[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powoli podeszła do niego i powiedziała:- Mamy jeszcze dziesięć godzin.Dotknął palcem jej policzka.- Chyba nie powinniśmy się zapędzać za daleko.- Dlaczego?- Za dużo tu duchów.- Nie należy się obawiać świata duchów, przecież to właśnie dzięki niemuzakochujemy się i miłość tracimy.Jack patrzył na nią chwilę.- Chyba jeszcze poproszę.Zabrała od niego kieliszek i podeszła do barku.- Czy Sabitini był twoim kochankiem?- Nonsens.- Dlaczego? Jest przecież przystojny, macie wspólne zainteresowania.- Ale nie ma między nami napięcia.- To dla mnie za włoskie.- Masz rację, bardzo włoskie.- Podała mu wino.Usiadł na oparciu sofy, poluzował krawat i odpiął dwa guziczki koszuli.- Powiedz, skąd się u ciebie wzięło zainteresowanie archeologią?- Jak byłam mała, La Scala została zaproszona na występy do Kairu i rodzice wzięlimnie ze sobą.Po wygaśnięciu kontraktu zwiedzaliśmy kraj, pływaliśmy po Nilu.Wtedyzobaczyłam Dolinę Faraonów, Sfinksa, piramidy, świątynie w Abu-Simbel i te ogromnewizerunki faraonów.Od tej chwili już wiedziałam, że kiedyś muszę poznać te wszystkietajemnice.- Ile miałaś wtedy lat?- No, nie wiem.Trzynaście, czternaście.Czemu chcesz wszystko tak dokładniewiedzieć?- Trochę się wstawiłem, trochę się w tobie zadurzyłem i nie mogę odróżnić tego, czymsię zajmujesz, od tego, kim jesteś.- Może to coś zmieni, a może nie, ale Camus powiedział, że jesteśmy tym, corobimy.- To znowu za francuskie.- Uśmiechnął się i wstał.- Jeśli się nie mylę, w tym klubiemiał być saloonowy pianista.- Już myślałam, że nigdy nie poprosisz.Wyłączyła muzykę i usiadła przy pianinie.Podniosła wieko.- Coś z klasyki, jazzu, a może saloonową piosenkę? - zapytała.- Saloonową piosenkę.- Masz jakąś ulubioną?- Taak, ale chyba jej nie znasz.Napisał ją bardzo sławny pianista, ale jest małopopularna.- Powiedz lepiej, jak on się nazywa.- Matt Dennis.- A piosenka Everything Happens to Me.- Skąd wiesz? - popatrzył na nią zupełnie zaskoczony.- Jak mieszkałam w Nowym Jorku, było tylko trzech wielkich saloonowych pianistów:Joe Bushkin, Billy Taylor i Matt Dennis.Rozpoczęła romantyczną, wesołą melodię.Jack napił się wina i popatrzył na zwinnieporuszające się po klawiaturze palce.Na jej włosy padało delikatne światło.Zpiewając,mrużyła powieki.W ostatniej frazie piosenki zaśpiewała: Przepuścić pociąg, złapać grypę, tochyba będzie życia mego treść, przecież wszystko właśnie zdarza się mnie. Skończyła znostalgią, a Jack klasnął w dłonie.- A teraz może jeden głębszy dla pianisty? - zaproponowała.Delikatnie zamknął wieko i pomógł jej wstać.- Niestety, bar już zamknięty.Ich oczy się spotkały.Wziął ją w ramiona i przytulił do siebie.Poczuł na piersiach ciepło jej oddechu,zapach perfum.Chwilę trwali w uścisku, napawając się sobą nawzajem.Całował jej oczy,policzek, potem delikatnie muskał wargami jej szyję.Wtem przycisnęła usta do jego ust.Naraz opuściło ich wszelkie skrępowanie.*Zwiatło księżyca nadawało ich splątanym ciałom nierealności.Przysunęła usta do jegoucha.