[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Liisa aż otworzyła usta, przenoszącwzrok z papieru na Rozę i z powrotem.Tymczasem Ville po prostu odwrócił misę do góry dnem nad stolikiem i lukrowane migdały wysypały się z niej niczym brązowy kwiat.Na wierzchuspoczęła serwetka z dna niczym śnieżna kołderka.- Narysował też Lily jako dorosłą - mówił dalejVille, stojąc z misą w dłoniach.Mattias podał Liisie ten rysunek, nie patrząc nanią.Jakże chciał ją prosić, by się nie wstydziła.Chciał powiedzieć, że to wszystko jego wina, a niejej, że to on wykorzystał chwilę jej słabości.Ale tobyło niemożliwe.Uderzyło go, że Liisa pewnie nieprzyjęłaby jego przeprosin.Niczego by nie zmieniły.Liisa nadal będzie ubierać się w swoje zbrojez sukienek, niezależnie od jego argumentów.- Tak, Lily może tak wyglądać - stwierdziła z zastanowieniem Liisa.- Wokół niej rosną lilie - dodała Roza.- Naprawdę? - spytała Liisa i z zainteresowaniemwpatrzyła się w papier.Nigdy nie widziała lilii, więcchętnie przyjrzy się kwiatom, których imię nosi córeczka Rozy.- To te?- Właściwie nazwaliśmy ją po konwaliach - wytłumaczyła Roza.- Są o wiele bardziej niepozorneniż lilie.- Jeśli wyrośnie na taką kobietę, na pewno nie będzie niepozorna - stwierdziła Liisa rzeczowo.- Alenic dziwnego, po takiej matce!Zerknęła w stronę szwagierki, która nadal kurczowo trzymała w dłoniach ten sam rysunek.- A to kto? - spytała.- Wiecie, kto to jest? Jegoubranie wydaje się współczesne.No, może nie w Al-ta, ale gdzieś indziej.On nie wygląda na całkiem dobrego człowieka, jakby dziki.- To ojciec Lily - wyjaśniła Roza.Liisa wpatrzyła się w Rozę.Zapomniała, że niepowinna zbliżać się do Mattiasa, i skoczyła za fotelRozy, by przyjrzeć się dokładniej.Nawet nie zauważyła, jak położyła dłoń na ramieniu zarównoMattiasa, jak i Rozy.Stała pomiędzy nimi, wpatrując się w rysunek spoczywający na kolanach Rozy.Nawet Ville dołączył do nich z ciekawością.- To przecież niemożliwe! - protestowała Liisa.-Przecież to niemożliwe! Ojciec Lily?- Przecież wiem, jak wyglądał - ucięła Roza.- To on.Seamus został przedstawiony ubrany w obcisłe,robocze spodnie, czarne buty do konnej jazdy, głęboko rozpiętą, cienką koszulę i niedbale wiszącą kamizelkę.Zsunięty w tył kapelusz odsłaniał wijące sięwłosy.Roza poczuła przemożną chęć dotknięciaich.Seamus spoglądał wyzywająco, trzymając tymspojrzeniem na dystans.Twarz miał szczupłą, policzki niemal zapadnięte.Prosty, duży nos nad wąską górną wargą i pełną dolną.Wyraz twarzy miałpoważny, nawet bez swego drapieżnego uśmiechu.Stał w stajni, którą Roza rozpoznała.To stajniaFranka 0'Shaughnessy.- Nadal wygląda niebezpiecznie - zachichotałaLiisa, odsuwając się.Uświadomiła sobie, że dotknęła Mattiasa! Miała nadzieję, że nie odczytał tego niewłaściwie.Nie czyniłaby mu przecież awansów, gdyw dodatku siedział obok swojej żony! Nie chciałaby, żeby myślał o niej zle.- Wygląda na mężczyznę, który mógłby zabićw obronie własnej i swoich bliskich - stwierdził Villepo namyśle.- Jest pociągający - dodał, zbierając kosęspojrzenie Mattiasa, przestraszone Liisy i gardłowyśmiech Rozy.- W nonszalancki sposób - sprecyzował.- To właściwie nie jest dziwne - stwierdziła Liisa, siadając na swoim krześle - że on narysował teżjego.Skoro narysował ciebie i Lily, których takżenie znał, nic dziwnego, że narysował i jego.Nawetjeśli to cudzoziemiec.- To jest on - potwierdziła Roza.Zerknęła w stronę Mattiasa, jakby to przedewszystkim jego chciała przekonać.On się nie odezwał ani słowem, od kiedy wyciągnęła ten rysunek.Był przekonany.To był mężczyzna z jego własnych wizji.Ten, który kazał mu trzymać się z dala od Rozy,mówiąc, że Roza była jego.Tylko jego.- To jest Seamus 0'Connor - oświadczyła Roza.-Ojciec Lily.- Irlandczyk! - Ville zacmokał językiem i wrzucił do ust kilka migdałów.Possał z przyjemnościąlukrową polewę i zaraz potem je rozgryzł.- Nicdziwnego, że odebrałem go jako wspaniale nieoswo-jonego i niemal niebezpiecznego - dodał, zerkającpsotnie na Rozę.- A więc, Rozo Samuelsdatter,miałaś także swoją irlandzką przygodę?Nie odpowiedziała.- Ale - westchnął Ville - nie będę cię męczył pytaniami, gdy obok ciebie siedzi twój mąż, który teżwygląda na dzikiego i niebezpiecznego, choć to nieIrlandczyk.Porozmawiamy o tym innym razem,Rozo.Nie wymkniesz się tak łatwo.Skoro się powiedziało a", trzeba powiedzieć b".- Dosyć tego! - uciął Mattias.- Oczywiście - zgodził się szybko Ville i zmieniłtemat: - Czy nie mieliśmy obejrzeć tej tajemniczejmisy? Musi spełnić jakąś misję po tych stu latach.Skoro już dotarła tu z Kengis.- Obrócił ją w dłoniach.- Jest ładna, są tu ptaki i kwiaty.Pewnie sięjakoś nazywają, ale ja nigdy nie byłem mocny z botaniki.Skakanie po łąkach i górach i zbieranie roślin wydawało mi się nudne.Wolę bukiety.Pięknebukiety.Sztukę, jaką stanowi ułożenie kompozycjiz delikatnych róż i wspaniałych lilii.- Uśmiechnąłsię i skłonił lekko w stronę Rozy, jakby to jej chciałprzekazać ten komplement.- Może ty lepiej rozpoznasz te kwiaty, Mattiasie!Mattias przejął misę i podszedł blisko do jednejz lamp.Znał te kwiaty i znał ich nazwy.Rosły naterenach smaganych ostrymi wiatrami, gdzie nic niewyciągało się wysoko nad ziemię, bo zostałoby złamane.Były to kwiaty i mchy, no i ptaki.Ale ich nazwy nie przekazywały żadnego przesłania.- Nic z tego nie rozumiem - rzekł.- Ale w każdym razie jest ładna - stwierdziła Lii-sa.- Możesz tam trzymać ciasteczka albo kwiaty.- Albo lukrowane migdały - podpowiedział Vil-le, sięgając znowu po przysmak.- Zaczekajcie! - rzucił Mattias.Przytrzymał misę ukośnie pod lampą.Kiedyostatnio ją oglądał w kamiennym domku, wnętrzebyło brudne od wody, w której stały bukieciki fiołków.Misa służyła za wazon przez długi czas i dlatego nikt nie czyścił jej wnętrza.Teraz jednak Marja to zrobiła.- To nie chodzi o jej powierzchnię - oznajmił -tylko o wnętrze!Roza odłożyła wreszcie rysunek przedstawiającySeamusa CConnora i podeszła szybko do Mattia-sa.Chwyciła za brzeg misy i nachyliła ją tak, by teżzobaczyć wnętrze.Wymienili spojrzenia, ale żadnez nich nie puściło misy.- To jest mapa - powiedziała Roza.- To jest mapa - powtórzył za nią Mattias.-W środku tej cholernej misy jest mapa!Ville i Liisa też chcieli zobaczyć.Stanęli ciasnowokół i starali się coś dostrzec w plątaninie cienkich linii wewnątrz misy.Wtedy do bibliotekiwszedł Pekka i odchrząknął, by zwrócić ich uwagę.- Przybył tu ktoś - oznajmił na swój sztywny sposób, mimo że jego szwedzki miał miękki, fiński akcent.- Mówi, że szuka Hugona Runefelta.Nie powiedziałem mu, że pan nie żyje.Roza puściła misę.- Dobrze, Pekka.Sama mu to powiem.Pewnie tojeden ze znajomych Hugona, do którego nie dotarły smutne wieści.- Nie sądzę - odparł Pekka, zatrzymując Rozę.-Zmiem twierdzić, że ten człowiek jest Norwegiem.Roza odsunęła go zdecydowanym ruchem na boki poszła energicznie w stronę holu.Jej niebieskaspódnica rozwinęła się przy tym na kształt tulipana.Tuż przy drzwiach wejściowych, ze zniszczonąskórzaną torbą Wielkiego Samuela u stóp, stał Ole
[ Pobierz całość w formacie PDF ]