[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od tej pory miećbędzie rangę błazna i w obrębie gildii używać imienia.- Pozwól, że zgadnę - przerwała mi.- Klaudiusz.-Nie - powiedziałem.- Klaudia.Pozwolili ci działaćjako kobiecie.Gratulacje, ukochana.332- Dziękuję, mistrzu.Czy dalej muszę tytułować cię mi-strzem?- Nigdy więcej.Coś ci przyniosłem.Podałem jej spory worek z miękkiej tkaniny.Sięgnęła doniego i wyjęła lutnię.- Zliczna! - wykrzyknęła i ucałowała mnie.Natychmiastją nastroiła i zaczęła grać.Ze swojej torby wyjąłem inny instrument, duży drewnianytrójkąt z różnej długości strunami.Ująłem parę miękkozakończonych pałeczek i uderzyłem nimi w struny.Rozległysię miłe dla ucha dzwięki.- Co to jest? spytała.- Miejscowy instrument - powiedziałem.- Nazywają gocymbałami.Chciałem nauczyć się na nim grać.No bo skorowpadłeś między wrony.Zaczęliśmy improwizowany duet.- Och, czy ci mówiłam, że jestem w ciąży? spytała mniew trakcie.- Nie, nie mówiłaś odparłem i graliśmy jeszcze chwilę.Odłożyłem pałeczki i przytuliłem ją.- Czy to dobrze? - spytała.- To cudownie.- Naprawdę lubię to miasto - powiedziała.- Myślisz, żemoglibyśmy w nim zostać?- To pewnie zależy od cechu.Ale będziemy razem, bezwzględu na to, gdzie się znajdziemy.Obiecuję.- To świetnie westchnęła.Trzymałem ją w objęciach, przyglądając się zachodzącemusłońcu.Jak okiem sięgnąć widać było wracające łodzie333rybackie.Wiele łodzi.Zbyt wiele. Co się stało? zapytała, gdy wstałem, chcąc się lepiejprzyjrzeć. To nie rybacy - powiedziałem. To, moja droga, we-necka flota.Nota autoraJednakie zródła, choćby nawet starały się być najbardziej wiarygodne, mająimmanentną wadę: brak im precyzji tam, gdzie dotykają szczegółów, i beznamięt-nie opisują wydarzenia, co ma związek z, pewną wewnętrzną cechą, kiełkowa-niem przeciwieństw w obrębie faktów lub wersji tychże faktów, przedstawionych,wciskanych lub proponowanych i wzrastających jak zarodniki z, tych ostatnich,rozmnażaniem się zródeł drugiego lub trzeciego rzędu, niektórych skopiowanych,innych niechlujnie przekazanych, niektórych powtórzonych z, zasłyszenia, innychprzekręcających szczegóły w dobrej lub złej wierzę, niektórych dowolnie zinter-pretowanych, innych sprostowanych, niektórych głoszonych z, całkowitą obojętno-ścią, i najbardziej podejrzanych ze wszystkich: głoszonych jako jedyna, wiecznai nie do zastąpienia prawda.Historia oblężenia LizbonyJose SaramagoPodczas nieustannych wysiłków mających na celu weryfikacjękronik błazna Teofila przeszukałem wszystkie współczesnehistoryczne zródła, jakie udało mi się znalezć.Niestety, gildiibłaznów udało się usunąć niemal wszelkie wzmianki o swoimistnieniu.Te notki, do których dotarłem, jedynie napomykająo pojedynczych błaznach.Jednakże błazny z pewnością były w Konstantynopolu i niewyobrażam sobie, by początkujący naukowiec zainteresowanyhistorią cesarstwa wschodniego lub sztuki błazeri-skiej mógłznalezć lepsze zródło wiedzy niż dzieła współczesnegoTeofilowi Niketasa Choniatesa.A wśród nich nie znajdujęlepszej wizytówki tego wyjątkowego historyka335niż City of Bizantium, kronika znakomicie przetłumaczona iopracowana przez Harry'ego J.Magouliasa, a wydana przezWayne State University Press.Dołączam swój głos do tych,którzy z przyjemnością zobaczyliby powtórne jej wydanie,choćby w broszurowej wersji.Choniates, co niezwykłe jak na historyka z jego epoki (inaszej), donosił obiektywnie o tym, co wiedział.Nie miałegoistycznych celów, natomiast rozsądnie nie ufał przesądom,z szyderczą radością uwieczniając każdy upadek spo-wodowany wiarą we wróżby.Miał ostry język, wprawny wobsypywaniu obelgami, zwykle całkowicie zasłużonymi.Niedziwi więc, że zaprzyjaznił się z Teofilem, chociaż w Kronicenie ma o nim wzmianki.Przynajmniej nie pod tym imieniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]