[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewien wewnętrzny głos bardziej dorosły uparcie twierdził, że lepszy rydz niż nic iwiększość reporterów na świecie byłaby gotowa zabić, aby móc choćby powąchać tego rydza,czymkolwiek miałby się okazać.Lecz John Leandro miał znacznie mniej niż dwadzieścia cztery lata.Gdy David Brightdoszedł do wniosku, że widzi w nim pokazną porcję neptka, wcale się nie pomylił.Naturalnie, istniały pewne powody takiego stanu rzeczy, ale nie zmieniały faktu.Leandro czułsię jak debiutant w lidze seniorów, który w pierwszym meczu staje na pozycji pałkarza,dostaje potężny narzut i odbija tak mocno, że może dotrzeć do trzeciej bazy.Niezle& ale głosw jego sercu woła: Hej, Boże, jeżeli dałeś mi taką cudowną szansę, dlaczego nie pozwalasz mijej wykorzystać do końca?Do Haven Village miał niecałą milę.Mógłby tam dojść w ciągu piętnastu minut& aledobrze wiedział, że wtedy nie wystarczyłoby mu powietrza, żeby się wydostać z zatrutegoterenu.Cholera, gdybym wypożyczył dwa aparaty.Nawet gdybyś o tym pomyślał, nie miałeś kasy na pieprzoną kaucję za dwa.Pytanie brzmi:czy jesteś gotów umrzeć dla swojej sensacji, czy nie, Johnny?Nie był gotów.Jeśli jego zdjęcie miało się ukazać na okładce Newsweeka , nie chciał,żeby widniało w czarnej obwódce.Powlókł się w stronę granicy Troy.Po kilkudziesięciu krokach zdał sobie sprawę, żesłyszy odgłos silników wielu silników, ale bardzo słaby.Coś się dzieje po drugiej stronie miasta.Równie dobrze mogłoby się coś dziać po ciemnej stronie księżyca.Daj sobie spokój.Jeszcze raz spojrzał niespokojnie w stronę lasu, ruszył dalej.Uszedł kilkanaście kroków iusłyszał inny dzwięk: ciche buczenie, zbliżające się do niego z tyłu.Odwrócił się.I opadła mu szczęka.W Haven przez większą część lipca odbywał sięMiejski Festiwal Dziwnych Urządzeń.Jednak w miarę jak postępowała przemiana ,mieszkańcy miasteczka stopniowo tracili zainteresowanie takimi wynalazkami& ale aparatyzostały, jak dziwne bezużyteczne bibeloty, w rodzaju tych, które Gardener widział w szopieBobbi.Wiele z nich z braku lepszych rozwiązań wykorzystano jako strażników granic Haven.Hazel McCready siedziała w swoim gabinecie w ratuszu przed rzędem słuchawek i szybkosprawdzała wszystkie po kolei.Była wściekła, że zlecono jej takie nudne zadanie, podczasgdy przyszłość wszystkiego ważyła się w tej chwili na farmie Bobbi.Ale teraz& ktoś wkońcu wszedł do miasta.Ciesząc się z urozmaicenia nudy, Hazel ochoczo zajęła się intruzem.7To był automat do coca coli, który wcześniej stał przed sklepem Coodera.Leandro wrósłw ziemię ze zdumienia, patrząc, jak maszyna zbliża się do niego: śmieszny czerwono białyprostokąt wysokości sześciu i pół stopy i szerokości czterech.Automat ciął powietrze, mknącmniej więcej osiemnaście cali nad powierzchnią drogi.Wpadłem do reklamy, pomyślał Leandro.Jakiejś pokręconej reklamy.Za parę sekundotworzą się drzwi tej maszyny i wyleci z niej O.J.Simpson.Zabawna myśl.Leandro zaczął się śmiać.I kiedy się śmiał, przyszło mu do głowy, że tomoże być zdjęcie& Boże, ależ zdjęcie.Automat do coli leci nad jednopasmową wiejskąasfaltową drogą.Chwycił nikona.Maszyna do coli, nucąc do siebie, obleciała dookoła samochód Leandra izaczęła się zbliżać.Wyglądała jak halucynacja szaleńca, lecz widok jej przedniej ścianyświadczył, że jakkolwiek ktoś chciał wierzyć, że jest inaczej była prawdziwa.Wciąż chichocząc, Leandro zorientował się, że automat nie zamierza się zatrzymać anawet nabiera szybkości.Czym tak naprawdę jest automat do napojów? Lodówką oklejonąreklamami.A lodówki są ciężkie.Maszyna do coli jak czerwono biały pocisk kierowanynadlatywała prosto w Leandra.Wiatr cicho pogwizdywał w otworze do zwrotu monet.Leandro zapomniał o zdjęciu.Odskoczył w lewo.Automat do coli trafił go w prawą goleńi złamał ją.Na chwilę noga Leandra zmieniła się w błyskawicę czystego bólu.Wrzasnął wzłotą maseczkę, lądując na brzuchu i rozdzierając sobie koszulkę.Nikon wyleciał na całądługość paska i z trzaskiem uderzył w żwir pobocza.Skurwysynu, ten aparat kosztował czterysta dolarów!Wygramolił się na kolana i odwrócił.Z rozoranej skóry na piersi sączyła się krew, w nodzetętnił przeszywający ból.Maszyna do coli zawróciła.Przez chwilę wisiała w powietrzu, obracając płytę czołową tami z powrotem, co skojarzyło się Leandrowi z wahadłowym ruchem radaru.Promienie słońcaodbiły się od szklanych drzwiczek.Leandro dostrzegł butelki coli i fanty.Nagle automat zwrócił się w jego stronę i pomknął wprost na niego.Znalazł mnie, Jezu&Wstał i skacząc na lewej nodze, próbował dostać się do samochodu.Maszyna do napojówrunęła na niego, gwiżdżąc groznie otworem na monety.Leandro rzucił się z wrzaskiem naprzód, okręcając się wokół własnej osi.Automat minąłgo o cztery cale.Leandro wylądował na jezdni, wyjąc z bólu, który eksplodował w złamanejnodze.Maszyna skręciła, zatrzymała się, potem odnalazła go i ponowiła atak.Leandro namacał pistolet za pasem i wyszarpnął go.Balansując na kolanach, strzelił czteryrazy.Wszystkie kule trafiły w cel.Trzecia roztrzaskała szklane drzwiczki.Ostatnią rzeczą, jaką Leandro zobaczył, zanim ważąca trochę ponad sześćset funtówmaszyna go trafiła, były spienione strumienie napojów płynące z rozbitych szyjek butelek,strzaskanych pociskami z jego broni.Rozbite szyjki butelek zbliżały się do niego z prędkością czterdziestu mil na godzinę.Mamo! wrzasnął w duchu Leandro, zasłaniając twarz skrzyżowanymi rękami.Nie musiał się przejmować ostrymi szyjkami butelek ani tym bardziej mikrobami, jakiemogły się czaić w cheeseburgerach z Burger Ranch.Jedna z wielkich prawd życiowychbrzmi: Jeżeli ktoś ma zostać trafiony latającym sześćsetfuntowym automatem do coli, niemusi się przejmować niczym innym.Rozległ się głuchy, chrzęszczący łomot.Czaszka Johna Leandra rozprysnęła się jak waza zepoki Ming upuszczona na podłogę.Ułamek sekundy pózniej trzasnął mu kręgosłup.Przezchwilę maszyna wlokła go jak wielkiego owada rozmazanego na przedniej szybie pędzącegosamochodu.Jego nogi szorowały po nawierzchni drogi, a biała linia środkowa zdawała sięrozwijać spomiędzy nich.Obcasy mokasynów starły się i zmieniły w dymiące kawałki gumy.Jeden spadł mu ze stopy.Potem Leandro osunął się po automacie i bezwładnie upadł na drogę.Maszyna do coli ruszyła z powrotem do Haven Village.Pojemnik na monety zaciął się,kiedy uderzyła w Leandra, dlatego bucząc w powietrzu, pluła gradem ćwierćdolarówek,dziesięciocentówek i pięciocentówek, które wyskakiwały z otworu zwrotnego i toczyły się podrodze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]