[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A on ją wtedy obejmie, przyciśnie dopiersi, gorąco ucałuje i powie, wiedziałem Kasiu, \e tak się stanie i jestem ci wdzięczny, \eju\ to zrozumiałaś.A potem będą się kochać, będą dla siebie czuli i bezgranicznie oddani, a\narodzi się dziecko, z pewnością syn, i wszystkie swoje siły jemu poświęcą.Tak się przejął rolą ojca i swoją szlachetnością, \e poczuł się dowartościowany i ju\ wiedział,\e stać go na wielką wyrozumiałość.Rozglądnął się po sypialni i uznał, \e z powodzeniempoło\y się w wygodnym fotelu i do rana przeczeka.Nało\ył nocną koszulę i nasłuchiwał, jakKasia cichutko oddycha.Poło\ył się na wznak, nie zamykając oczu i poddał sięnadpływającej fali marzeń.216NIEZNAJOMY NA KONIUOd pewnego czasu sensację wzbudzał tajemniczy młodzieniec, którego przypadkowoodnalazł leśniczy w pobliskim lesie, gdy wisiał na sznurze na grubym konarze dębu.Natychmiast go odciął i uratował mu \ycie.Chłopak był wysoki, zgrabny, o bladej, pociągłejtwarzy, ciemnych oczach i kruczej czuprynie.Nie odezwał się słowem, nie spojrzał nawet naleśniczego, tylko z ponurą miną odszedł w głąb lasu, a potem leśniczy słyszał oddalający siętętent końskich kopyt.Wydął wargi i burknął:- Jakiś wariat!I poszedł przed siebie.Podobnego młodzieńca widziano jeszcze w wielu ró\nych miejscach.Ale zawsze w pobli\uwsi.Szalał na czarnym ogierze, pędził przez wzgórza i leśne drogi na złamanie karku.Miałchore, świecące oczy i ciemne oblicze.- Nic, tylko szaleju się najadł - komentowali chłopi.Albo powiadali: - A niemało to młodychw obłęd wpada.śycie robi z ludzmi straszne rzeczy.Zawsze się tak dzieje, gdy nadchodziwojna - smutno kiwali głowami.W ostatnich dniach sierpnia Kasia wyszła na wzgórze, niedaleko stawu, rozło\yła koc,poło\yła się na nim i patrzyła w dal.Henio Lanckoroński zostawił ją u rodziców, a samwyjechał na jakiś czas do Lwowa, by w bibliotece Ossolińskich zebrać materiał do naukowejdysertacji, dając w ten sposób tak\e Kasi czas na przemyślenie ich związku.Le\ała dopóznego popołudnia, a pod wieczór rozebrała się do kąpieli i pływała w stawie.Zdawało sięjej, \e usłyszała r\enie konia, wystawiła głowę, lecz nikogo nie dostrzegła.Gdy wyszła zwody, wytarła się i ubrała, dostrzegła długi cień Przed sobą.Szybko się obejrzała i zobaczyłazjawę.Nieznajomy217z kościoła niemo się w nią wpatrywał.Jego czarne, świdrujące oczy przenikały jej duszę.Stała jak osłupiała.Zlękła się, \e to znowu duch.Ale nieznajomy zrobił krok w jej stronę izatrzymał sięPatrzyli na siebie jak urzeczeni.Tak samo jak w kościele.Widziała wysokiego, młodegomę\czyznę, z zarostem na twarzy i czarnym wąsikiem pod nosem.Był ubrany w długieciemne spodnie i w szarą koszulę.Parzyła w jego czarne jak smoła oczy, które tak samo, jakza pierwszym razem, znowu ją po\erały.Ona te\ wzroku od niego oderwać nie mogła.I saminie wiedzieli, kiedy i w jaki sposób się to stało, nagle rzucili się ku sobie i młody mę\czyznaw jakimś transie, w dzikim opętaniu wbił się w jej gorące ciało, łapczywie poszukując jej warg, języka, szyi i piersi.Le\eli wśród wysokich traw, w cieniu wielkiego dębu, złaknie-ni ipora\eni straszną namiętnością, która wyrywała korzenie z ziemi, a ich spychała w objęciawielkiej wichury, ogromnego, ciemnego leju powietrza i wpadli w szybki wir przestrzeni,tonąc w ciemności.Słyszeli swoje nagłe, rwane szepty.I były to jego szepty do jej nagichpiersi, brzucha i łona.I jej szepty do świata, który się spełnił w jej wnętrzu, w gorącej krwiciała.Tonęli w ślepej miłości.A jej nagły, dojmujący krzyk przeszył przestrzeń.A kiedynasycili swoje zmysły i ciała, popatrzyli na siebie ze zdumieniem, jakby odkrylinajwa\niejszą prawdę swojego \ycia.Po chwili znowu runęli na siebie, jak zgłodniałezwierzęta i kochali się długo, bez pamięci, w mrokach wieczoru, pośród śpiewu ptaków iwschodzących gwiazd.A potem długo le\eli w ciszy, zasłuchani w bicie swoich serc.I nagle on wstał, wskoczył na konia, który stał w krzakach, a ona patrzyła za nim jak zazjawą.Nie znała nawet jego imienia.Znikał odległy i tajemniczy.Jeszcze słyszała tętentkonia, a potem tylko wzgórza powtarzały po nim echo.Patrzyła na atramentowe niebo, usianebłyskami spadających gwiazd.Pomyślała, \e znaczą one drogę szczęścia i \e jest to jej droga.Poczuła się lekka, młoda i szczęśliwa.Na wzgórzu, w trawach zostawiła niedawne jeszcze bóli cierpienie.218ZWIERZENIEChciała śpiewać, tańczyć i grać na skrzypcach.Uniosła ramiona i tańczyła na polnej drodze.A potem pobiegła do domu, zobaczyła matkę, wpadła jej w ramiona i matka poczuła, jakdr\y.Gdy spojrzała jej w twarz, zrozumiała, \e stało się coś wa\nego.Oczy Kasi płonęły.Kasia była szczęśliwa.Z jej twarzy znikła melancholia.Tuliła ją i głaskała po głowie.Po tylutygodniach milczenia i zagubienia, Kasia na nowo się odnalazła.Obejmowała ją i zobaczyław jej włosach wysuszone trawy, wplątane liście i drobne grudki ziemi.Nie miała wątpliwości,co się stało.Tylko kim był ten mę\czyzna.A Kasia, czując na swojej głowie delikatną dłońmatki, jeszcze mocniej do niej przylgnęła.Matka nie odrzuciła jej, nie potępiła, jak innematki, tylko całowała i szeptała: - Dobrze, Kasiu, ju\ dobrze - tak samo, jak niegdyś, gdy byłamała.W domu panowała głęboka cisza.Były tylko we dwie.Młynarz kręcił się pogospodarstwie, więc mogły dowoli się nagadać.W pewnej chwili obie wybuchnęły głośnym śmiechem i złapały się za ramiona, jakby chciałyzatańczyć.Matka patrzyła na Kasię zaskoczona, a ona wcią\ się śmiała.- Więc nie wiesz? - spytał matka.Kasia rozło\yła ręce.Matka chciała wiedzieć, kim jest mę\czyzna, któremu się Kasia oddała ijak ma na imię, ale Kasia nie znała jego imienia i nie wiedziała, kim jest.I matka zamiastzrugać Kasię, wybuchnęła śmiechem.I obie ju\ się śmiały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl