[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Proszę bardzo - powiedział Parry, podając ścierkę kobiecie, która zaczęła ocierać kota z potu ikrwi.- Stało się coś niedobrego, jestem tego pewna - stwierdziła ponownie pani Burrows, gdy Collyprzetoczyła się z piskiem na bok.Parry zmarszczył czoło.- Skąd wiesz?- Po prostu wiem.Jest bardzo wystraszona i ranna.60FAZA- Ciężko? - zaniepokoił się mężczyzna i przykląkł obok kocicy.- Pozwól, że rzucę okiem.- Nie, to nic poważnego, parę zadrapań i niewielkie rozcięcie na boku - wyjaśniła pani Burrows.- Ale chodzi o coś więcej, wyczuwam to.- Czyli o co? - spytał gospodarz, obserwując, jak kobieta starannie wyciera Colly.- Nie wiem, ale zastanawiam się, gdzie jest Bartleby.Odkąd się spotkali, stali się nierozłączni.Czy widziałeś ich kiedykolwiek oddzielnie?Parry wzruszył ramionami.- Przecież te cholerne zwierzaki chodzą własnymi ścieżkami.Może ten drugi zrobił sobie jakąśkrzywdę? - Postękując, podniósł się na nogi.- Powiem chłopcom, żeby go poszukali.- Był już wpołowie drogi do wyjścia, gdy nagle przystanął.- Może Wilkie go widział.Pani Burrows położyła rękę na odrobinę wydętym brzuchu Colly.Gdy ją podniosła, na gładkiej skórzekota pozostał biały odcisk jej dłoni.W ociemniałych oczach kobiety pojawił się wyraz zrozumienia,który szybko ustąpił grymasowi troski.- Mam nadzieję, że nic mu się nie stało - powiedziała pani Burrows.- Nie teraz.ROZDZIAACZWARTY Knajpa  Dziwka i Doliniarz", jedna z najpopularniejszych w Kolonii, stała na skrzyżowaniu dwóchgłównych ulic.Kiedy przechodził tamtędy drugi w hierarchii policjant, w barze panowała jednakmartwa cisza.Chociaż niegdyś było tu rojno i gwarno - Koloniści spotykali się tu chętnie po pracy -teraz okna straszyły pustką i ciemnością, a drzwi zamknięto na cztery spustyKilka ulic dalej funkcjonariusz skręcił za róg i natychmiast się zatrzymał.Była to jedna z biedniejszychdzielnic Kolonii, do tego kiepsko oświetlona.Mimo że drzwi wszystkich domów szeregowych stałyotworem, z ich wnętrza ział smutek i mrok.Jednak nie to skłoniło mężczyznę do zatrzymania się.Wzdłuż ulicy stal pięćdziesięcioosobowy oddziałżołnierzy Nowej Germanii.Ustawieni w równym szeregu, tkwili w bezruchu niczym manekiny iwpatrywali się niewidzą-cym wzrokiem w przestrzeń.Wydawało się, że w pobliżu nie ma żadnego Styksa, który by nimi dowodził, ale w oddali majaczył jużbudynek Garnizonu, znajdujący się w dzielnicy Styksów.W oknach przysadzistego gmachu migotałyfioletowe światła niczym gwiazdy z jakiejś nieznanej konstelacji.Policjant pokręcił62FAZAgłową - nigdy dotąd nie widział, żeby wykorzystywano Ciemne Zwiatło na taką skalę.Chwilę pózniej przeszedł przez krótki korytarz prowadzący do Północnej Jaskini.W oddali widać byłogrupę prowizorycznych budynków otoczonych świetlnymi kulami, osadzonymi na wysokich stojakach.Północna Jaskinia stanowiła obszar rolniczy, na którym uprawiano znaczną część produktówżywnościowych przeznaczonych dla Kolonii, do niedawna była to też zdecydowanie najsłabiejzaludniona ze wszystkich jaskiń tej podziemnej krainy.Kiedy policjant podszedł bliżej, przekonał się,że od jego ostatniej wizyty w tym miejscu wzniesiono jeszcze więcej baraków, których liczba sięgałateraz co najmniej kilkuset.Jednak chociaż nowe miasto było dość rozległe, na ulicach przebywałobardzo niewielu Kolonistów.Przez długie lata stania na straży prawa mężczyzna wykształcił w sobie coś w rodzaju szóstegozmysłu, który podpowiadał mu właśnie, że jeżeli rzeczywiście doszło tu do zamieszek, to teraz byłojuż po wszystkim.Nad osadą unosiła się gęsta, ciężka cisza.Funkcjonariusz przeszedł prędko błotnistą ścieżką między barakami, a gdy dotarł do niewielkiegoplacyku czy też polany, zobaczył innego policjanta leżącego na ziemi.Natychmiast do niego podszedł.Mężczyzna trzymał się kurczowo za głowę.- Nic ci nie jest?- Przyłożyli mi parę razy - odparł leżący drżącym głosem.- Nic poważnego.Kiedy jednak podniósł głowę, przybyły policjant zauważył krew na jego twarzy.- Kto ci to zrobił? - spytał.Ranny wskazał na otwartą przestrzeń obok jednego z pobliskich baraków. - Oni - powiedział.63TUNELE.SPIRALAPrzełożony dojrzał z daleka zarys ludzkich zwłok, więc odpiął policyjną latarkę od pasa i ruszył wtamtą stronę.Zobaczył trzy ciała leżące pośród borowików rozdeptanych na miazgę.Obok znajdowałsię przewrócony stolik, a wokół w błocie walały się porozrzucane karty.- Cresswell - szepnął do siebie policjant, gdy przetoczył na plecy pierwszego z zabitych.- Kowal.Ktoś strzelił mu prosto w kark.*Leżący funkcjonariusz wymamrotał coś pod nosem.Drugi stróż prawa zignorował go, chociażpamiętał, że jego kolega został ranny.Teraz nie miał dla niego czasu - facet był cymbałem,pozbawionym jakichkolwiek predyspozycji do zawodu policjanta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl