[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawiniętą fotografię - gdy już na nią spojrzałem i nie chciałem jejwidzieć, a potem popatrzyłem troszeczkę, bardzo krótko, bo trudnopatrzeć, a jeszcze trudniej powstrzymać się od patrzenia - ponowniezawinąłem w satynową szmatkę i schowałem; nigdy nie powinna byłami się pokazać i ja też nie powinienem pokazywać jej nikomu.Są takieobrazy, które zapadają w pamięć, choćby były tylko błyskiem, to wła-śnie przydarzyło mi się z tą fotografią, potrafiłem nawet narysować jąszczegółowo z pamięci i zrobiłem to nieoczekiwanie, uporządkowaw-szy biurko Wheelera, wszystko wróciło na swoje miejsce, tym sposo-bem oszczędzałem przykrego widoku Peterowi i pani Berry, gdy wejdątu rano, z pewnością wcześniej niż ja: musiało być już strasznie pózno,wolałem nie wiedzieć jak bardzo.Ogólnie rzecz biorąc, uważam, że ojciec miał po wojnie szczęście,bo wielu zwycięzców myślało wtedy tylko o odwecie, o przypadkachpodobnych do tego, jaki przydarzył się memu wujowi, i o dużo gor-szych, a także o dawnym strachu i dręczącej frustracji, o okazanej sła-bości lub uzyskanym współczuciu albo o czymś urojonym, albo nie-rzadko o niczym - atmosfera bardzo sprzyjała zemście, uzurpacji, wy-równywaniu rachunków oraz realizacji najbardziej nieprawdopodob-nych marzeń wysnutych z mściwości, zawiści i furii - a niektórzy, mą-drzejsi, snuli w myślach szersze, dalekosiężne, nie tak impulsywne ibardziej abstrakcyjne plany, których konsekwencje, w przypadku wcie-lenia ich w życie, miały być równie krwawe: planowali całkowiciewyeliminować wroga, wyeliminować pokonanych, potem wyelimino-wać każdego, kto jest neutralny i nieokreślony, kto nie jest fanatykiem,każdego, kto nie jest entuzjastą, a wreszcie każdego umiarkowanego iniezdecydowanego, i niemrawego, w każdej zaś sytuacji wszystkich,którzy wydadzą się antypatyczni.197Wracałem zatem do pytań zadawanych ojcu, odczekawszy jakiśczas, starałem się przycisnąć go trochę bardziej, nigdy za bardzo, niechciałem wpędzić go w zły humor ani w melancholię.Nie pamiętam,jak pojawiał się ten temat, ale zawsze pojawiał się sam z siebie, nigdynie przychodziło mi do głowy, żeby go forsować.Powiedziałem naprzykład do ojca: A w sprawie Del Reala naprawdę nic nie wiedziałeś czy tylko niechciałeś nam tego opowiedzieć?Spojrzał na mnie niebieskimi oczyma, których po nim nie odziedzi-czyłem, ze zwyczajną dla niego zacnością - zacności też mi nie przeka-zał, a przynajmniej nie tak dużą - i odpowiedział: Nie wiedziałem.Wychodząc z więzienia, czułem już do niego takieobrzydzenie, że nie było sensu dowiadywać się więcej.Ani przez osobytrzecie, ani bezpośrednio. Przecież tak naprawdę nic nie stało na przeszkodzie, żebyś go wte-dy odnalazł albo zadzwonił do niego i powiedział: Co się dzieje? Odbi-ło ci? Dlaczego chcesz mnie zabić?. To by znaczyło, że przyznaję mu znaczenie, na które nie zasługi-wał bez względu na to, jaki podałby mi powód, a najprawdopodobniejnie podałby żadnego, nawet by nie próbował, nie było warto.Zająłemsię własnym życiem i starałem się o nim nie myśleć, nawet gdy dotyka-ły mnie represje i dostałem za jego sprawą wilczy bilet, wykazał tudużą inicjatywę.Wykasowałem go ze swego życia.To było najlepszerozwiązanie, jestem przekonany.Nie tylko ze względu na mój standucha, także ze względów praktycznych.Nigdy więcej go nie spotka-łem ani nie miałem z nim najmniejszego kontaktu, a kiedy wiele latpózniej, chyba w latach osiemdziesiątych, nawet dobrze nie pamiętam,dowiedziałem się, że umarł, nic nie poczułem, nie poświęciłem mu anijednej myśli.W gruncie rzeczy dla mnie był już martwy od kilku200dziesięcioleci, od dnia świętego Izydora w trzydziestym dziewiątymroku.Na pewno możesz to zrozumieć. Tak, to akurat dobrze rozumiem , odpowiedziałem. Nie rozumiemjednak, nigdy nie rozumiałem, jak mogłeś niczego nie podejrzewać, niedostrzec, co się święci, będąc z nim tak blisko przez tyle lat, przecieżmusiało to tkwić w jego charakterze.Ani nie rozumiem, dlaczego on tozrobił, dlaczego ludzie robią takie rzeczy, szczególnie że wcale niemuszą.Musiało się coś między wami wydarzyć, musiały być jakieśpretensje, jakaś sprzeczka, nie wiem, może zalecaliście się do tej samejkobiety, czy ja wiem, może nieświadomie go czymś uraziłeś albo nawetnie uraziłeś, ale on poczuł się urażony.Jestem pewien, że się nad tymzastanawiałeś, rozmyślałeś o tym wielokrotnie, wracałeś myślą wstecz.Nie wierzę, że tego nie robiłeś, przynajmniej wwiezieniu, przecież niewiedziałeś, co cię czeka.Potem.tak, potem wierzę, że nie, że nie za-stanawiałeś się więcej nad tym.W to łatwo mi uwierzyć. Nie wiem , odpowiedział ojciec i przyjrzał mi się z zainteresowa-niem, niemal z ciekawością, jakby po części z szacunkiem odwzajem-niał zainteresowanie i ciekawość, jakie ja okazywałem jemu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]