[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spanielka o długich, miękkich jak satyna uszach obróciła głowę.Jej biały, ucięty ogonek zadrżał odrobinę, pytająco.Uniosła lekkobrązowo-biały pysk.Ale nie podeszła do pana.Doug Carson zbliżył się jeszcze o krok.- Chelsea! Dobra psina.Chodz tu, Chelsea.Chodz! - Pstryknąłpalcami.41RS- Czy wyczuwasz, co się dzieje z tymi psami? - wymamrotałDamon.Stefano pokręcił głową, nie odwracając wzroku od okna.- Nie - odparł krótko.- Ja też nie.- Damon miał zwężone zrenice i przechylił niecogłowę, oceniając to, co widzi, a jego lekko odsłonięte zęby skojarzyłysię Elenie z pyskiem wilczura.- A powinniśmy coś czuć.Jakieśemocje, które moglibyśmy podchwycić.A za każdym razem, kiedyusiłuję wtargnąć w umysły tych psów, napotykam mur.Elena żałowała, że nie wie, o czym oni mówią.- Jak to: wtargnąć im w umysły? Przecież to są psy.- Pozory mylą - odparł ironicznie Damon, a Elena pomyślała otęczowych światłach tańczących na piórach kruka, który towarzyszyłjej od pierwszego dnia szkoły.Gdy przyjrzała się bliżej, widziałapodobne odblaski w jedwabistych włosach Damona.- A w każdymrazie zwierzętami też targają emocje.Jeśli masz wystarczająco potężnąmoc, możesz badać ich umysły.Moja moc nie jest dość silna, pomyślała Elena.Zdziwiło ją ukłuciezazdrości, które poczuła.Jeszcze kilka minut wcześniej tuliła sięrozpaczliwie do Stefano, pragnąc za wszelką cenę pozbyć się wszelkiejmocy, jaką miała, przemienić się z powrotem.A teraz żałowała, że niejest potężniejsza.Damon zawsze wywierał na nią dziwny wpływ.- Może i nie udało mi się przejrzeć Chelsea, ale nie sądzę, byDoug poradził sobie lepiej - powiedział głośno.Stefano wciąż wyglądał przez okno ze zmarszczonymi brwiami.Przytaknął Damonowi.- Też nie sądzę.- No chodz, Chelsea, grzeczna sunia.Chodz tu.- Doug Garsondotarł prawie do pierwszego rzędu psów.I ludzie, i psy wbijali wniego wzrok, wstrzymali oddech.Gdyby nie to, że Elena widziałaboki jednego czy dwóch psów unoszące się lekko, gdy oddychał,pomyślałaby, że ogląda jakąś wielką wystawę w muzeum.42RSDoug przystanął.Chelsea patrzyła na niego zza corgiego isamojeda.Doug strzyknął językiem, wyciągnął dłoń, zawahał się namoment, po czym przysunął się nieco.- Nie - powiedziała Elena.Patrzyła na rottweilera.Napinałmięśnie.- Stefano, wyślij mu myśl, każ mu stamtąd iść.- Dobrze.- Stefano się skoncentrował, ale pokręcił bezradniegłową.- Nie dam rady.Jestem słaby.Nie zrobię tego z takiejodległości.A tam, na dole, Chelsea wyszczerzyła kły.Rudozłoty airedaleterier podniósł się jednym cudownie miękkim ruchem, jak gdyby ktośgo poderwał do lotu.I wtedy wszystkie ruszyły do ataku.Elena nie widziała, który piesbył pierwszy.Skoczyły równocześnie.Sześć uderzyło w Douga z takąsiłą, że powaliły go na plecy.Zniknął pod masą kłębiących się ciał.Powietrze drgało od wściekłego ujadania, które wibrowało poddachem kościoła i przyprawiło Elenę o natychmiastowy ból głowy,niskiego, gardłowego powarkiwania, które bardziej czuła, niż słyszała.Ludzie rozbiegli się, przerazliwie krzycząc.Elena zobaczyła kątem oka Alarica Saltzmana.On jeden niezerwał się do ucieczki.Nie ruszał się z miejsca, a Elenie wydawało się,że porusza ustami i wykonuje jakieś ruchy dłońmi.Zapanował totalny chaos.Ktoś uruchomił węża ogrodniczego iskierował strumień wody na kotłujących się ludzi i zwierzęta, ale nicto nie dało.Psy oszalały.Pysk Chelsea ociekał krwią.Elena myślała, że serce wyskoczy jej z piersi.- Oni potrzebują pomocy! - krzyknęła, a Stefano w tej samejchwili odsunął się od okna i ruszył szybko po schodach, przeskakującpo trzy stopnie naraz.Elena sama była już w pół drogi na dół, gdyuświadomiła sobie dwie rzeczy: że Damon nie poszedł za nimi, i żenikt nie może jej zobaczyć.Inaczej wszyscy wpadliby w histerię i panikę.Zadawalibypytania, a po usłyszeniu odpowiedzi czuliby strach i nienawiść.Cośpotężniejszego niż współczucie i chęć pomocy zatrzymało ją wmiejscu, przyparło ją do ściany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]