[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie potrafię znieść życia bez miłości  szepnął czyjś głos wewnętrzu jej ciemnej sypialni.Obraz zmaterializował się, przedstawiającczarnobiałą, drobną kobietą, tulącą się do barczystego mężczyzny, któryodwrócił od niej wzrok i patrzył w niebo. Nie bądz niemądra  strofował ją łagodnie. Nigdy nie będzieszmusiała żyć bez miłości.Isserley wyciągnęła nogę, żeby zmienić kanał, kiedy smukły samolotodlatywał w dramatyczny mrok, wirując śmigłami.Ekran wypełniły zmienne, abstrakcyjne formy ciepłych barw.Kamera cofnęła się, ukazując ostry już obraz opalizującego krążkawilgotnego szkła, które ktoś trzymał między olbrzymim kciukiem apalcem wskazującym.Krążek przypominał okularową soczewkęumazaną zupą.  O takich kulturach można by powiedzieć, że dosłownie hodują lekna raka  oznajmił jakiś autorytatywny głos.Rozpaliła ognisko, przed którym stała teraz, wpatrując się jakzahipnotyzowana w płomienie.Wzniosła z konarów i gałązek o wielewiększy stos niż zwykle, a ogień buchał kolorami złota i moreli wpromieniach świtu.Z trudem otrząsnęła się z letargu i obeszłasamochód, który wyprowadziła już z szopy i ustawiła przodem do bramywyjazdowej, nie gasząc silnika.Kuśtykając, ruszyła w stronę głównegobudynku, szurając niezgrabnie butami po kamienistej ziemi.Wlędzwiowej części kręgosłupa odczuwała jakieś dolegliwości, którychćwiczenia na razie nie zdołały usunąć. Isserley  powiedziała do domofonu.Nikt nie odpowiedział, ale wielkie metalowe drzwi rozsunęły się.Tuż za progiem, czego można było się spodziewać, stała czarna,plastikowa torba, zawierająca rzeczy osobiste ostatniego wodsela.Chwyciła ją i natychmiast wyszła z budynku, obawiała się bowiem, żemężczyzna pełniący tego dnia dyżur mógłby wyjechać z głębi ziemi namałą pogawędkę.Wróciwszy do ogniska, wyciągnęła z torby buty wodsela, jegopulower i pokryty psią sierścią garnitur, po czym przyjrzała siępozostałym przedmiotom.Nie było ich wiele: wodsel najwyrazniej niemiał pod swetrem nic więcej poza poplamionym podkoszulkiem.Nienosił także slipów.Kieszenie marynarki były puste, a w kieszeniach jegospodni Isserley nie znalazła nic oprócz kluczyków samochodowych iportfela. Odłożyła pulower na maskę toyoty, żeby nie rzucać swetra napokrytą rosą trawę, po czym ochrzciła benzyną marynarkę, podkoszulek,spodnie i buty, które następnie wrzuciła kolejno do ognia.Na rękachpozostało jej zaskakująco dużo psiego włosia.Nie chciała wycieraćdłoni o ubranie.Może zwierzęca sierść zejdzie z jej ubrania samoistnie,w toku codziennych zajęć.Postękując z bólu, uklękła, by przejrzeć portfel.Był grubszy od tych,które dotąd widziała, ale jego zawartość nie była zbyt różnorodna.Zamiast laminowanych, plastikowych kart oraz rozmaitych urzędowychdokumentów, Isserley znalazła tylko pieniądze i jakiś kartonik, złożonyniczym miniaturowa mapa.Portfel wypychały przede wszystkimpieniądze.Obok kilku monet krył gruby plik banknotów, główniedwudziestofuntowych, choć było wśród nich także kilka dziesięcio  ipięciofuntówek  w sumie trzysta siedemdziesiąt pięć funtów.Isserleynigdy przedtem nie widziała takiej kwoty.Wystarczyłaby na zakuppięciuset trzydziestu pięciu litrów paliwa albo stu dziewięćdziesięciudwóch butelek niebieskiego szamponu, albo ponad tysiąca nożyków dogolenia& Albo& pięćdziesięciu siedmiu butelek sfermentowanego sokuz kartofli, o którym wspominał wodsel.Schowała banknoty do kieszenispodni, dzieląc pieniądze na pół, żeby nie było widać wypukłości. Kartonik okazał się dużą, wielokrotnie złożoną, kolorową fotografią.Kiedy ją otworzyła i wygładziła, ujrzała młodego wodsela,obejmującego samicę ubraną w przejrzystą jak mgiełka, białą sukienkę.Oboje mieli czarne, lśniące włosy i rumiane policzki.Ich twarze zdobiłypółksiężycowate uśmiechy.Wodsel Isserley wyglądał na zdjęciuschludnie, był gładko ogolony i nie miał zmarszczek.Na zębach samcanie było także widać resztek jedzenia, a jego różowe wargi połyskiwaływilgocią.Niewątpliwie pozwalała sobie na ekstrapolację, domyślała sięjednak po jego minie, że twarz autostopowicza wyraża autentyczneszczęście.Zaciekawiło ją, jak się nazywał.W prawym dolnym rogu namarginesie widniał ozdobny napis Pennington Studio, w mniemaniuIsserley, obcojęzyczny, choć wodsel nie mówił z cudzoziemskimakcentem.Ubranie Penningtona zajęło się ogniem, a ona tymczasem zabawiałasię myślą o uratowaniu go.Amlis nie miał problemów z uwolnieniemkilku wodseli, zatem i ona poradziłaby z tym sobie bez kłopotów.Mężczyzni pracujący pod ziemią to imbecyle, a większość z nichzapewne jeszcze śpi.Ale na ocalenie samca było już, oczywiście, za pózno.Penningtonowi wycięto język i jądra wczoraj wieczorem.I tak niebardzo miał ochotę żyć, więc trudno było przypuszczać, by zmienił terazzdanie.Lepiej chyba zostawić go w spokoju.Rozgrzebała ognisko patykiem, zastanawiając się, czemu jest aż takpedantyczna.Siła przyzwyczajenia.Wrzuciła patyk w płomienie iwróciła do samochodu. Jechała trasą A9, a słońce wznosiło się coraz wyżej nad horyzontem,dochodząc do siebie po nieznanych cierpieniach, jakich doznało w nocyza zwieńczonymi śniegiem wierzchołkami gór.Sunąc swobodnie pobezchmurnym niebie, świeciło intensywnie i gwałtownie, szczodrzerozsiewając złocisty blask nad całym Rossshire.Znalazłszy się wodpowiednim miejscu we właściwym czasie, Isserley także stała sięczęścią pejzażu  albowiem jej zaciśnięte na kierownicy dłonieprzybrały złocistą barwę.Pomyślała, że takie piękne światło warte jest wszystkiego  albo, docholery, prawie wszystkiego.Jeżeli nie brać pod uwagę powykręcanychkości i blizn na ciele, życie wcale nie jest takie chujowe.Dotyk swetra Penningtona na jej skórze wywoływał ciągle dziwnesensacje, ale zaczynała się już do niego przyzwyczajać.Podobały jej sięciasno opinające nadgarstki mankiety puloweru i zmatowiałe włókna,które błyszczały w słońcu.Podobało jej się, że spoglądając z góry naswoje piersi, nie widzi odpychającego dekoltu i sztucznej tkankitłuszczowej, odnosi natomiast wrażenie, że jest pokryta sierścią i dozłudzenia przypomina dawną Isserley, w naturalnym stanie.Niedaleko stał na skraju drogi młody, szczupły autostopowicz.Wręku trzymał zniszczony kartonik z napisem NIGG.Isserley minęła go,nie zwalniając ani na chwilę.Widziała w lusterku wstecznym, jakwodsel pokazuje jej wyprostowany środkowy palec, a potem odwracasię, czekając na następny samochód [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl