[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To ura-towało panu \ycie.Wiemy bardzo du\o.- I bardzo mało - tym razem to Wilichow wpadł w słowo roz-mówcy.- I bardzo mało - zgodził się Bzowski.- Jednak w zaistniałej sy-tuacji to my mamy przewagę.238- Co pan przez to rozumie?- Bursztynowa Komnata znajduje się na terytorium Polski.A przynajmniej jej większość, bo jest mo\liwe, \e jakieś skrzynie po-wędrowały do Niemiec lub Czech.Jak dla mnie, ładunek mo\e sobietutaj jeszcze długo pole\eć.Chyba \e się dogadamy.Na twarzy ambasadora zagościł szczery, szeroki uśmiech.- Proszę mi wierzyć, panie majorze, bardzo chętnie dojdę do po-rozumienia z Polakami.Jest tylko jedna przeszkoda.Zupełnie nie ro-zumiem, o czym pan mówi.Bzowski uśmiechnął się równie szeroko.- Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się innej odpowiedzi.- Nie mógł pan.Trudno bowiem ustosunkować się do kwestii, októrych człowiek nie ma najmniejszego pojęcia.Ocknął się z potwornym bólem głowy.Pierwsze, o czym pomy-ślał to to, \e owo straszne kopnięcie nie mogło być jednak uderze-niem pocisku.Po śmierci na pewno nie mo\e tak okrutnie łupać podczaszką.Siedział, a właściwie półle\ał na czymś miękkim.Otworzyłoczy.Elegancki skórzany fotel.Poruszył się ostro\nie, aby nie roz-dra\nić strasznego demona w głowie, uzbrojonego najwyrazniej wmłot pneumatyczny.- Wreszcie - usłyszał wypowiedziane po rosyjsku słowa.Dolaty-wały z daleka, jakby przemawiający znajdował się w sąsiedniej ga-laktyce.- Ju\ myślałem, \e Rusłan zrobił z ciebie warzywo.Tookrutny kawał chłopa, a pociągnięcie ma jak Tyson w najlepszychczasach.Powiedział coś szybko po czeczeńsku.Silne ręce chwyciły Wroń-skiego pod ramiona, postawiły na nogi.Miał problemy ze zognisko-waniem wzroku.Dopiero kiedy mocno spiął się w sobie, zobaczyłSelima, rozpartego w identycznym fotelu jak ten, z którego właśniego podniesiono.- Zabiłeś go - powiedział spokojnie boss.- Od samego początkuzamierzałeś go zabić, a nie przesłuchać, zgadza się? Ta polska dziw-ka opowiedziała dokładnie przebieg waszej rozmowy.239Michał nie odpowiedział.Nie miało sensu otwierać ust, \eby po-twierdzić oczywistość, a poza tym na myśl o odezwaniu się, poczułfalę mdłości.- Oszukałeś mnie - ciągnął Czeczen.- Patrzyłeś mi w oczy i łga-łeś.- Gdybym powiedział prawdę - Wroński przełknął ślinę, z tru-dem pokonał nudności - nie pozwoliłbyś mi go odszukać.Selim przymknął oczy, odchylił głowę na oparcie.- Za coś takiego - rzekł po chwili - nale\y ci się kula w łeb.- Nie ma sprawy - wzruszył ramionami Michał.- Hardy jesteś.Ale jest w tym wszystkim coś, czegoś nie rozu-miem.śyje przecie\ jeszcze ten drugi, który był mocodawcą Saszki.Jego te\ powinieneś chcieć dopaść.Michał zachwiał się i byłby upadł, gdyby nie podtrzymali go go-ryle Czeczena.- Aazarza poszukuje juz cały wywiad, kontrwywiad i policja.Do-padną go albo nie, nie wiem.Jednak będzie musiał wieść \ycie ściga-nego, wściekłego psa.A Saszce by się pewnie znowu upiekło, bo topłotka, szkoda na takiego energii.- Ale nie tobie.- Ale nie mnie.Selim otworzył oczy, spojrzał na Michała.- Oszukałeś mnie - powtórzył.- A ja bardzo tego nie lubię.Po-winieneś być ze mną szczery.Nie wiem, czy dałbym ci zezwoleniena zabicie Saszki, gdybyś powiedział prawdę.Nie wiem, jaki miał-bym w tamtym momencie kaprys.Jednak pamiętaj, \e ja rozumiem,co to honor.- Gówno masz, nie honor - Wroński podniósł dumnie głowę.-Mogę to powiedzieć w obliczu śmierci, człowieku.Pieprzyć taki ho-nor jak twój.Jesteś zwykłym zbójem.Małym, płaskim.Zgiął się, złamany potę\nym ciosem w \ołądek.Demon w głowietym razem u\ył nie młota, ale gruszki do rozbijania ścian domów.Porucznik wyprostował się z trudem.- Małym, płaskim skurwysynem - dokończył.- Jak wszyscy po-dobni do ciebie.240Przed kolejnym uderzeniem powstrzymało ochroniarza niecier-pliwe machnięcie ręki Selima.- Mo\e jestem małym, płaskim skurwysynem - wycedził - aleskurwysynem, który trzyma cię w \elaznych szponach.Mogę z tobązrobić wszystko!- A rób sobie! Mam to głęboko w dupie.22Grigorij Stańko szedł długim korytarzem.Wielokrotnie ju\ prze-mierzał tę drogę, jednak nigdy dotąd ściany nie wydawały się takciemne, światło stylowych kinkietów tak skąpe, a wzory kasetonówdębowego plafonu tak przygnębiające.Stanął przed drzwiami poły-skującymi elegancką czernią.Nie było na nich wypolerowanej mo-się\nej wizytówki z nazwiskiem i funkcją człowieka, który czekał podrugiej stronie.Jedyny znak, jaki tutaj umieszczono, stanowiła nie-wielka cyfra jeden, połyskująca tu\ nad poziomem oczu.Rosyjscyprzywódcy zawsze dbali o dyskrecję z jednej strony, a o odpowiedniąoprawę i presti\ z drugiej.Takich pokoi jak ten na Kremlu było kilka.Ka\dy oznaczony odpowiednią cyfrą wykonaną z dwudziestocztero-karatowego złota.To jednak nie gabinety, które nale\ą do ściśle okre-ślonego człowieka.Raczej chodzi o rangę spraw, jakie się w nichzałatwia.Po otwarciu drzwi mo\na się spodziewać, \e petent ujrzysamego prezydenta, ale równie dobrze ministra, a nawet ni\szegourzędnika.Stańko przełknął ślinę.Tajny pokój w tajnym korytarzu.Nieraz słyszy się opowieści, \e w starej siedzibie carów są miejsca,do których nikt nie wchodzi.Jedni mówią, \e straszą tam pokutująceduchy władców-morderców, od najdawniejszych czasów począwszy,na Stalinie i Bre\niewie skończywszy.Inni utrzymują, jakoby odpra-wiano tam tajemne obrzędy czy inicjacje i w związku z tym są tomiejsca tabu.Trudno się dziwić takim spekulacjom, szczególnie jeśliktoś przeczytał pozycję Kreml w cieniu szatana.Stańko wiedziałjednak swoje - to są naje\one elektroniką, zabezpieczone przedszpiegami miejsca, bezpieczne enklawy zupełnie odcięte od ze-wnętrznego świata
[ Pobierz całość w formacie PDF ]