[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogłem nikogo dojrzeć.Skręciłem więc znowu za drugi węgieł.Znalazłem się teraz na tyłach domu.Nagle, tuż przed sobą, spostrzegłem otwarte okno.Podpełzłem ku niemu nasłuchując.Na razie nic nie usłyszałem, ale w jakiś dziwny sposób czułem, że ktoś znajduje się wewnątrz.Stan moich pleców nie pozwalał jeszcze na żadne sztuki akrobatyczne, udało mi się jednak unieść na rękach w górę i przez parapet wśliznąć do wnętrza.Na nieszczęście nie obyło się to bez hałasu.Stałem tuż przy oknie, nie poruszając się z miejsca i nasłuchując.Potem zacząłem się posuwać naprzód z wyciągniętymi przed siebie rękami w ciemności.Z prawej strony usłyszałem jakiś szmer.Wyjąłem z kieszeni elektryczną latarkę i zaświeciłem.Nagle cichy, ostry głos zawołał tuż przy mnie: „Proszę zgasić!” Posłuchałem natychmiast, gdyż poznałem głos inspektora Nasha.Czułem, że bierze mnie za ramię i prowadzi przez jakieś drzwi na korytarz.Tutaj, gdzie nie było żadnego okna, które by mogło zdradzić naszą obecność komuś z zewnątrz domu, zaświecił latarkę i popatrzył na mnie nie tyle ze złością, ile z wyrzutem.- I koniecznie musiał pan tu wchodzić właśnie w takiej chwili!- Bardzo przepraszam - rzekłem usprawiedliwiająco - ale zdawało mi się, że wpadłem na jakiś trop.- I najprawdopodobniej tak było.Widział pan kogoś?Zawahałem się.- Nie jestem zupełnie pewien - odpowiedziałem powoli.- Miałem niewyraźne wrażenie, że ktoś się wsunął przez otwartą furtkę, ale widzieć.nie, nie widziałem nikogo.Potem usłyszałem za węgłem domu jakiś szelest.Nash skinął głową.- Tak, ma pan rację.Ktoś okrążył dom chwilkę przed panem.Ten ktoś zawahał się przy oknie, potem szybko poszedł dalej; przypuszczalnie usłyszał pana.- A o co właściwie chodzi? - spytałem zaciekawiony.- Widzi pan, wyszedłem z założenia, że nasza autorka anonimów nie zdoła się powstrzymać.Pomyśli może, że to niebezpieczne, a mimo to będzie pisać.To już coś w rodzaju nałogu, narkotyku.Dalej pomyślałem, że ktokolwiek by to był, postara się, żeby listy wyglądały identycznie jak poprzednie.Autorka ma jeszcze zapas kartek wyciętych z książki i może wykorzystać słowa i litery.Ale chodzi o koperty, tu leży trudność.Będzie chciała wystukać je na tej maszynie.Nie może ryzykować użycia innej albo pisania ręcznie.- I pan naprawdę wierzy, że ona będzie kontynuowała tę niebezpieczną zabawę? - spytałem z niedowierzaniem.- Tak.I mogę się z panem założyć o nie wiem co, że jest pewna powodzenia.Tego rodzaju ludzie są zawsze zarozumiali.Zważywszy to wszystko, wyobraziłem sobie, że ktokolwiek by to był, przyjdzie o zmroku do Instytutu, żeby skorzystać z maszyny.- Panna Ginch.? - podsunąłem.- Możliwe.- Jeszcze pan nie wie nic konkretnego?- Nie.- Ale ma pan jakieś podejrzenia?- Owszem, tylko że ten ktoś jest niezmiernie sprytny, proszę pana.Umie przewidzieć świetnie wszelkie ewentualności.Mogłem sobie doskonale wyobrazić niektóre z zastawionych przez inspektora Nasha pułapek.Byłem pewien, że każdy list napisany i wysłany pocztą, względnie doręczony osobiście, przez jedną z podejrzanych osób, podlega natychmiastowemu skontrolowaniu.Wcześniej czy później zbrodniarz zrobi fałszywy krok, stanie się nieostrożny.Po raz trzeci przeprosiłem inspektora za moją gorliwość i niepożądaną tutaj obecność.- Trudno - rzekł inspektor Nash filozoficznie - nie ma już o czym mówić.Może następnym razem powiedzie się nam lepiej.Wyszedłem w ciemność.Koło mojego wozu stała jakaś niewyraźna postać.Ku memu wielkiemu zdumieniu poznałem w niej Megan.- Halo! - zawołała.- Domyśliłam się, że to pana wóz.Co pan tu robi?- Ciekawsze, co pani tu robi o tej porze?- Wyszłam na spacer.Lubię spacerować po ciemku.Nikt człowieka nie zatrzymuje i nie zadaje głupich pytań, a poza tym lubię gwiazdy.Wszystko tak pięknie w nocy pachnie i każda zwykła rzecz wydaje się dziwna i tajemnicza.- Wszystko to prawda - powiedziałem.- Ale tylko koty i czarownice spacerują po nocy.W domu będą się dziwić, co się z panią stało.- Niech się pan nie boi.Nigdy się nie interesują, gdzie jestem i co robię.- A co u pani słychać w ogóle? - zapytałem.- Dziękuję.wszystko w porządku.- Panna Holland zajmuje się trochę panią?- Elsie to bardzo porządna dziewczyna.A że jest skończoną idiotką, to nie jej wina.- Nie bardzo to grzecznie powiedziane, ale zapewne prawdziwie - rzekłem.- Niech pani wsiada, podwiozę panią do domu!Twierdzenie Megan, że nikt w domu nie zauważy jej nieobecności, okazało się niezupełnie prawdziwe, bo gdy zajechaliśmy pod dom, ujrzałem, że pan Symmington stoi na progu.Wychylił się w naszą stronę.- Halo, czy to Megan?- Tak - odpowiedziałem.- Przywiozłem ją do domu.- Nie powinnaś wychodzić z domu nie opowiedziawszy się - powiedział ostrym tonem pan Symmington.- Panna Holland była bardzo o ciebie niespokojna.Megan coś mruknęła i przecisnęła się obok ojczyma do domu.Pan Symmington westchnął i rzekł:- Dorosła dziewczyna w domu to wielka odpowiedzialność, jeżeli nie ma matki, która by się nią opiekowała.Na szkołę jest chyba za duża.Przypuszczam, że była z panem na spacerze? - spytał i popatrzył na mnie podejrzliwie.Uważałem, że najlepiej urwać tu rozmowę, zostawiając go w tym przekonaniu.ROZDZIAŁ JEDENASTYNa drugi dzień napadło mnie jakieś szaleństwo.Patrząc na to teraz z perspektywy nie mogę znaleźć innego wytłumaczenia.Owego dnia przypadała moja comiesięczna wizyta u doktora Marcusa Kenta.Miałem jechać do Londynu pociągiem.Ku memu wielkiemu zdziwieniu Joanna wolała zostać, chociaż zwykle z prawdziwą przyjemnością towarzyszyła mi w tych wyjazdach i na ogół zostawaliśmy w Londynie na dwa, trzy dni.Tym razem jednak zaproponowałem, że wrócimy tego samego dnia wieczorem, ale i tak Joanna nie chciała ze mną jechać.Powiedziała tylko zagadkowo, że ma bardzo dużo do roboty i nie ma ochoty dusić się kilka godzin w pociągu, kiedy na wsi taka piękna pogoda.Nie mogłem temu, oczywista, zaprzeczyć, ale wszystko razem było bardzo niepodobne do Joanny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl