[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie, nie, to nie błąd! Tego przedmiotu nie da siętu dotransportować także w pozycji horyzontalnej, ze względu nazakręty korytarza mającego tylko 50 cm szerokości.Jest tylko jednamożliwość: tajemniczy projektanci Chavin de Huantar jeszcze przedrozpoczęciem budowy zaplanowali otwór w suficie, przez który możnabyło opuścić stelę na skrzyżowanie obu przejść, zanim wyrosła nad nimiświątynia.Nikt nie wie, co przedstawia El Lanzon.Czeski archeolog i etnografMiloslav Stingl uznał stelę za:"[.] nadzwyczaj dziwną istotę.Nad dolną wargą występują potężnezęby jaguara.Oczy kierują się nieruchomo w górę, jak gdyby patrzyływ niebo.Nawet pas, obejmujący ciało boga, jest zdobiony głowamijaguara.Z pasa zwisają dwie wężowe głowy.Jedną rękę - prawą- bóg trzyma wzniesioną, drugą wziął się pod bok".Jest to opis, nie interpretacja, ale mnie trudno zrozumieć nawet to, bonie udaje mi się rozpoznać w steli żadnej opisanej "istoty".Tak, możnatu zobaczyć wielki pysk, z którego szczęk wyrastają zęby jaguara, nie sąto jednak śmiercionośne kły, jakie mają zazwyczaj jaguary.Tak, tamgdzie Miloslav Stingl widzi zęby jaguara, ja widzę - dysponując niemniejszą fantazją - zawiasy, zresztą cała stela sprawia moim zdaniemwrażenie raczej jakiegoś urządzenia niż wizerunku zwierzęcia.Poza przejściem, którym szedłem a które wychodzina El Lanzon, wszystkie korytarze biegnące ze skrzy-żowania kończą się ślepo.Po kilku krokach zatrzymy-wałem się zawsze przed murem.Wydawało mi sięto nader dziwne.Jaki to miało sens, że projektanciChavin de Huantar wybudowali tylko przejście do ElLanzon, inne sztolnie zaś zakończyli dla żartu ślepymimurami? Tyle zachodu dla jednego głupiego architek-tonicznego dowcipu? Podejrzewam, że w ślepych kory-tarzach są sekretne drzwi.Właśnie tak.Ponieważ nie mogłem przejść, musiałem zawrócić.Na dworze oślepiło mnie słońce, bardzo jasne na wy-sokości 3000 m.Zamrugałem oczyma i wszedłem dodrugiej sztolni, obiegającej El Castillo w kierunku napołudnie.Słabe żarówki na ścianach wysiadły.Poomacku wydostałem się na zewnątrz.Miły strażnikpożyczył mi - jako fant zostawiłem mu swoją zapal-niczkę, której będzie mi wkrótce brakować - przed-potopową karbidówkę.Jej zapach przypomniał milampę mojego pierwszego roweru.Jaskrawozielone światło padało na wykuty kory-tarz, znów 3 m wysokości, i na monolityczne stropy.Wkrótce od sztolni odeszły dwa przejścia, biegnącepod kątem prostym - wybrałem lewe.Omal się nie potknąłem o dziwny kamienny przed-miot, który po pośpiesznych oględzinach okazał siępodobną do ludzkiej głową w hełmie.Dawniej ścianybyły ozdobione reliefami, przedstawiającymi wznoszą-ce się postacie ze sztywnymi skrzydłami - do dziśzachowały sięjedynie fragmenty, świadczące o całości.Reliefy są tak precyzyjne, tak płytko cyzelowane, jakgdyby ćwiczył tu swoje hobby współczesny nam den-tysta dysponujący maszyną do borowania zębów- dentyści jednak nie miewają czasu na takie pod-ziemne zajęcia, inwestują raczej w budownictwo nazie-mne, do tego owocujące czynszami.Także i tu stanęłami zaraz na drodze potężna ściana.Z gorliwością i cierpliwością harcerza zawróciłem do wejścia, po-szukałem kolejnej dziury i wdrapawszy się po siedmiu stromychschodkach dotarłem do następnego korytarza, mającego 1,3 m szero-kości i 1,83 m wysokości.Dwóch nieproszonych gości mogłoby tuiść spokojnie obok siebie.W poprzek końca schodów biegnie wąskieprzejście, z którego trzy dalsze prowadzą do trzech pomieszczeńo długości 5,7 m, szerokości 1,94 m i wysokości 2,25 m
[ Pobierz całość w formacie PDF ]