie - tym razem Peterson otworzył usta - ale powinniśmy złapać choćby Doppleraalbo coś w tym rodzaju.- To nie jest miejsce, gdzie ludzie przychodzą na piknik, no nie,kurzy móżdżku? Wszystko tu jest pod ziemią.Peterson popatrzył na Renusa.Wyglądał tak, jakby miał zamiar wstać i walnąć kolegę wszczękę.- Skończcie to - powiedział Magruder.- Zrobiliśmy to.Udało się i to jest najważniejsze.Spears nawet nie spojrzał w tę stronę.Nie widzieliśmy żadnych patrolowców.Jesteśmywolni.- Poczuję się lepiej, gdy już znajdę się w środku.- Peterson był wyraznie niespokojny.- Więc na co czekamy? - spytał Renus.- Ruszajmy.Pełzacz powoli ruszył.W luku Amerykanina rozległ się głos Powella:- Faszeruje badane obiekty wszelkimi rodzajami chemikaliów, a naukowcy sprawdzająich wpływ na obcych.Nikt nie wie, co i jak na nie działa.Wewnętrzny metabolizm potworówjest zaskakujący.Wilks odruchowo dotknął blizn na swej twarzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl