[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bardzo niewielu mężczyzn potrafiło to zrozumieć, ale ci nieliczni, co potrafili.Na jej ustach pojawił się przewrotny uśmieszek.Nie dawaj się za bardzo ponieść fantazji, ostrzegła siebie samą.Dlatego tylko, że jest przystojny i cię podnieca, to jeszcze nie znaczy, że musi być jednym z nich.W holu zjawiła się za minutę ósma.Nie uznawała głupich„przepychanek” służących damsko - męskiej próbie sił, z zadowoleniem więc stwierdziła, że Leo jest na tyle dobrze wychowany, żeby przyjść przed nią.Nie uważała dobrych manier za staroświecki sposób spychania kobiety na drugie miejsce.Właściwie stosowane, stanowiły przejaw szacunku ze strony przedstawicieli obu płci.Gdyby to ona zaprosiła Lea na kolację, z pewnością przyszłaby pierwsza.Sposób, w jaki się do niej uśmiechał, otwarcie ją podziwiając i równie otwarcie dając jej odczuć, że mu się podoba, sprawiłChristie wyraźną przyjemność.-Restauracja jest niedaleko - powiedział.- Możemy albo iść, albo wziąć taksówkę.-Przejdźmy się.Tu jest tak duszno, że chętnie odetchnę świeżym powietrzem.Leo był wprawdzie w garniturze, ale mniej oficjalnym niż ten, w którym widziała go na lotnisku.Materiał robił wrażenie jakiejś mieszanki z jedwabieni, z pewnością nie było to nic taniego, kupionego między jednym a drugim lotem do Hongkongu.Co musiało oznaczać albo że sam jest zamożny, albo że ma duży fundusz reprezentacyjny.Pomyślała, że raczej to pierwsze.Otworzył przed nią główne drzwi, zostawiając jej dość miejsca, żeby sama mogła wybrać właściwy dystans, co miało taki skutek, że Christie przysunęła się do niego bliżej, niżby to normalnie zrobiła.Czy była to z jego strony subtelna sztuczka, czy autentyczne uznanie jej równości?-Nic nie wiem o tej restauracji - zastrzegł się, wskazując, że powinni skręcić w lewo w wąską uliczkę, wiodącą w górę do zamku.- Ktoś mi ją polecił.-Masz w Edynburgu przyjaciół? - spytała.-Hm.nie.Zesztywniała nieco, czując, że się zmieszał, że coś przed nią ukrywa.Do diabła, od razu pochwyciła to krótkie wahanie w jego głosie, które go zdradziło, zauważył Leo, dostrzegając jednocześnie lekkie napięcie jej mięśni i szacujące spojrzenie, jakim go obrzuciła.Nie znosił kłamstwa i nigdy nie był w tym dobry.Żeby być zręcznym kłamcą, trzeba to lubić, pomyślał z żalem, za każdym jednak razem, kiedy okoliczności wymagały od niego choćby niewinnego krętactwa, bronił się przed tym, jak tylko mógł.Elle zawsze się z niego wyśmiewała.Zręczne kłamstwo to nie sztuka ani nawet nie konieczność, to jedna z największych życiowych przyjemności, mawiała i dodawała żartobliwie, że zupełnie nie rozumie, jak taki dobry kochanek jak on może nie mieć jednej z podstawowych kwalifikacji dobrego kochanka.Zdecydowała, że prawdopodobnie brak talentu do kłamstwa nadrabia wrażliwością na ludzkie potrzeby.Czy miała w tym rację, czy nie, Leo wiedział jedno: że Christie Jardine z pewnością nie należy do kobiet, które by podzielały pogląd Elle na sprawę kłamstwa.- O tej restauracji dowiedziałem się od kogoś z fumy.-powiedział zdając sobie sprawę, że jego słowa, chociaż prawdziwe, mają w sobie jakąś zdradliwą, lecz czytelną nutę niepewności.Od kogoś z firmy.Czy ten ktoś to kobieta? - zadała sobie pytanie Christie i zmarszczyła czoło.A zresztą co to ma za znaczenie, kto mu polecił tę restaurację.Albo dlaczego tak się speszył, kiedy go o to zapytała? Przecież to nieznajomy, człowiek, którego dopiero poznała.Uświadomiła to sobie w momencie, kiedy Leo dotknął lekko jej łokcia i powiedział:- Chyba powinniśmy skręcić w lewo.Ostatecznie nie może wymagać, żeby przyznawał się przed nią do wszystkich faktów swego życia i wszystkich znajomości dlatego tylko, że idą razem na kolację.Pierwsza by się zbuntowała, gdyby to on zaczął ją o takie rzeczy wypytywać.Zeszli już z głównej ulicy i znaleźli się w jednej z wąskich przecznic, które wiły się tworząc istny labirynt między starymi kamienicami.Kiedyś stanowiły one miejskie siedziby bogatych szkockich obywateli ziemskich, którzy przyjeżdżali ze swoich wiejskich posiadłości spędzić w Edynburgu sezon towarzyski.Uliczka zupełnie nieoczekiwanie wyprowadziła ich na małe podwórko i Christie otworzyła ze zdumienia oczy na widok mnóstwa skrzynek i doniczek z kwiatami, które wypełniały niewielką, szarą przestrzeń.Ktoś bardzo pomysłowo dobrał rośliny o szarosrebrnych listkach i białych, bladobłękitnych i lawendowych kwiatkach, które tak wspaniale wtapiały się w widmowo - szary zmierzch tego północnego kraju.To nigdy nie byłoby możliwe wśród bogactwa ciepłych, śródziemnomorskich barw.Nawet doniczki zostały starannie dobrane, by spotęgować ten efekt, zauważyła Christie podchodząc do jednej z nich, żeby się lepiej przyjrzeć zdobiącemu ją wypukłemu wzorowi.Leo obserwował, jak wodziła palcem po reliefie.Miała wytworne, długie palce, ale paznokcie obcięte krótko i nie pomalowane.Była całkowicie skupiona na tym, co robi, i Leo widział na jej twarzy przyjemność, jaką sprawiało jej podziwianie donic i ich zawartości.Rzadko w tych czasach zdarzało się spotkać dziecko, nie mówiąc już o kimś dorosłym, kto by potrafił w tak szczery, naturalny i nie skrępowany sposób okazać swoje emocje.Kosmyk włosów opadł jej na twarz i Leo złapał się na tym, że ma ochotę odgarnąć go jej za ucho, żeby móc ją dalej swobodnie obserwować.Nagle Christie skrzywiła się i odwróciła do niego gwałtownie.- One nie są z ołowiu, one są z plastiku - powiedziała.Czuł niemal jej rozczarowanie.-Ołów jest strasznie drogi, i narażony na kradzież
[ Pobierz całość w formacie PDF ]