[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. %7łegnaj, burmistrzu Whitey!  zakrzyknął. Pamiętaj o swojej obietnicy!  Margo odwróciła się zprzerażeniem, gdy przywódca bezdomnych cisnął dysk w plątaninę ciał tłoczących się u jego stóp.Najpierw pojawił się silny, pomarańczowy błysk; brudne, cuchnące pomieszczenie wypełniło się żaremmałego słońca, potem zaś nadeszła fala uderzeniowa, podmuch powietrza, który cisnął ją na ziemię.Gdypodzwignęła się na klęczki, odwróciła się, by ujrzeć wielką ścianę ognia, bijącą w górę za zniszczoną chatą,czerwoną na tle oślepiającej bieli flar.Przez chwilę widziała też Frocka, stojącego jakby w triumfalnej pozie,z wyciągniętymi przed siebie rękami; jego siwe włosy w poświacie tysięcy jęzorów ognia wydawały siępomarańczowe, ale zaraz wszystko utonęło w powodzi dymu i płomieni.W tym zamieszaniu stojąca przed nimi grupka Pomarszczonych rozstąpiła się, pozwalając im przejść. Naprzód!  rzucił Pendergast, przekrzykując ryk ognia.Zarzucając torebkę na ramię, Margo przebiegła za pozostałymi przez łukowato sklepione wejście nadrugim końcu Kryształowego Pawilonu.Na widocznym w dali peronie D Agosta i Smithback przystanęliwłaśnie przed szczupłym mężczyzną w czarnym kombinezonie nurka, o twarzy wilgotnej od potu i pokrytejwarstwą pasty kamuflażowej.Wtem usłyszała za sobą wilgotne, dychawiczne odgłosy.Pomarszczeni zwarli szeregi i ruszyli za nimi wpościg.U wąskiego wylotu przejścia na peron Margo przystanęła i odwróciła się. Margo!  zawołał z peronu Pendergast. Co robisz? - 230 - Musimy ich tu zatrzymać!  odkrzyknęła Margo, sięgając do torebki. Nie zdołamy im uciec! Są odnas szybsi! Nie rób głupstw!  rzucił Pendergast.Ignorując go, Margo wydobyła z torby dwie litrowe, plastykowe butle, trzymając po jednej w każdejdłoni.Zcisnąwszy je mocno, omiotła strugami płynu wylot korytarza. Ani kroku dalej!  krzyknęła. W tych butelkach mam wysoko stężony roztwór witaminy D!Pomarszczeni nie zatrzymali się, ich oczy były przekrwione i łzawiły, skóra pod wpływem silnego światłapokryła się cętkami i czerwonawymi śladami rozległych oparzeń.Potrząsnęła bidonem. Słyszeliście, co powiedziałam? To aktywny siedmiodehydrocholesterol! Wystarczy go, aby pozabijaćwas wszystkich po dziesięć razy!  Gdy pierwszy z prześladowców zbliżył się do niej, unosząc nóż, chlusnęłamu w twarz, po czym poczęstowała roztworem znajdującego się tuż za nim drugiego Pomarszczonego.Obajrunęli w tył, wijąc się w konwulsjach; z ich skóry unosiły się smużki kwaśnego dymu.Pozostali oprawcy w kapturach zatrzymali się, wydając dziwne, bełkotliwe dzwięki. To witamina D!  powtórzyła Margo. Zwiatło słoneczne w butelce!Uniosła obie ręce w górę i posłała w stronę gromady dwie cienkie strugi zabójczego dla nich płynu.Rozległ się głośny skowyt i jęk, kilku Pomarszczonych runęło na ziemię, drąc na sobie płaszcze irozpryskując krople roztworu na swoich towarzyszy.Margo wysunęła się naprzód i zlała żrącym płynempozostałych, którzy podeszli za blisko.Zaczęli cofać się w popłochu, ogarnięci ślepą paniką, a w wąskimprzejściu rozległy się ich donośne zawodzenia i wrzaski.Margo szła śmiało dalej, rozpryskując cienkąstrużkę roztworu, aż w końcu Pomarszczeni poszli w rozsypkę, ich szereg został złamany.Zakapturzonepostacie zawracały w panice, nie liczyło się teraz dla nich nic prócz ucieczki; pierzchały w popłochu,pozostawiając na ziemi tuzin wijących się w konwulsjach, dymiących ciał, rozpaczliwie rwących na sobieszaty.Margo cofnęła się, rozlewając resztę roztworu na ziemię u wylotu korytarza, a także na ściany isklepienie, na tyle