[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O winę tu łatwiej niż gdzie indziej; ale też i poprawa nigdzie takrychło nie następuje!A mówiąc to; miał pan więcej jeszcze Babinicza na myśli ni Zagło-bę, zaś o Babiniczu myślał dlatego, że młody junak właśnie poprzed-niego dnia pokłonił się do nóg królewskich z prośbą, by mu na Litwęnie było wzbroniono jechać.Mówił, że chce tam wojnę ożywić i Szwe-dów podchodzić, jak niegdyś Chowańskiego podchodził.A ponieważkról i tak miał zamiar posłać tam doświadczonego w podjazdowej woj-nie żołnierza, więc pozwolił, opatrzył, pobłogosławił i jeszcze mu cze-goś tam po cichu do ucha życzył, po którym życzeniu padł mu młodyrycerz do nóg jak długi.Po czym nie zwłócząc ruszył razno na wschód.Subaghazi, znacz-nym podarkiem ujęty, pozwolił mu nowych pięciuset dobrudzkich or-dyńców z sobą zabrać, szło więc za nim półtora tysiąca ludzi dobrych,siła, z którą można było przecie coś począć.I paliła się głowa junackachęcią bojów i wojennych czynów, śmiała mu się nadzieja sławy; sły-szał już, jak cała Litwa wymawia z chlubą i podziwem jego imię.Sły-szał zwłaszcza, jak powtarzają je jedne kochane usta, i dusza dostawałamu skrzydeł.A jeszcze i dlatego tak mu się jechało razno, że gdzie przyjechał,tam pierwszy szczęsną wieść zwiastował, iż Szwed pobit i Warszawawzięta.Warszawa wzięta! Gdzie zatętniły kopyta jego konia, tam całeokolice rozbrzmiewały tymi słowami, tam lud witał go z płaczem nadrogach, tam bito we dzwony po kościołach i śpiewano Te Deum lau-damus! Gdy jechał lasem, to sosny ciemne, gdy polami, to łany zbóżzłocistych wiatrem kołysane, zdawały się powtarzać, szumiąc radośnie: Szwed pobit! Warszawa wzięta! Warszawa wzięta!NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG167ROZDZIAA 15Jakkolwiek Ketling bliskim był osoby księcia Bogusława, jednakżenie wszystko wiedział i nie wszystko umiał opowiedzieć Kmicicowi, cosię działo w Taurogach, albowiem zaślepiało go to, że sam się w Bille-wiczównie kochał.Bogusław innego także miał powiernika, a mianowicie pana Sako-wicza, starostę oszmiańskiego, i ten jeden tylko wiedział, jak głębokozabrnął książę w afekt dla swej wdzięcznej branki oraz jakich sposo-bów używał, aby jej serce i osobę posiąść.Miłość ta była po prostu żądzą piekącą, bo do innych uczuć serceBogusławowe nie było zdolne, ale tak gwałtowną, iż ów doświadczonyw amorach kawaler głowę tracił.I nieraz wieczorami, gdy zostali zestarostą oszmiańskim sam na sam, chwytał się Bogusław za włosy, wo-łając: Gorzeję, Sakowicz, gorzeję!Sakowicz wnet sposób znajdował. Kto chce miód wybrać mówił musi pszczoły odurzyć, a małożto durzących dryjakwi ma medyk waszej książęcej mości? Dziś musłowo rzec, jutro będzie po harapie.Lecz książę nie chciał chwytać się tego sposobu, a to z rozmaitychprzyczyn.Naprzód, któregoś dnia pojawił mu się we śnie stary puł-kownik Billewicz, dziadek Oleńki, i stanąwszy wedle wezgłowia, wpa-trywał się w niego, aż do pierwszego piania kogutów, groznymi oczy-ma.Bogusław ten sen zapamiętał, tak zaś był ów rycerz bez trwogiprzesądny, tak się bał czarów, sennych ostrzeżeń i nadprzyrodzonychzjawisk, iż dreszcz go przejmował na myśl, w jakiej grozie i w