[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Te jednak gdzieś znikły i zanim zdążyłamwybrać sobie jakiś inny ćwiczebny cel, w całym domu zgasły światła.Przez kilka pierwszych sekund zachowałam zdumiewający spokój.Potem na zewnątrzbłysnęło i obróciłam się do okna nad zlewem, dostrzegłszy za nim coś, czego nie powinnotam być.W blasku następnej błyskawicy zobaczyłam to wyraznie: na tyłach domu, wpomarańczowym gaju rosnącym na końcu podwórza, stała zaparkowana furgonetka zezgaszonymi światłami.Coś dużego szło po ganku, przechodząc pod oknem.Mówię coś , ale oczywiściewiedziałam, kto to jest i po co tu przyszedł.Podszedł prosto do tylnych drzwi, zamkniętych,lecz cienkich, i zaczął łomotać w nie pięścią.Niemal czułam, jak wyskakują z framugi.Chwila ciszy izaczął atakować klamkę, szarpiąc ją tak, jakby chciał ją wyrwać.W tym momencie o mało nie narobiłam w majtki ze strachu.Wciąż miałam tę broń,ale znów zaczęłam uważać ją za zabawkę.Jeszcze chwila, a upuściłabym ją do zlewu i rzuciłasię do ucieczki w głąb domu.Nagle zadzwonił telefon - cudowny dzwięk.Wozny natychmiast przestał szarpać zaklamkę.Telefon zadzwonił ponownie, i jeszcze raz, a ja podeszłam do niego, bojąc się, żejeśli przestanie dzwonić, zanim podniosę słuchawkę, wozny znów zacznie atakować drzwi.Uderzyłam kolanem w krzesło i zawadziłam bokiem o róg kuchennego stołu, ale wciążtrzymałam w ręku broń.Podniosłam słuchawkę po siódmym dzwonku.- Halo.?- Jane Charlotte.- Nie wiem, z kim mówię - szepnęłam - ale potrzebuję pomocy Twoja zła małpa jestteraz pod moimi drzwiami.- Nie - odparł głos w słuchawce.- On już jest w domu.W głębi korytarza, w gabinecie wuja, zatrzeszczały deski podłogi.- Teraz nie panikuj - poradził mi głos.- On się nie spodziewa, że jesteś uzbrojona.Poprostu mocno chwyć pistolet obiema rękami.Odłożyłam słuchawkę.Od telefonu do tylnych drzwi było około tuzina kroków, alepokonałam tę odległość dwoma susami.Drzwi nie otworzyły się, nawet kiedy przypomniałam sobie, że trzeba przekręcić gałkęzamka.Coś - zapewne jedno ze stojących na ganku ogrodowych krzeseł - wepchnięto podklamkę z drugiej strony.Za plecami znów usłyszałam poskrzypywanie desek: szedł korytarzem.Obróciłam sięna pięcie i wycelowałam broń w chwili, gdy jego sylwetka wypełniła kuchenne drzwi.Broń PN nie wydaje żadnego dzwięku, kiedy z niej strzelasz.Wtedy jednak niezdałam sobie z tego sprawy, bo kiedy nacisnęłam spust, znów uderzył piorun, tym razem takblisko domu, że nie było żadnej przerwy między błyskiem a gromem.Kuchnię wypełnił huk iblask, tak jasny, że wozny zdawał się jaśnieć niczym anioł - prawdziwy anioł z płonącymsztyletem w jednej ręce i skrzącą się pętlą aureoli w drugiej.Wrzasnęłam i on też, i zanimblask zgasł, on już padał.W ciemności usłyszałam, jak jego ciało uderzyło o podłogę.Wycelowałam niżej iznów nacisnęłam spust, lecz tym razem nie było żadnego dzwięku, nawet suchego trzaskuiglicy.Deszcz przestał padać.Burza przeszła dalej i po pewnym czasie znów zapaliły sięświatła.Wtedy zobaczyłam go, leżącego na plecach w drzwiach do kuchni, nieruchomego.Teraz był zwyczajnym człowiekiem: miał szkliste oczy i zupełnie nowy wyraz twarzy.Wyglądał na zdziwionego.Cóż, w następną część mojej opowieści może trudno będzie uwierzyć.Naprawdę?No wiesz, zazwyczaj jeśli w swoim domu zastrzelisz intruza, szczególnie seryjnegomordercę, to potem od razu dzwonisz na policję.Właśnie.Albo biegniesz w te pędy do sąsiadów.Właśnie.Właśnie.Ja jednak tego nie zrobiłam.A co zrobiłaś?Byłam senna.Chcę powiedzieć, że ten facet nie żył - kopnęłam go kilka razy, żebymieć pewność - tak więc powiadamianie gliniarzy nie było już tak pilną sprawą.Iwiedząc, że już jestem bezpieczna, naprawdę miałam ogromną ochotę się przespać.Pomyślałam, że ciotka i wuj wrócą za kilka godzin i wtedy zajmiemy się tym bałaganem.Tak więc poszłam na górę do mojego pokoju.Zabarykadowałam drzwi komodą - takna wszelki wypadek - ipołożyłam się.Wsunęłam broń PN pod poduszkę.Zamknęłam oczy.Kiedy znów je otworzyłam, był ranek.Drzwi mojej sypialni były otwarte na oścież isłyszałam ciotkę, przygotowującą w kuchni śniadanie.Wstałam i zeszłam na dół, po czymstanęłam w drzwiach, gdzie przedtem leżało ciało woznego.- Dzień dobry, śpiochu - powiedziała ciotka.- Chcesz bekonu do jajecznicy?Drzwi na ganek też były otwarte i w ogrodzie widziałam wuja, oglądającego kikutspalonego przez piorun drzewa.- Wstrzymaj się z tym bekonem - powiedziałam.- Zaraz wrócę.Pobiegłam na górę i zajrzałam pod poduszkę.Broń też zniknęła, prawda?Taak.Jednak zamiast niej było coś innego.Moneta.Pewnie prezent od pistoletowejwróżki.Wielkości ćwierćdolarówki, ale grubsza i cięższa.Wyglądała na złotą.Po obustronach miała ten sam relief, trójkąt z płonącym okiem w środku, no wiesz, taki jak kamieńwieńczący piramidę na banknocie dolarowym.Na brzegu monety były wyryte trzy słowa:OMNES MUNDUM FACIMUS.Dużo zapomniałem z łaciny.Mundum oznacza świat?Tak.W szkolnej bibliotece zajrzałam do łacińskiego słownika iprzetłumaczyłam to.Omnes to my wszyscy , a facimus to tworzyć lub czynić , tak więc omnes mundumfacimus to coś jak Wszyscy tworzymy ten świat.A przynajmniej tak się to tłumaczy,natomiast sens tego był bardziej skomplikowany To zagadka, rozumiesz? Rodzaj testusprawnościowego, jak ta ukryta wiadomość w krzyżówce, tylko znacznie trudniejszy, więcrozwiązanie zabrało mi dużo więcej czasu.Ile?Dwadzieścia dwa lata.Biały pokój (II)Kiedy lekarz następnym razem wchodzi do tego pokoju, niesie drugą teczkę z aktami,pełną dowodów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]