hojnie, że wskutek jej śmiałych poczynań mury oraz sufit w przejściu ociekały zabójczymdla Pomarszczonych płynem.Cisnęła puste plastykowe bidony do wnętrza Pawilonu. Wiejmy!Pobiegła za pozostałymi, doganiając ich przy uniesionej kratownicy na drugim końcu peronu. Musimy wrócić do miejsca zbiórki  rzekł ubrany na czarno mężczyzna. Aadunki wybuchną zadziesięć minut. Margo, idziesz pierwsza  powiedział D Agosta.Gdy zeskoczyła na poziom torów, a potem zaczęła ześlizgiwać się do kanału poniżej, z tyłu i ponad niąrozległa się cała seria rozdzierających eksplozji. To nasze ładunki!  krzyknął D Agosta. Ogień musiał sprawić, że wybuchły przed czasem!Pendergast odwrócił się, aby odpowiedzieć, lecz jego głos utonął w grzmocie, który, tak jak trzęsienieziemi, był najpierw wyczuwalny w stopach, a następnie w żołądku, stopniowo przybierając na sile igwałtowności.Dziwny wiatr zerwał się w przejściu, podmuch ryczącego niczym dziki zwierz powietrza,wywołany zawaleniem się Kryształowego Pawilonu i niosący ze sobą  prócz strzępów papieru, dymu oraztumanów kurzu  mdląco-słodką woń krwi i śmierci.62Margo zeskoczyła z obramowania rury kanalizacyjnej do długiego, nisko sklepionego tunelu,oświetlonego jedynie migotliwym blaskiem dogasającej flary.Tu i ówdzie walały się sterty gruzu, wystające z - 231 -licznych kałuż wody pokrywających kamienne podłoże.Tunele ponad nią wciąż jeszcze drżały, wypełnione echem niedawnego wybuchu.Chmury kurzu i pyłu spłynęły przez całą długość rury, opadając na jej ramiona.Smithback wylądował w wodzie tuż przy niej, a zaraz po nim Pendergast, D Agosta oraz nurek. Kim jesteś, u licha?  spytał D Agosta. I co się stało z resztą komandosów? Nie należę do oddziału SEAL  wyjaśnił mężczyzna. Jestem policyjnym nurkiem.Nazywam sięSnow. Aha  mruknął D Agosta. To od ciebie wszystko się zaczęło.Masz co zapalić, Snow?Nurek zapalił flarę i w jednej chwili wnętrze tunelu wypełniła złowieszcza, karmazynowa poświata. O Boże  Margo usłyszała szept Smithbacka.Dopiero teraz zorientowała się, że to, co wzięła za stertygruzu, było w rzeczywistości przyodzianymi w piankowe kombinezony ciałami nurków, pozbawionymi głów ipotwornie okaleczonymi, rozrzuconymi w ciasnym przesmyku korytarza.Zciany po obu stronach byłypodziurawione kulami, poorane przez rykoszety i osmalone wybuchami granatów. Zespół Gamma  mruknął Snow. Kiedy zabili mojego partnera, wróciłem tutaj, aby przygotowaćsobie stanowisko obrony.Te istoty goniły mnie przez niemal całą długość kanału, ale w końcu zrezygnowałyz pościgu i zawróciły. Wygląda na to, że była tu naprawdę bombowa zabawa  mruknął z ponurą miną D Agosta, lustrującmiejsce masakry. Nie spotkaliście po drodze żadnych komandosów?  zapytał Snow. Szedłem po śladach.Miałemnadzieję, że choć kilku z nich ocalało. przerwał, ujrzawszy wyraz twarzy D Agosty.Nastała chwilakrępującego milczenia. Chodzmy  ponaglił Snow, ponownie się ożywiwszy. Niedaleko stąd spoczywajeszcze jeden czterdziestofuntowy ładunek plastyku, czekający na odpalenie.Margo zrobiła krok, ogarnięta posępnym, otępiającym odrętwieniem.Poczuła pod stopami twarde,kamienne podłoże i spróbowała wchłonąć tę twardość przez stopy i nogi do całego ciała.Wiedziała, że niewolno jej myśleć o tym, co ujrzała i czego się dowiedziała wewnątrz Kryształowego Pawilonu; jeśli zaczniesię nad tym zastanawiać, nie będzie w stanie iść dalej.Tunel zakręcał łagodnym łukiem.W oddali przed sobą Margo ujrzała Snowa i D Agostę, docierającychdo przestronnego, kopułowo zwieńczonego pomieszczenia na końcu korytarza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl