[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Niech go pan ratuje, panie doktorze!  wybuchnął płaczliwie ojciec. Przecież dzieckomoże umrzeć! Czemu pan tak stoi? O Jezu, Jezu!  rozpłakał się i łzy ciekły mu żałośnie pozwisających wąsach. Czemu tak pózno przyjechaliście?  zapytał chmurnie lekarz. My ze wsi, panie doktorze.Tu spod Gdańska.Nie myśleliśmy, że to takie straszne.Dzieckoczęsto narzeka, że go boli, a nic mu nie jest.Dopiero jak się pokazała ta ropa i krew, topoleciałem na pocztę do telefonu.Niech go pan ratuje! Dobrze już, dobrze  fuknął lekarz. Niech pan wyjdzie na korytarz.Tu nie wolno! Panie doktorze  żałośnie jęknął chłop, ale lekarz już mył ręce i tylko rzucił przez ramię doZośki: Proszę wyprowadzić.I niech pani wróci, sama siostra może nie wystarczyć.Zośka ujęła pod ramię chłopa i wyprowadziła za drzwi.Nie opierał się, pochlipywał i ocierałwierzchem dłoni łzy z wąsów.Posadziła go na małym zydelku i kazała czekać, a sama wróciła dosali.Chłopiec miał wrzód w gardle.Zanim rodzice zawiadomili pogotowie, dziecko musiało siębardzo męczyć.Gdy wrzód pękł, było już nieprzytomne i teraz lekarz ledwo, ledwo wyczuwałtętno.Chłopiec właściwie już się dusił.Usunięcie ropy pomieszanej z krwią nie zabrało lekarzowi wiele czasu, ale kiedy skończył,pielęgniarka powiedziała cicho: Doktorze, on chyba już nie żyje.Zośce zrobiło się słabo.Niewiele tu dotychczas mogła pomóc i właściwie trzymała się nauboczu, żeby nie przeszkadzać podczas operacji.Ale teraz zbliżyła się, żeby okryć chłopca, i zprzerażeniem patrzyła na jego bladą, pokrwawioną twarz, przymknięte oczy okolone sinąobwódką i wpółotwarte usta.203  Niech pani się usunie!  wrzasnął na nią lekarz, który dopiero teraz okazał zdenerwowanie.Badał dokładnie i długo puls, potem z troską na twarzy kazał siostrze przygotować zastrzyk.Nimpielęgniarka wykonała polecenie, ujął ręce dziecka i zaczął je wolno, miarowo wznosić iopuszczać.Trzymał za szczupłe przeguby chłopca i Zośka widziała, jak bezwładne małe dłoniechwieją się, niczym u kukiełeczki.Opuściła spodnie i brudne majteczki, żeby siostra mogłazrobić zastrzyk. Umarł  pomyślała i zrobiło jej się strasznie żal, a równocześnie zastanowiła się, jakprzyjmie tę wiadomość ojciec, chłop z obwisłymi wąsami czekający na korytarzu.Czuła, że jest tu niepotrzebna, a jednak nie mogła odejść.Bała się spojrzeć w oczy temu ojcu.Stała więc pod ścianą i patrzyła na pochylonego lekarza, który bez przerwy robił chłopcusztuczne oddychanie.Zegar i tutaj tykał obojętnie, odmierzając minuty.Zdawało się, że lekarz jest niezmordowany.Z dokładnością i uporem automatu wykonywał wciąż te same ruchy.Pielęgniarka zrobiła już porządek po operacji i schowała narzędzia.Lekarz chrapliwymgłosem powiedział: Niech siostra mnie zastąpi.Dopiero teraz, gdy się podniósł, Zośka zobaczyła jego twarz.Spływały po niej wielkie kroplepotu.Stanął w nogach łóżka, a Zośka nieśmiało przysunęła się do niego. Panie doktorze  zapytała cicho  czy to już koniec?Nie odpowiedział.Popatrzył na nią półprzytomnie, a potem znów odwrócił głowę w stronęchłopca.Po jakimś czasie bez słowa odsunął siostrę i znów zaczął robić sztuczne oddychanie.Zośka nie mogła tego znieść.Widok lekarza bezgłośnie, rytmicznie pochylającego się ipodnoszącego, bladej, nieruchomej twarzy dziecka, cisza i ten