[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Już idę - zawołałem.Spojrzałem na nią.- Połóż się - powiedziałem.- Wrócę za parę godzin.Popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.- Na pewno?- Na pewno - odparłem wyjmując kurtkę z szafy.- Ani się obejrzysz, jak będę z powrotem.Twarz Morgana promieniała triumfem, kiedy szliśmy ulicami.- Powiedziałem ci, że wrócę.Milczałem.- Zamknij się, Morgan.Facet i bez twojego gadania ma dość kłopotów.Zerknąłem spod oka na glinę.Nie lubił Morgana, i nie starał się tego ukryć.Był jednym z tych serdecznych Irland-czyków o ciepłych oczach.Zastanawiałem się, jak taki facet mógł w ogóle zostać gliną.Minęliśmy prawie dwie przecznice, zanim się odezwałem.- Co zazwyczaj robicie w takich przypadkach? - zapytałem policjanta.Zwrócił ku mnie twarz, połyskiwała różowo w świetle ulicznych lamp.- Spisujemy protokół.- I odpowiada się z wolnej stopy, prawda? - zapytałem.W oczach policjanta malowało się współczucie.- Jak się zapłaci kaucję, to czemu nie.Na mojej twarzy odbiło się zdziwienie.- Kaucję? - wykrzyknąłem.- Ile? Nadal miał łagodny wyraz oczu.- Na ogół pięćset dolarów.- A jeśli nie ma się tyle forsy - pytałem nadal.- Co wtedy?Morgan odpowiedział, zanim glina zdążył otworzyć usta.- To aż do sprawy siedzi się w pudle - powiedział zjadliwie.Zmyliłem krok i spojrzałem na policjanta.- Nie mogą tego zrobić! - krzyknąłem.- Moja żona jest chora.Wieleprzeszła.Nie mogę zostawić jej samej dziś w nocy.Ujął mnie pod rękę.- Przykro mi, synu - powiedział łagodnie.- Ale nic ci na to nie poradzę.Ja mam cię tylko doprowadzić.- Ale, Nellie.moja żona - ledwo mogłem mówić.- Nie mogę zostawić jej samej.yle się czuje.Głos policjanta był nadal łagodny.- Nie denerwuj się, synu.Lepiej po prostu chodz z nami.Zacisnął mocniej dłoń na moim ramieniu.Ruszyłem dalej.Wiedziałem z gazet, że na termin sprawy można czekać tygodniami.Oczyma wyobrazni zobaczyłem, jak siedzę wciupie w oczekiwaniu na sprawę.Zaczynało się we mnie gotować.Spojrzałem na Morgana.Szedł po drugiej stronie policjanta z zadowoloną, pewną siebie miną.Skurwiel.Gdyby nie on, wszystko mogłoby sięjakoś ułożyć.Było już wystarczająco zle, ale on załatwił mnie ostatecznie.Musiałem coś zrobić, tyle że nie wiedziałem, co.Jedno było pewne, nie mogłem dać się zamknąć i czekać, ażdojrzeją dozrobienia rai sprawy.Nie mogłem zostawić Nellie samej na tak długo.Wyszliśmy na jezdnię w momencie, kiedy zmieniały się światła.Staliśmy pośrodku, a samochody przelatywały kołonas ze świstem.Poczułem jak ręka policjanta opada z mojego ramienia i odruchowo skoczyłem naprzód.Usłyszałemza plecami przekleństwo, a potem czyjś krzyk połączony z wizgiem hamulców.Nie obejrzałem się, żeby zobaczyć,co się stało, gnałem przed siebie.Rozległ się krzyk: Stać! Stać! Potem do tych nawoływań dołączył jeszcze inny piskliwy głos.Jasne, Morgan teżwrzeszczał.Dobiegł mnie przenikliwy dzwięk policyjnego gwizdka.Ale byłem już daleko na rogu ulicy ibłyskawicznie skręcając, obejrzałem się przez ramię.Morgan leżał rozciągnięty w rynsztoku, a stojący nad nim policjant patrzył za mną wymachując ręką.Zobaczyłembłysk metalu w jego dłoni.Nadal krzyczał, żebym się zatrzymał, ale jego dłoń mówiła mi, żebym uciekał.Wziąłem głęboki oddech i skręciłem w przecznicę.Wróciłem do domu bardzo okrężną drogą.Musiałem zobaczyć się z Nellie, żeby jej wszystko wyjaśnić.Musiałempowiedzieć, co zrobiłem.Musiałem powiedzieć jej, żeby się nie martwiła.Ale kiedy dotarłem do skrzyżowania,przed swoim domem zobaczyłem biały dach policyjnego wozu.Stanąłem na rogu jak wryty, gapiąc się na samochódi dopiero wtedy dotarło do mnie, co zrobiłem.Teraz ścigały mnie gliny.Nie miałem odwagi pokazać się w domu.Przeszedłem na drugą stronę jezdni i ruszyłem wolno wzdłuż ulicy.Czułem w sobie głęboką, głuchą rozpacz.Mdliłomnie.Bez wątpienia spieprzyłem sprawę.Spojrzałem na zegarek.Parę minut po dziesiątej.Dureń ze mnie.Teraz niepozostawało mi nic innego, jak wrócić i oddać się w ichręce.Gdybym dalej uciekał, nie byłoby temu końca.Nigdy nie mógłbym wrócić.Zawróciłem w stronę domu.Równie dobrze mogę zrobić to zaraz.Wtedy sobie przypomniałem.Wszystko zaczęłosię od tego, że potrzebowałem kaucji.Nadal jej nie miałem.Zatrzymałem się ponownie i zacząłem się zastanawiać.Będę musiał zdobyć skądś pieniądze.Rodzice Nellie niemieli takiej sumy, nawet gdyby chcieli ją wyłożyć.Jedyną znaną mi osobą, która mogła mieć w łapie taką forsę, byłSam.Przypomniałem sobie, jak wyglądała nasza ostatnia rozmowa.Miała miejsce w dzień po urodzeniu się Vickie.Myślał wtedy, że przyszedłem po jałmużnę i przysiągłem sobie, że już nigdy go o nic nie poproszę.Ale teraz byłemw prawdziwych tarapatach.Nie miałem innego wyjścia.Mogłem iść albo do niego, albo do pudła.Dośćnarozrabiałem, żeby mnie mogli spokojnie zamknąć i wyrzucić przez okno klucz.Musiałem więc zwrócić się doSama.Wszedłem do cukierni na rogu i przejrzałem szybko książkę telefoniczną.Przez okno wystawowe widziałem wózpolicyjny stojący po drugiej stronie ulicy.Gliniarz w samochodzie pociągał sobie dymka.Odezwał się kobiecy głos.- Halo?- Z panią albo z panem Gordonem - powiedziałem szybko, nie spuszczając wzroku z samochodu.- Pani Gordon jest na wsi - usłyszałem.- A pan Gordon jeszcze w biurze.- Mogę prosić o numer? - spytałem.- Muszę się z nim natychmiast skontaktować.- Jasne - odpowiedziała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]