- O czym myślisz? - zapytała szeptem.- Od czego zacząć?- Obojętnie.- Myślałem o tym - pocałował ją lekko - z jak wielu powodów się myliłem.Uniosła głowę i podparła podbródek na ramieniu.- To wymaga wyjaśnienia - powiedziała.- Mówiłem, że nie powinniśmy zapędzać się zbyt daleko.Niesłusznie.Szkoda tylko,że prowadzi to donikąd.- W Londynie mówiłeś coś o radowaniu się chwilą.- Naprawdę? - uśmiechnął się.Wstała, włożyła szlafrok.- Lepiej zostań.Zapalił cygaretkę i oparł się o wezgłowie.Zaciągnął się i ze smutkiem pokręcił głową.Wiedział, że ona należy do innego świata - hermetycznego świata mrocznych tajemnic.Ateraz cieszyli się tą nocą, lecz on zdawał sobie sprawę z braku jakichkolwiek perspektyw dlaich związku.Został wskrzeszony duch Laury.W pokoju rozległ się przejmujący głos Lindy Ronstadt.Zpiewała nową aranżacjęklasycznej ballady What s New?- Nie za głośno? - zapytała Gabriella, wchodząc do sypialni z dwoma drinkami.- Ani trochę.Usiadła na brzegu łóżka i stuknęli się szklaneczkami whisky.- Daj pociągnąć - poprosiła.Podał jej cygaretkę do ust, a gdy zaciągała się, pojaśniał zapalony koniec.- Nie grasz nigdy włoskiej muzyki? - zapytał.- Sporadycznie.Wszystkie piosenki są takie same.On ma żonę albo ona męża i takdalej.- Tak, wiem.Zwiatło księżyca padło na jej włosy i uwypukliło kształt profilu.Sprawiała wrażeniezajętej jakąś niezwykle odległą myślą.- Często masz urlop?- Wakacje?- Tak, u nas mówi się urlop.- Nie miałem już kilka lat.- A twoja córka byłaby zła, gdybyś pojechał bez niej?- Kiedy następnym razem zdmuchnie świeczkę, będzie miała piętnaście lat i na pewnoz radością część wakacji spędzi beze mnie.- Zgasił cygaretkę.- Czemu pytasz?- Bo mam plan.- Powiedziała to z takim błyskiem w oczach, że przypominaładzieciaka, który chce zrobić komuś psikusa.Napiła się whisky.- Tajny plan.Pozatwierdzeniu nie można go zmieniać w żadnych okolicznościach.Musisz się zastanowić nadodpowiedzią.- Dobrze.- Byłeś kiedyś zimą w Wenecji?- Nie.W ogóle byłem tam tylko raz.Było wspaniale, ale gorąco, brudno i za dużoJapończyków z aparatami i karmiących gołębie Niemców.- Nie ma jak Wenecja zimą.%7ładnych turystów.Jest zimno i mgliście.Takie wysokieprzypływy, że woda wylewa się na placyki.Zza Lido słychać Adriatyk, jakby to był krzykjakiegoś demona.Każda uliczka, każdy kanał jest cichy i pełen tajemnic.Można się czegośnapić nawet na placu św.Marka, a muzycy grają tylko dla ciebie.W barze Harry ego jestgwarno, a barman przyrządza doskonałe martini.Można wynająć motorówkę i obejrzećzachód słońca w Lido.Wenecja zimą to najromantyczniejsze miejsce na świecie.Mówię ci.- A co z tym planem?- Spotkamy się w Wenecji w ostatni poniedziałek listopada.Popatrzył na nią zamyślony.- A jak się okaże, że jutro rano nie będziemy mogli na siebie patrzeć?- Spotkamy się w Wenecji jak zupełnie obcy ludzie.Objął ją, przyciągnął do siebie, włosy opadły jej na twarz.- I co ty na to? - zapytała.- Doskonałemu martini nigdy nie można się oprzeć - szepnął jej do ucha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]