jakiejpostawie pojawiłoby się po raz wtóry owo widziadło, gdyby za radąSakowicza poszedł.Sam starosta oszmiański, który w Boga nie bardzowierzył, ale snów i czarów bał się także, zachwiał się nieco w radach.Drugą przyczyną powściągliwości Bogusławowej było to, że Wo-łoszka bawiła z pasierbicą w Taurogach.Nazywano Wołoszkąksiężnę Januszową Radziwiłłową.Pani ta pochodząc z kraju, w którymniewiasty dość wolne miewają obyczaje, nie była wprawdzie zbyt su-rową, owszem, może aż nadto na uciechy dworzan i fraucymeru wyro-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG168zumiała, jednakże nie mogłaby ścierpieć, aby pod jej bokiem człowiek,mający być mężem jej pasierbicy, spełnił występek wołający o pomstędo nieba.Lecz i pózniej, gdy wskutek namów Sakowicza i z wolą księciawojewody wileńskiego Wołoszka wyjechała z księżniczką Janu-szówną do Kurlandii, Bogusław nie ośmielił się na występek.Bał sięstraszliwego krzyku, który by na Litwie całej powstać musiał.Billewi-czowie, ludzie możni, nie omieszkaliby go gnębić procesem, prawo zaśkarało podobne uczynki utratą mienia, czci i gardła.Radziwiłłowie byli wprawdzie dość potężni i mogli deptać po pra-wie, lecz gdyby zwycięstwo przechyliło się w wojnie na stronę JanaKazimierza, wówczas i tak mógł młody książę popaść w srogie termi-ny, w których zbrakłoby mu potęgi, przyjaciół i popleczników.A wła-śnie trudno już było przewidzieć, jak się wojna skończy, gdy Kazimie-rzowi co dzień sił przybywało, Karolowa zaś potęga malała koniecznąludzi utratą i wyczerpywaniem się pieniędzy.Książę Bogusław, człowiek popędliwy, ale i polityk, liczył się z po-łożeniem.%7łądze trawiły go ogniem, rozum doradzał powściągliwość,strach zabobonny kiełznał porywy krwi, jednocześnie przyszły nańchoroby, jednocześnie zwaliły się sprawy wielkie a pilne, od którychczęstokroć los całej wojny zależał, i te wszystkie przyczyny targałyduszę książęcą, aż ją znużyły śmiertelnie.Wszelako nie wiadomo, jak by się skończyła walka, gdyby i nie mi-łość własna Bogusławowa.Był to pan niezmiernego o sobie rozumie-nia.Poczytywał się za niezrównanego statystę, wielkiego wodza, wiel-kiego rycerza i niezwyciężonego zdobywcę serc niewieścich Miałżebyuciekać się do siły lub odurzających napojów on, który skrzynię kowa-ną listów miłosnych od różnych znamienitych zagranicznych dam zesobą woził? Miałyżby jego dostatki, jego tytuły, jego potęga, królew-skiej niemal równa, jego wielkie imię, uroda i dworność nie wystarczyćdo pokonania jednej trusi szlacheckiej?A przy tym, o ileż triumf większy, o ileż więcej rozkoszy, gdy opórdziewczyny sfolżeje i gdy sama dobrowolnie, z bijącym jak u schwyta-nego ptaka sercem, z palącą twarzą i oczyma zaszłymi mgłą, obsuniesię w te ramiona, które się ku niej wyciągają.Bogusława przechodził dreszcz na myśl o tej chwili i pragnął jej takprawie mocno jak samej Oleńki.Spodziewał się ciągle, że taka chwilanastąpi, zżymał się, niecierpliwił, łudził samego siebie, czasem zdawa-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG169ło mu się, że jest od niej bliżej, czasem, że dalej, i wówczas wołał, żegorzeje, lecz pracować nie przestawał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]