straszny spokój dokoła, wszystkoto sprawiało na niej okropne wrażenie.Chciałaby coś robić, pomagać, ruszać się, ale bała sięnawet głośniej oddychać, bo czuła, że oprócz nich jest w tej sali śmierć.Gdzieś za oknem rozległ się głos syreny fabrycznej.Spojrzała na zegar i stwierdziła, że jestpółnoc. Stefan tam czeka i złości się  pomyślała, ale było jej to obojętne.W tej chwili lekarz puścił ręce chłopca i z trudem się wyprostował.Siostra natychmiastchciała zająć jego miejsce, ale powstrzymał ją ruchem ręki. Nie trzeba  powiedział cicho. To już niepotrzebne.204  Może ja  wyrwało się Zośce, do której nie dotarły jego słowa.Wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju.Na korytarzu drzemał skurczony ojciec dziecka.Siostra cofnęła się i nic nie mówiąc zaczęła okrywać nogi chłopca.A Zośka, nie zdając sobie sprawy z tego, co zaszło, zaczęła powtarzać te ruchy, którewykonywał lekarz. Raz, dwa, raz, dwa  liczyła w duchu, jakby wykonywała jakieś ćwiczenia gimnastyczne. Raz, dwa, raz, dwa  serce łopotało jej coraz szybciej.Pod włosami poczuła kropelki potu,które zaczęły wypływać na czoło i skronie. Raz, dwa, raz, dwa  czuła, że mdleją jej ręce.Przymknęła oczy, zacisnęła zęby, żebyprzemóc zmęczenie.Siostra wyszła na korytarz zaraz za doktorem.Jej dyżur trwał do rana i miała zamiar terazpołożyć się spać. Rano trzeba go przenieść do kostnicy  myślała kładąc się na kanapce.Odwróciła się dościany, ale było jej niewygodnie.Przewróciła się więc na drugi bok, potem na wznak i znów nabok.Kiedy zrozumiała, że nie zaśnie, wstała i wyszła na korytarz.Przypomniała sobie o śpiącymna krześle ojcu chłopca.Zanim jednak obudziła starego, ujrzała, że przez szparę w niedomkniętych drzwiach saliwydostaje się smuga światła.Pomyślała, że trzeba zgasić. Och, pani jeszcze tu?  zdumiała się na widok Zośki. Przecież to nie ma sensu i tak.Nagle urwała, bo zobaczyła twarz chłopca.Wykwitły na niej słabe rumieńce.Siostra rzuciłasię do stołu.Nie myliła się, dziecko żyło, nabrało kolorów i jego szczupła pierś nierówno drżałapodnoszona oddechem. O Boże, żyje!  krzyknęła siostra i wypadła na korytarz wołając:  Doktorze, doktorze!Zbudzony chłop kiwnął się i spadł na podłogę, a lekarz prawie natychmiast wybiegł ze swegopokoju.Gdy weszli wszyscy do sali, Zośka słaniała się ze zmęczenia.Ale teraz już nie czuła tegozupełnie.Była szczęśliwa.Chłopiec żył.Oddychał.Odzyskał życie dzięki jej rękom!Teraz już lekarz dokonał reszty.Chłopiec otrzymał jeszcze zastrzyki wzmacniające.Zośka nie pozwoliła nikomu potem zajmować się jej podopiecznym.Sama go umyła, ubrała wpidżamkę i położyła do łóżeczka.Dopiero gdy zobaczyła, jak śpi oddychając nierówno, ale dośćspokojnie, poczuła wielkie odprężenie.Usiadła i nie miała siły się podnieść.Lekarz podszedł do205 niej i powiedział: Dziękuję.Dzielnie się pani spisała.Ten chłopak żyje dzięki pani.Podniosła oczy z wdzięcznością i uśmiechnęła się. Niech pani teraz się położy i odpocznie  dodał lekarz.Spojrzała na zegar i ogarnęło ją przerażenie.Dochodziła czwarta.Wkrótce zacznie świtać, aStefan nie wie, co się z nią dzieje.Uspokoiła się natychmiast, bo pomyślała, że przecież nawet on będzie zadowolony, gdy siędowie, dlaczego tak długo nie wracała.Zabrała swoją torbę z książkami i poszła do domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl